W niedzielę 25 września ulicami Krakowa, po trzyletniej przerwie, znów przeszedł kolejny, kilkutysięczny, 8. z rzędu, Marsz dla Życia i Rodziny. Tym razem odbył się pod hasłem: "Dziecko w sercu Krakowa".
Uczestnicy marszu zebrali się w południe przy pomniku Grunwaldzkim na pl. Matejki. Potem w rytm melodii granych przez orkiestrę dętą z Imielina na Śląsku pod dyrekcją Andrzeja Króla, przeszli ul. Floriańską i Rynkiem Głównym, na skwer przy ul. Franciszkańskiej, naprzeciw Okna Papieskiego. Wystąpili tam dla nich Lidia Jazgar i Ryszard Brączek, czyli Galicja w Duecie.
Organizatorzy zaprosili do udziału całe rodziny. - Manifestując po raz 8., chcemy pokazać, że rodziny, szczególnie te wielodzietne, są jednym z fundamentów naszej ojczyzny, a nie obciążeniem. Tą radosną manifestacją chcemy pokazać także siłę naszych rodzin oraz organizacji broniących ich praw - mówi Piotr Podlecki z Akademii Obrońców Życia, członek komitetu organizacyjnego marszu, ojciec siedmiorga dzieci.
Na czele marszu szła tym razem grająca skocznie orkiestra dęta z Imielina na Śląsku, pod dyrekcją Andrzeja Króla oraz rodziny z małymi dziećmi. - To one zmienią oblicze Polski - mówi P. Podlecki Na trasie skandowano intonowane przez niego hasła, m.in.
Hej, hej, hej! Rodzice są okej!, Hej, hej, hej! Rodzina jest okej!, Wiem co obiecuję, gdy wierność ślubuję., Politycy, czy słyszycie?! Brońcie dzieci, brońcie życie!, W naszym kraju od stuleci, każdy Polak chroni dzieci.
Transparent z nazwą marszu niosły zaś dzieci z rodziny państwa Kołtunów z Łężkowic, na granicy archidiecezji krakowskiej i diecezji tarnowskiej. - Mam 11 lat, w marszu brałem udział już kilka razy - mówi 11-letni Antek Kołtun. - Mamy pięcioro dzieci. Wg starszeństwa to: Emilia, Antoni, Józef, Jan i Łucja. Od małego chodzili wraz z nami na kolejne marsze, żeby dać świadectwo tego, jak ważna jest rodzina, szczególnie wielodzietna - mówią Magda i Przemysław Kołtunowie.
Przyjechała także grupa Dziewczęcej Służby Maryjnej z Ptaszkowej w diecezji tarnowskiej. Byli również goście ze Śląska m.in. Monika Urmańska-Marena z Rudy Śląskiej wraz z dwoma synami: Ignacym i Bartłomiejem. - Do udziału w marszu namówiła mnie mieszkająca w Krakowie mama - Bogumiła Ekert-Urmańska, lekarka, która jest dziś razem z nami – powiedziała p. Monika. Przyszedł również Daniel Masny wraz z 5-letnią córką Emilią. - Mieszkaliśmy wiele lat za granicą, tam urodziła się Emilka. Od niedawna mieszkamy w Krakowie i gdy tylko dowiedzieliśmy się o marszu, postanowiliśmy nań pójść. Żona w ostatniej chwili musiała jednak zrezygnować - mówi p. Daniel.
Po raz pierwszy przyszedł także Olaf Swolkień, historyk i nauczyciel angielskiego, weteran rozmaitych akcji społecznych. - Uważam, że jesteśmy jako społeczeństwo, na wypowiedzianej nam wojnie kulturowej. Jej front moralno-obyczajowy jest ważny i trzeba zająć na nim pozycje - mówi p. Olaf.
Po raz czwarty w marszu brał udział dr Bawer Aondo-Akaa z Krakowa, niepełnosprawny działacz ruchu obrońców życia i teolog. - Ta manifestacja jest ważna nie tylko dla jej uczestników. Ważne jest również to, że krakowianie i turyści nie biorący udziału w marszu, ale znajdujący się na jego trasie, zobaczą, że pod Wawelem nie brakuje osób, którym droga jest rodzina - powiedział dr Aondo-Akaa.