– Gdy kolega zapytał, co u mnie, odpowiedziałem, że fizycznie jestem okazem zdrowia, ale psychicznie i duchowo czuję się jak zamek z piasku zniszczony morską falą – wspomina Michał. Jeszcze nie wiedział, że to spotkanie jest początkiem jego przemiany i że wkrótce przed obrazem Jasnogórskiej Pani będzie dziękował Bogu za to, że to jego życie na nowo posklejał.
Na ten stan „totalnej rozsypki” Michał bardzo długo pracował, choć tak naprawdę nie wszystko, co się wydarzyło, było tylko i wyłącznie jego winą. Kłopoty zaczęły się bowiem od tragicznej śmierci jego mamy – zginęła w wypadku samochodowym, o który 15-letni wówczas chłopak miał żal do ojca. Niesłusznie, bo to pijany kierowca, wyjeżdżając z podporządkowanej drogi, z impetem wjechał w auto rodziców Michała. Mama nie miała szans, a ból po tej stracie syn zaczął zagłuszać buntem przeciwko wszystkiemu, zwłaszcza przeciwko religii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.