Jej życie, choć w sumie krótkie, bo przeżyła tylko 50 lat, obfitowało w wiele ciekawych wydarzeń. Jako dziecko witała na nowotarskim lotnisku w 1979 r. papieża Jana Pawła II. Wakacje poświęciłaby pewnie na pieszą wędrówkę do Czarnej Madonny.
Barbara Bal, z domu Fryźlewicz, była siostrą śp. Marka (wieloletniego burmistrza Nowego Targu) i dwóch księży – śp. Jana Fryźlewicza (proboszcza w Naprawie) i śp. Andrzeja Fryźlewicza (kapelana kard. Franciszka Macharskiego). Cała czwórka rodzeństwa odeszła do Pana w ciągu... ostatnich 12 miesięcy. – Znałem każdego doskonale, i to wiele lat. Jestem spokojny o ich życie wieczne, bo przecież „dusze sprawiedliwych są w ręku Boga” – wspomina ks. Kazimierz Kubat z nowotarskiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa, do której należała Barbara. – W przypadku Basi i Marka trzeba wspomnieć jeszcze o jednej sytuacji – że tak gorliwą wiarę i oddanie Bogu przekazali swoim dzieciom. Kiedyś na niemieckim grobie przeczytałem takie słowa: „Tam, gdzie miłość płacze, tam wiara pociesza”. Ona dawała świadectwo wiary do końca. Przed oczami mam wiele obrazków z naszej świątyni parafialnej, kiedy o kulach, czasami z wielkim trudem, podchodziła do ołtarza, aby przyjąć Komunię św. – dodaje ks. Kazimierz.
Bracia w sutannie
Barbara bardzo przeżyła śmierć swoich braci. – Mówiła, że zawsze miała w nich wsparcie. Na pogrzebie Jana opowiadała, że gdy była dzieckiem, opiekował się nią i odbierał ją z przedszkola. Gdy pędził z jej wózkiem przez miasto, ona myślała, że to świetna zabawa, natomiast on skonsternowany starał się jak najszybciej pokonać tę drogę, by nikt go nie zauważył – mówi bratowa Basi Dorota Fryźlewicz. Z kolei ks. Andrzej był jej doradcą i opiekunem duchowym. Odnajdowała w nim wsparcie zwłaszcza w chorobie. To on namówił ją na jej ostatnią zagraniczną pielgrzymkę do Lourdes w 2018 roku. A pierwsze problemy zdrowotne pojawiły się u Barbary 10 lat wcześniej. Ze wszystkich braci była bardzo dumna. – Uwielbiała pasję historyczną Marka, na którą miał jeszcze więcej czasu po zakończeniu pracy w magistracie. Chętnie chodziła na jego wykłady i z uwagą słuchała opowieści – opowiada pani Dorota. Każdy, kto znał Basię, wspomina jej wielką skromność oraz niemal zawsze uśmiechniętą twarz. Angażowała się chętnie w życie parafii, należała i prężnie działała w Ruchu Światło–Życie czy w grupie charytatywnej. – Pewnie gdyby były inne Boże scenariusze, ciocia brałaby teraz udział w Góralskiej Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę, w której szła kilka razy – wzrusza się Maciej Fryźlewicz.
Z książką pod drzewem
Najchętniej spędzała czas w gronie rodzinnym – z mężem Piotrem, córką Marysią, studentką, i synem Jasiem, licealistą. – Bardzo lubiła zwłaszcza niedzielne wyjazdy do swoich teściów do Rabki, gdzie w cieniu drzew mogła czytać książki. Z wielką radością odwiedzała Kraków, w szczególności teatr – mówi D. Fryźlewicz. Interesowała się lecznictwem naturalnym i ziołolecznictwem. Jej syn wspomina, że do mamy ciągle ktoś dzwonił po porady farmaceutyczne. Zawsze spieszyła z pomocą, nie zważając często na późną albo bardzo wczesną porę rozmowy. – Była wzorem świetnego farmaceuty, bardzo kompetentnego, rzeczowego i mającego cierpliwość, zwłaszcza do osób w podeszłym wieku, kiedy stawali przy ladzie w aptece. Chętnie uczestniczyła w różnych szkoleniach. Była u mnie na stażu zaraz po studiach, a potem przez całą swoją karierę była etatowym pracownikiem i kierownikiem aptek – wylicza Maria Przygodzka, właścicielka nowotarskich aptek, gdzie pracowała Barbara. – Nawet kiedy jechała na chemię, brała tylko jeden dzień wolnego i zaraz zjawiała się w aptece. Bardzo kochała swoje dzieci, zależało jej, aby poznawały świat, kochały swoją ojczyznę. A na pierwszym miejscu stawiała Boga – dodaje pani Maria. Biegle władała językami niemieckim i angielskim, co bardzo ułatwiało jej liczne podróże. Odwiedziła cztery kontynenty: Azję, Afrykę, Amerykę Północną i Europę. Całą chorobę przyjmowała z wielką pokorą i zrozumieniem. Swoje cierpienie powierzyła św. Szarbelowi i św. Józefowi, często modląc się do nich i prosząc o łaskę zdrowia. Każdego dnia odmawiała kilka razy Różaniec. Wymownym symbolem stał się dzień jej śmierci – święto Matki Bożej Szkaplerznej i zarazem trzeci piątek miesiąca.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się