Proboszcz z podkrakowskich Bibic to wyróżnienie otrzymał za działalność społeczną i charytatywną.
Ksiądz Jan wiosną tego roku wygrał etapy powiatowy oraz wojewódzki plebiscytu organizowanego przez Polska Press (wydawca m.in. "Dziennika Polskiego" i "Gazety Krakowskiej") i dostał się do ogólnopolskiego finału. Do ostatniej chwili nie było jednak wiadomo, czy i tam odniesie sukces. Ostatecznie został zaproszony do udziału w gali, która odbyła się na Zamku Królewskim w Warszawie. W swojej kategorii, w skali całej Polsce, zajął czwarte miejsce. Jak mówi, wyróżnienie dedykuje swoim parafianom, bo sam, bez nich, nic by nie zrobił. Dziękuje im również za tak owocną współpracę, która pozwala pomagać potrzebującym.
Proboszcz z Bibic, który przez wiele lat był głównym koordynatorem Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej z Wawelu na Jasną Górę, rok temu z wielką energią włączył się w pomoc uchodźcom uciekającym z ogarniętej wojną Ukrainy. Zaraz w pierwszych dniach rosyjskiej agresji ks. Jan przechodził nieopodal krakowskiego Dworca Głównego, gdzie żywność dla uchodźców (kanapki, batony, trwały suchy prowiant, wodę) rozdawała Caritas Archidiecezji Krakowskiej. - Zobaczyłem, jak wielka bieda dotknęła tych, którzy w Polsce i w naszym mieście szukają schronienia. Pomyślałem, że po ciężkiej, kilkudniowej podróży potrzebują zjeść coś ciepłego. Zapytałem więc moich parafian, czy zechcą ich nakarmić - wspomina ks. Przybocki.
Odzew był natychmiastowy: ktoś na plebanię przyniósł produkty, ktoś inny zgłosił się do gotowania, a jeszcze ktoś inny zgodził się przewieźć to wszystko na dworzec. - Po raz pierwszy, we współpracy z Caritas, zupę pomidorową rozdawaliśmy w Popielec. 40 litrów to była kropla w morzu potrzeb… Kolejnym razem, gdy zupa już się kończyła, przyszła mama z 10-letnim synem. Dostała ostatnią porcję i bułkę z szynką. Miałem łzy w oczach, widząc, że zjadła suchą górę bułki, a dół z szynką dała chłopcu. On zaś zjadł suchy dół bułki, a szynkę dał małemu pieskowi, którego wyjął spod kurtki - opowiada ks. Jan, który wówczas obmyślał już dalszy plan działania. Efekt był taki, że parafianie z Bibic na krakowski Dworzec Główny zupę przywozili najpierw trzy, a potem dwa razy w tygodniu. Tak było do ostatniego dnia działania tam punktu Caritas.
Przy swoim kościele zorganizowali też dwa magazyny: jeden z żywnością, a drugi z odzieżą. Korzystali z nich przede wszystkim uchodźcy, którzy zamieszkali w Bibicach - niektórzy w domach prywatnych, a kilkoro na plebanii. - W Popielec ubiegłego roku, z duszą na ramieniu, podczas Mszy Świętych pytałem parafian, czy zaakceptują pomysł, by uchodźców przyjąć pod dach plebanii. Zatwierdzili to oklaskami - opowiada ks. Jan.
Parafialna Caritas w ekspresowym tempie (w dwie godziny!) umeblowała i przygotowała mieszkania, a Caritas Archidiecezji Krakowskiej jeszcze szybciej znalazła uchodźców (9 osób), którzy dotarli do Bibic. - Najpierw, po kilka nocy, gościłem na plebanii w sumie ok. 30 osób, które chciały szybko ruszać w dalszą drogę. Później, na stałe, mieszkało (do końca lipca) 7 osób - mówi ks. Przybocki.