Polska Fundacja dla Afryki organizuje zbiórkę na budowę porodówki w Madingring w Kamerunie.
Dwa tygodnie temu do pracowników mini-przychodni na północy Kamerunu przyszła rodząca kobieta. - Dziecko było źle ułożone. Nie mogliśmy nic zrobić. Nie mieliśmy narzędzi do cięcia cesarskiego, więc wysłaliśmy ją do szpitala odległego o 350 km. Po drodze zmarła i mama, i dziecko. Nic nie dało się zrobić - wspominają.
W Madingring, daleko na północy Kamerunu, znajduje się przychodnia. Pracujące tam siostry przekształciły domek w malutką przychodnię, ale wszystko tam jest "mini" - małe laboratorium, pokój do konsultacji i malutka sala do porodu. Placówka ta obsługuje kobiety z 64 wiosek, w których mieszka ponad 70 tysięcy ludzi. Dystans do szpitala w Garoua, gdzie wykonuje się kobietom cesarskie cięcie, wynosi 327 km. Właśnie tam każdego dnia lekarka siostra Józefina Grabowska ratuje życie kobietom i ich dzieciom, robiąc wszystko, by moment porodu odbywał się w godnych i cywilizowanych warunkach.
- Kiedy 25 lat temu przyjechałam do Kamerunu, nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo dramatyczna jest sytuacja tamtejszych kobiet, które są w błogosławionym stanie. W pierwszym miesiącu mojego pobytu pewnego dnia, ok. godz. 5 nad ranem, do drzwi zapukał mój sąsiad, który poprosił mnie o pomoc. Szliśmy razem spory odcinek drogi, mgła unosiła się jeszcze w powietrzu. Okazało się, że docelowo doszliśmy na śmietnik, a właściwie na wysypisko śmieci. Kiedy podeszłam bliżej, ujrzałam leżącą wśród odpadów kobietę. Obok niej leżało maleńkie, dopiero co urodzone przez nią dziecko z nieodciętą jeszcze pępowiną i łożyskiem na swoim brzuszku. Jakaś inna pani brudnymi rękami wyciągała z macicy tej kobiety jej drugie dziecko. To był dla mnie szok na dzień dobry - wspomina siostra Józefina.
Tamtejsze kobiety często rodzą w lesie lub na środku ulicy, gdzie zdane są tylko na siebie. Ich główną codzienną troską jest zadbanie o swoją rodzinę. Pracują od rana do wieczora: wstają wcześnie rano, dbają o dzieci (przeważnie każda rodzina ma min. 5 dzieci), idą na pole, przynoszą wodę, wracają i pracują dalej w domu.
- Pamiętam taką sytuację, kiedy kobieta w ciąży, która szła z wielkim wiadrem wody na głowie (kobiety w ten sposób noszą tam wodę do swoich domów), nagle dostała skurczy. Na szczęście była niedaleko nas i udało jej się dotrzeć do naszego szpitala. Sytuacja była już tak zaawansowana, że po kilkunastu minutach kobieta urodziła. Kiedy 15 minut po porodzie nasz lekarz przyszedł do niej, ona siedziała już z dzieckiem zawiązanym w chuście i oznajmiła nam, że musi wracać do pracy w polu, a w domu czeka na nią rodzina, której musi dać jeść - mówi siostra Grabowska.
Niestety mimo wielu starań umieralność kobiet i ich dzieci w Kamerunie jest bardzo duża. W Polsce liczba ta wynosi 2 na 100 tysięcy urodzeń, tam zaś - 529.
Właśnie dlatego, aby ratować życie i zdrowie rodzących kobiet oraz ich dzieci, Polska Fundacja dla Afryki chce wybudować niewielką porodówkę w Madingring, której koszt całkowity wyniesie 240 tysięcy. W placówce będzie ok. 10 pomieszczeń, w których będą mieściły się sale porodowe, sale poporodowe oraz pomieszczenia gospodarcze.
- Chcemy stworzyć miejsce, gdzie będzie można diagnozować kobiety, a potem odbierać porody w cywilizowanych warunkach. Naszym celem jest uzbieranie całej kwoty do końca lipca, tak aby pod koniec tego roku porodówka została oddana do użytku - wyjaśnia Wojciech Zięba, prezes fundacji.
Szczegółowe informacje, jak wesprzeć tę inicjatywę, można znaleźć na: www.pomocafryce.org.