Najpierw był potężny huk. Potem wielki błysk i fala uderzeniowa rzuciła ich na ziemię. Ułamek sekundy po tym, jak rosyjski pocisk moździerzowy uderzył w oddalony o 30 metrów budynek, Grażyna Aondo-Akaa myślała, że umiera. Życie uratował jej Kamil Moskal.
Dziś, będąc już w jednym z krakowskich szpitali, mocno wierzy, że z tej dramatycznej historii, która stała się jej udziałem, musi wyniknąć jakieś dobro. Jedno jest pewne: wszędzie, gdzie w wojennej zawierusze dotarli Grażyna i Kamil (wolontariusze krakowskiego Katolickiego Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych i Ich Przyjaciół „Klika”, działający w Ukrainie pod szyldem „Klika w Charkowie”), byli świadkami ogromnej ludzkiej samotności i jeszcze większego ogromu cierpienia. W Bachmucie zobaczyli zaś piekło. – To może być obecnie jedno z najgorszych i najbardziej krwawych miejsc na ziemi. Gdy 6 stycznia jechaliśmy tam po raz czwarty, nie przypuszczałam, jak krwawe będzie i dla mnie – przyznaje dziewczyna.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.