O swoim miejscu w Kościele dyskutowały przedstawicielki trzech różnych dróg powołania: żona i matka, siostra zakonna oraz żyjąca w samotności teolożka i dziennikarka.
Czy kobieta może odnaleźć w dzisiejszym Kościele swoje prawdziwe miejsce, czuć się w nim dobrze? Czy musi występować w opozycji do mężczyzn, także tych w sutannach i habitach? Czy koniecznie powinna ich czasem zastępować? Takie pytania zadał swoim rozmówczyniom świecki dominikanin Grzegorz Guzik. Jak zauważył, w Kościele kobiety bywają spychane na drugi plan, a wielu duchownych przejawia wobec nich postawy lękowe, okazuje czasem zwykłe grubiaństwo lub lekceważenie. – Kobieta powinna być gospodynią w domu, jakim jest Kościół, a jest spychana do roli gosposi, która pełni rolę służebną i drugorzędną – mówił.
Nie mocowanie, ale oddziaływanie
Co ciekawe, jego rozmówczynie nie do końca podzielają ten pogląd. Zaangażowana od lat w Stowarzyszenie „Spotkania Małżeńskie” Edyta Choczewska podkreślała w czasie dyskusji w dominikańskiej auli św. Tomasza z Akwinu w Krakowie, że nadużycia kapłanów wobec kobiet, o których słyszała, oburzają ją, ale sama nie ma takich doświadczeń. – Jestem w Spotkaniach Małżeńskich od prawie 30 lat. Ksiądz ma specyficzną rolę, nazywany jest doradcą duchowym, jest jednym z nas. Nie wyobrażam sobie zachowania protekcjonalnego, takie rzeczy prostuje się od razu – mówiła.
Siostra Marzena Władowska ze zgromadzenia jadwiżanek wawelskich, wieloletnia formatorka młodych sióstr w swojej wspólnocie zakonnej i była przełożona generalna zgromadzenia, uważa, że w relacjach między kobietami a duchownymi jest duże pole do dialogu i ścierania się. – Gdzie kobieta jest pewna siebie, ma poczucie własnej godności, tam jest spokojna również w relacjach z mężczyznami i kapłanami. Siła kobiety polega na tym, że nie mocuje się z mężczyzną, ale oddziałuje na niego – przekonywała. Elżbieta Wiater, doktor teologii, historyk, dziennikarka, blogerka i pisarka, mówiła o tym, że w relacjach z duchownymi wiele zależy od tego, czy kobieta jest „osadzona w swojej tożsamości”. Zwróciła uwagę na młode kobiety, które przychodzą do duszpasterstw i szukają tam wzmocnienia i pomocy. Ich osobowość dopiero się kształtuje, wpływ na nią ma często charyzmatyczny kapłan. – Ważne jest to, żeby te dziewczyny nie były wtedy same. W Kościele kobiety powinny się wspierać nawzajem – mówiła. Jak pomóc młodym dziewczynom odnaleźć się w Kościele? Edyta Choczewska, mama dwóch dorosłych córek, podkreślała, że ważne jest, by im towarzyszyć w odkrywaniu tożsamości kobiety i osoby żyjącej w Kościele, a więc w relacji z Bogiem i ludźmi. – Sama długo tego miejsca szukałam i nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mi je wyznaczał. Autonomia to podstawa – mówiła.
Kobiecy autorytet
Siostra Marzena przyznała, że została ochrzczona jako osoba dorosła. – Odsłoniła się przede mną tajemnica Kościoła Chrystusowego, nie Kościoła hierarchicznego. W Kościele, który żyje i oddycha Ewangelią, zawsze czułam się świetnie – opowiadała. Dla E. Wiater Kościół jest przede wszystkim przestrzenią wolności i życia. – Czuję się tu bezpieczna. To poczucie bezpieczeństwa wynika z doświadczania Kościoła jako wspólnoty. Chrześcijaństwo jest kulturą, która szanuje kobiety, a Kościół pokazuje wartość kobiecości, którą należy chronić – mówiła, zastrzegając, że nie jest to pogląd popularny, zwłaszcza w kontekście nadużyć, do jakich dochodzi w Kościele. Opowiadała o swoich wykładach w seminarium duchownym i podkreślała, że gdy klerycy widzieli jej merytoryczne przygotowanie, nie było problemu ze zbudowaniem autorytetu. Jej zdaniem ważna jest obecność kobiet w miejscach formacji młodych mężczyzn, którzy często pozbawieni są kindersztuby. Dzięki codziennym kontaktom z kobietami mają okazję, by dojrzeć. – Księża idą do ludzi. Ich skuteczność duszpasterska zależy od tego, czy potrafią się z nimi porozumieć, czy mają bagaż ludzkich doświadczeń – dodała.
Siostra Władowska opowiadała, że przed laty ks. Włodzimierz Skoczny, rektor seminarium sosnowieckiego, zaprosił jadwiżanki wawelskie do seminarium nie tylko dla zadań służebnych na zapleczu, ale dla współtworzenia klimatu. – Chodziło o to, żeby klerycy mieli normalny kontakt z kobietami. Kiedy młody mężczyzna wchodzi w małżeństwo, otrzymuje prawdziwą szkołę życia, której klerycy są pozbawieni. A tymczasem spojrzenie kobiet jest inne, może wielu z nich otworzyć oczy w kwestiach powołania i dojrzewania osobowego. Tego nie da się zrobić przez wykłady, ale w relacji – podkreślała. Rozmówczynie zgodnie podkreślały, że w Kościele relacje damsko-męskie są potrzebne, bo stanowią źródło cennej wymiany. Kluczem są rozsądek i normalna, zdrowa komunikacja.