Dwóch krakowskich radnych chce, by w naszym mieście lekcje religii przestały być finansowane z budżetu centralnego i samorządowego. Proponują, by uczący jej – zarówno duchowni, jak i świeccy – stali się… wolontariuszami „pełnymi pasji i poświęcenia”.
To nas obraża
O byciu osobą zaufania wie coś Kamil Syc, który jest katechetą od 11 lat. – Są sprawy natury moralnej, duchowej, z którymi dziecko nie przyjdzie do nauczyciela matematyki czy biologii, tylko do mnie, bo wie, że zostanie wysłuchane i że wspólnie spróbujemy znaleźć rozwiązanie. Zawsze jestem do dyspozycji uczniów, a przygotowanie psychologiczno-pedagogiczne jest pomocne – opowiada. – Bycie katechetą to misja specjalna. Nie tylko uczę, ale też docieram do różnych spraw, np. problemów rodzinnych, których inni nie zauważą. To też ogromny plus, że religia jest w szkole, a nie w salkach parafialnych, bo do salek nie przychodziłyby dzieci poranione przez życie i te, których rodzice są daleko od Kościoła. W szkole nie dziwi mnie, gdy uczeń niezapisany na religię pyta, co ma zrobić, by mógł chodzić do mnie na lekcje, bo koledzy mówią, że są wartościowe. Może prosić rodziców o zgodę, a ja mogę się modlić, by mu się udało – uśmiecha się Kamil i dodaje, że praca jest jego pasją, ale za darmo nie da się nią dzielić. – Żeby się utrzymać, pracuję 30 godzin tygodniowo w trzech szkołach. Czy radny Wantuch pomyślał, że są również małżeństwa katechetów, którzy kochają to, co robią, lecz gdyby mieli być wolontariuszami, to za co będą żyć? – zastanawia się Kamil Syc, a Monika Rochowiak, katechetka od 27 lat, nauczyciel dyplomowany, dodaje, że katecheci często angażują się w tak wiele spraw w szkole, że poświęcają jej nawet (według jej wyliczeń) 49 godzin tygodniowo. – Kiedy więc mieliby pracować, by żyć na godnym poziomie? Uważam, że pomysł radnych jest pierwszym krokiem do wyrzucenia religii ze szkoły – zaznacza. Zwraca też uwagę, że katecheci często uczą metodami, z których inni nauczyciele nie korzystają, ponadto osoby te chętnie się dokształcają, są do dyspozycji dyrekcji, biorą zastępstwa, jeżdżą z uczniami na wycieczki. – Jeśli więc ktoś mówi, że za darmo będziemy lepiej pracować, to obraża katechetów. Każdy nauczyciel powinien dostawać zapłatę za swoją pracę. Skoro jednak radni namawiają nas do wolontariatu, może niech sami dadzą dobry przykład i zrezygnują ze swojej diety. Mają też inne prace, więc bycie radnym powinni potraktować jako swoją pasję, realizowaną dla dobra mieszkańców Krakowa – proponuje M. Rochowiak. Przypomina również, że od kilku lat trwają naciski krakowskich radnych na dyrektorów szkół, by tak układać plany lekcji, aby religia była na pierwszej lub ostatniej godzinie. – Mówi się, że robi się to dla uczniów niechodzących na religię, a tak naprawdę jeśli ktoś ma przyjechać na 7.00 rano lub zostać do późna w szkole, to często zwalnia się z religii i w ten sposób zmniejsza się frekwencja – zauważa M. Rochowiak. Warto wspomnieć, że po raz pierwszy rekomendacja w tej sprawie ze strony prezydenta Krakowa i radnych miejskich dla dyrektorów szkół (to do nich ostatecznie należy decyzja, gdzie w planie zajęć znajdzie się religia) pojawiła się wiosną 2019 r. Poparł ją m.in. radny Łukasz Wantuch.
Krystyna Jankowska, katechetka od 15 lat, doktor teologii, podkreśla z kolei, że bycie katechetą nie jest byle czym, ale pracą, poprzez którą uczy się dzieci, że nasze życie zmierza ku wieczności. – A skoro tak, to nie ma ważniejszej rzeczy, bo walczymy o dusze, by kiedyś mogły się zbawić. Próbujemy też docierać do rodziców, którzy czasem są daleko od Boga. To wymaga wysiłku – nie ma wątpliwości. Wskazuje też, że propozycja „przebranżowienia się” na nauczyciela innego przedmiotu jest absurdem zwłaszcza dla katechetów, którzy – tak jak ona – zbliżają się do emerytury. Ksiądz Jarosław Chlebda, katecheta od 19 lat, nie kryje, że szkoła jest jedną z jego pasji i lubi taki entuzjazm wzbudzać w uczniach. – Wchodząc do szkoły, biorę za nich odpowiedzialność, też pod względem prawnym, a jako katecheta czuję się zobowiązany do dawania świadectwa wiary – zaznacza i dodaje, że dzieci wyczuwają, kto jest w takich sprawach autentyczny, dlatego on nie ma problemu z frekwencją w klasie. •
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się