Pierwszy działa już w Centrum Urazowym Medycyny Ratunkowej i Katastrof. Drugi ma powstać w małej hali Tauron Areny. Lokalizacje kolejnych nie są jeszcze znane.
Szpitale tymczasowe mają pomóc w opiece nad osobami zakażonymi koronawirusem. Chorych wymagających hospitalizacji przybywa bowiem każdego dnia. Tylko w piątek 6 listopada sanepid potwierdził zakażenie u kolejnych 2824 osób w Małopolsce, a to oznacza, że nawet 200-300 osób z tej liczby może potrzebować pomocy w szpitalu. W krakowskich i małopolskich szpitalach dramatycznie brakuje jednak miejsc.
Szybki przyrost zakażeń już dawno wymusił decyzję o utworzeniu tzw. szpitali tymczasowych. Pierwszy już powstał w Centrum Urazowym Medycyny Ratunkowej i Katastrof przy ul Kopernika, gdzie uruchomiono na razie 40 łóżek covidowych (32 łóżka covidowe oraz 8 stanowisk intensywnej terapii, a zgodnie z zapowiedziami wojewody małopolskiego ma tam powstać 200 łóżek covidowych i 50 stanowisk do intensywnej terapii). Na więcej na razie nie ma jednak szans, bo brakuje personelu. Za obsługę medyczną tego szpitala tymczasowego odpowiada Szpital Uniwersytecki, który już sięgnął do rezerw, co umożliwiło przyjmowanie do pracy ochotników - osoby z wykształceniem medycznym (i nie tylko), gotowe przejść odpowiednie przeszkolenie. Problem w tym, że w szpitalach tymczasowych będą leczeni pacjenci w ciężkim stanie, a to wymaga obsługi skomplikowanej aparatury.
Drugi szpital tymczasowy ma powstać w hali Expo (przy ul. Galicyjskiej 9), jednak wciąż nie zostało to oficjalnie potwierdzone. - Informacje dotyczące EXPO podamy dopiero po podpisaniu umowy. Informacje dotyczące szpitali tworzonych przez spółki będą przekazywały w głównej mierze same spółki - mówi Joanna Paździo, rzeczniczka wojewody małopolskiego.
Spółki odpowiedzialne za kolejne dwa szpitale tymczasowe to należące do Skarbu Państwa Grupa Azoty i Tauron. Polecenie stworzenia szpitali tymczasowych otrzymały one od premiera Mateusza Morawieckiego. Jeszcze wczoraj media pisały, że Grupa Azoty ma wybudować lecznicę w hali Cracovii przy al. Focha dla 150 pacjentów. Tak się jednak nie stanie. - Po analizach związanych z budową placówki przy al. Focha oraz konsultacjach z wojewodą małopolskim podjęto decyzję o zmianie lokalizacji. O szczegółach będziemy informować - przekazuje Monika Darnobyt, p.o. rzecznika prasowego Grupy Azoty S.A.
Nie wiadomo również, który z istniejących szpitali będzie dla tej inwestycji szpitalem patronackim.
Wiadomo natomiast, że placówką patronacką dla czwartego szpitala tymczasowego w małej hali Tauron Areny został Szpital im. Żeromskiego. Zmieszczą się tam 152 łóżka ogólne i 20 łóżek intensywnej terapii. Problem w tym, że do pracy w tym szpitalu potrzeba aż 400 osób (w tym min. 30 lekarzy i ok. 150 pielęgniarek). Wymusza to m.in. fakt, że kombinezonach ochronnych można pracować 4 godziny, dlatego konieczna jest praca na zmiany i to w podwójnej obsadzie. Skąd więc wziąć pracowników? Na razie nie wiadomo. Jedno jest pewne - nie mogą to być lekarze oddelegowani ze Szpitala Żeromskiego. Jego dyrektor Jerzy Friedriger ma nadzieję, że pomoc nadejdzie od ratowników medycznych i studentek wyższych lat szkół pielęgniarskich. A ci powinni zgłaszać się już teraz, bo trzeba negocjować warunki zatrudnienia. Wcześniej jednak szpital powinien otrzymać odpowiednie gwarancje finansowe.
- W naszym szpitalu mamy 120 łóżek covidowych i jest ciężko. Brakuje miejsc, a lekarzy mamy tylu, że z trudem zabezpieczamy naszych pacjentów. Zaburzenie funkcjonowania jednego szpitala po to, żeby mógł działać inny szpital, jest pomysłem niebezpiecznym, dramatycznym wręcz - nie kryje J. Friedriger i dodaje, że w sprawie objęcia przez Szpital Żeromskiego patronatu nad szpitalem tymczasowym w Tauron Arenie dostał od wojewody polecenie wydane ustnie. - Staram się z tego wywiązać. Pracujemy nad tym, żeby szpital otworzyć do końca listopada, i żeby był maksymalnie bezpieczny. Mam nadzieję, że do tego czasu będzie on gotowy, a czy zdołamy go wtedy uruchomić? Tego nie wiem, bo oprócz skompletowania kardy spoczywa też na nas ogromne przedsięwzięcie logistyczne - przyznaje dyr. Friedriger.
Smuci go również to, że wojsko ma sprawdzać, czy w szpitalu na pewno nie ma wolnych łóżek. - Nie trzeba nas poganiać, bo pracujemy bardzo ciężko. A świadomość, że pracujemy bez zaufania władz, jest po prostu przykra - podkreśla Jerzy Friedriger.