Zaburzenia depresyjne u mężczyzn wciąż są społecznym tabu. Kiedy mężczyzna trafia do gabinetu psychiatry, zazwyczaj jest już w ciężkim kryzysie.
Michael Phelps dokonał praktycznie niemożliwego, sięgając po 8 złotych medali olimpijskich podczas jednych igrzysk. „Są takie dni, kiedy czuję się absolutnie bezwartościowy. Kiedy całkowicie się zamykam, ale mam w sobie ten kipiący gniew” – mówił wybitny pływak na łamach serwisu sportowego ESPN. Amerykanin jest jedną z osób publicznych, które otwarcie opowiadają o swoich zmaganiach z depresją. Wbrew stereotypom choroba dotyka również ludzi, którzy osiągają sukcesy, są aktywni i otwarci, podziwiani, znani i lubiani.
Jak depresję przeżywają mężczyźni? – Zaczyna się w niezauważalny sposób. Mężczyzna robi się nerwowy, drażliwy, co prowadzi do konfliktów w najbliższym otoczeniu. Podejmuje działania neutralizujące negatywne emocje. Nagle więcej biega, chodzi na siłownię, sięga po używki – tłumaczy prof. Krzysztof Krajewski-Siuda, ceniony psychiatra i psychoterapeuta. Wśród innych objawów wymienia m.in. spadek koncentracji i nastroju, zaburzenia snu i jedzenia, anhedonię, czyli nieumiejętność cieszenia się życiem.
Jego obserwacje potwierdza Szymon Żyśko, dziennikarz, który doświadczył dwóch epizodów depresyjnych. – Nagle postanowiłem śpiewać i zapisałem się do chóru. Szukałem rzeczy, dzięki którym nie zostanę sam ze swoimi myślami – opowiada. Nie mógł spać, był zdenerwowany i smutny. Czuł, że zawodzi w wielu sferach, nie miał siły na wypełnianie zadań. Sześć lat temu postanowił po raz pierwszy skorzystać z pomocy psychiatry. Kiedy przechodził pierwszy epizod, polecano mu różne książki, często jednak wydane wiele lat temu, pisane językiem, którego nie rozumiał, i osadzone w obcym mu kontekście. Sprawy nie ułatwiał przekaz adresowany raczej do kobiet, bo to one najczęściej interesują się podobnymi treściami. Temat depresji wciąż jest społecznym tabu, a depresja u mężczyzn to niemal terra incognita. Książka, którą napisał wraz z prof. Krajewskim-Siudą, ma zapełnić poważną lukę w psychoedukacji polskiego społeczeństwa.
– Szymon przekonał mnie jednym zdjęciem wrzuconym na Facebooka. Na tej fotografii był uśmiechnięty, a opisał ją zdaniem: „Tak może wyglądać facet w depresji”. W sieci zawrzało, a on obiecał mi, że w książce opowie o swoich doświadczeniach. Pomyślałem, że to szansa, by nie był to tylko poradnik, ale rozmowa, która ma w sobie walor autentyczności – opowiada psychiatra.
– Kiedy jakaś znana osoba popełniała samobójstwo, ówczesny szef portalu, w którym pracowałem, zlecał mi, bym o tym pisał, bo wiedział, że mam wyczucie tematu. Ale w pewnym momencie pomyślałem, że nie chcę pisać o śmierci. Nie chcę być specjalistą od samobójstw, ale sprawić, że choć jedna osoba wybierze życie – wyjaśnia dziennikarz otwartość w publicznym opowiadaniu o swoim doświadczeniu.
Problem z męską depresją polega m.in. na tym, że kultura wybacza więcej mężczyznom – oni mają prawo być agresywni czy sfrustrowani. – Przepracowany ojciec to w polskich rodzinach norma, a jest to objaw wskazujący na depresję – zauważa S. Żyśko.
Statystyki mówią, że na jedną kobietę popełniającą samobójstwo przypada sześciu mężczyzn. W diagnozowaniu męskiej depresji pomaga tzw. skala gotlandzka. Powstała z obserwacji poczynionych w latach 80. i 90. na Gotlandii, gdzie m.in. z powodu kryzysu gospodarczego gwałtownie wzrosła liczba samobójstw, zwłaszcza wśród mężczyzn. Problem z diagnozą męskich zaburzeń depresyjnych polega też na tym, że wstydzą się prosić o pomoc, co wiąże się – według wielu z nich – ze zrzuceniem pancerza silnego, twardego faceta.
– Często to najpierw kobiety przychodzą po pomoc dla swojego partnera, brata czy przyjaciela. One pierwsze zauważają niepokojące zmiany zachowania – opowiada prof. Krajewski-Siuda. Jak podkreśla, sygnałem alarmowym jest przedłużające się przygnębienie. – Smutek to uczucie krótkotrwałe, ulega pocieszeniu. Jest też uczuciem dojrzałym, reakcją na niedoskonałość świata. Depresja trwa długo, upośledza nasze funkcjonowanie, z którym sobie nie radzimy – wyjaśnia. Gdy negatywne objawy, a więc smutek, spadek koncentracji i zainteresowania światem, agresja i nerwowe zachowania, trwają dłużej niż dwa tygodnie, trzeba się zwrócić po pomoc.
Do kogo najpierw? Do terapeuty czy psychiatry? – Najpierw lekarz – radzi profesor. Lekarz potrafi rozpoznać, kiedy zaburzenie depresyjne jest objawem choroby somatycznej, a kiedy potrzebna jest pomoc psychiatry i farmakologia. Bywa zresztą i tak, że pacjent nie ma siły na terapię – wtedy potrzebuje wzmocnienia lekami. – Z kryzysu wychodzi się na dwóch nogach: leki i terapia. Jeśli mężczyzna idzie do psychiatry, to znaczy, że jest w ciężkim epizodzie depresyjnym – argumentuje.
– Sam miałem opory przed wizytą u psychiatry. Ale kiedy w końcu się zdecydowałem, powiedział mi, że jestem w takim stanie, iż nie będzie mnie otwierał. Najpierw leki. Zaufałem mu i to był dobry kierunek – dodaje S. Żyśko. – Już nie pamiętałem, jak to jest czuć się dobrze. Tak długo źle się czujesz, że przyzwyczajasz się do tego. A tu nagle odkrywasz, że masz zdolność cieszenia się życiem, że ono zależy od ciebie – przekonuje dziennikarz.
Tekst powstał na podstawie spotkania z autorami książki „Męska depresja. Jak rozbić pancerz”, zorganizowanego w Krakowie przez wydawnictwo Mando i Stowarzyszenie „All In UJ”.