Takie pytanie postawili sobie uczestnicy konferencji "Podwawelskie spory o kształt wiary", poświęconej w tym roku odejściom z Kościoła.
Otwierając debatę, ks. Damian Wąsek z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II postawił panelistom pytanie o to, jak zareklamowaliby Kościół w 30-sekundowym spocie. Ksiądz Wojciech Zyzak, były rektor UPJPII, wyszedłby od słowa „katolicki”, rozumianego jako „wszystko obejmujący”. - To miejsce, w którym odnajdziecie kontakt z Bogiem i drugim człowiekiem. W domu Ojca jest mieszkań wiele, już tu na ziemi na pewno znajdziecie miejsce dla siebie - mówił. Ksiądz Albert Mączka, posługujący w Austrii, zachęcał natomiast do odwagi. - Nie bójcie się, Kościół jest miejscem, gdzie odnajdziecie siebie i Boga, ale także wiele radości we wspólnocie z innymi. Kościół jest dla was i z wami - podkreślał. Jezuita o. Marek Blaza przekonywał, że w Kościele można odnaleźć „miłość polegającą na czynach, nie słowach”, ocalenie i kontakt z Bogiem, który „stał się ludzki po to, byśmy my mogli stać się Bożymi”.
Zapytani, czy lekarstwem na zjawisko apostazji może być teologia oddolna, ukierunkowana na człowieka, ks. Zyzak odwołał się do Dorothy Day, u której fascynuje go „mistyka bliźniego”, a więc chrześcijaństwo jako troska o drugiego człowieka. Jak zauważył, ludzie odchodzą od Kościoła również w ramach protestu wobec braku zaangażowania społecznego Kościoła, bo więź z Bogiem winna wyrażać się w opiece nad słabszymi.
Ksiądz Mączka odwołał się do doświadczeń Kościoła austriackiego, gdzie obserwuje się zwrot w stronę katolików świeckich biorących odpowiedzialność za wspólnotę. Jak podkreślał, w Austrii dokonuje się „rewolucja socjalna”. - Na nabożeństwach są pustki, ale na organizowanych przez parafię wydarzeniach społecznych - tłumy - opowiadał, zastanawiając się, czy jest to rodzaj pierwszej ewangelizacji, która polega na tym, by najpierw przyciągnąć człowieka, a potem pokazać mu Chrystusa. - To musi się dziać w dialogu ze społeczeństwem i z rzeczywistością. Kiedyś to były dwa różne światy - wyjaśniał. Dodał, że wprowadzanie w chrześcijaństwo odbywa się w „grupach ekskluzywnych”, w których trzeba zacząć od nauki znaku krzyża. - Jest to takie towarzyszenie, w którym nie idzie o masowe uczenie, ale o dialog - stwierdził, przypominając, że Kościół w Austrii stracił autorytet, a ze względu na skandale nie ma mandatu do rozstrzyganiu o moralności.
Ojciec Marek Blaza, który jako kapłan birytualista posługuje w rycie bizantyjsko-ukraińskim i bizantyjsko-rumuńskim, przywołał teologię Wschodu, która odkryła tajemnicę Wcielenia. - Oni nie mówią: „Bóg stał się człowiekiem”, tylko „Bóg uczłowieczył się”. To jest o wiele mocniejsze - podkreślał. - Wszyscy pragniemy Boga z ludzkim obliczem. W Kościele wschodnim plucie na człowieka to plucie na ikonę. Tu nie ma górnolotności, Wschód mocno chodzi po ziemi - przekonywał.
Paneliści podkreślali ponadto wartość dialogu wiary i nauki. Jak zauważyli, nowym ateistom udało się wmówić ludziom, że wierzący to głupsi, niedouczeni. - W Polsce widzimy przesuwanie się w stronę fideizmu. Tworzą się grupy kontestujące świat, odrzucające dialog, ponownie zamykające się w strukturach, w wierze nieskalanej myślą o dialogu ze światem - zauważył ks. Zyzak, ubolewając nad pogłębiającą się przepaścią między wiarą a światem nauki, która za czasów Wojtyły była nie do pomyślenia.
Ksiądz Mączka akcentował karierę dwóch pojęć: inkluzywność i respekt, przywołując w ich kontekście brak krzyża w miejscach publicznych, również w salach wykładowych, by nie urazić grup, które sobie nie życzą jego widoku. - W dialogu Kościoła i świata inkluzywizm jest ważny, ale nie można doprowadzać do rozmywania wartości. Postawa walki to też nie jest droga. Kluczem jest szacunek, respekt dla innych. Trzeba jednak znać własną tożsamość, wiedzieć, kim jesteśmy i co mamy do powiedzenia w duchowo zmieniającym się świecie - dodał.
Dyskutujący przyznali, że do prowadzenia „krytycznego dialogu” ze współczesnością potrzebny jest potencjał intelektualny i wrażliwość na Kościół. Zdaniem prowadzącego panel ks. Wąska, w debacie naukowej to, czy ktoś jest księdzem, czy nie, jest drugorzędne. Jak podkreślał, w intelektualnym potencjale Kościoła, wobec topniejącej liczby powołań kapłańskich, środek ciężkości przesuwa się na świeckich, którzy będą prowadzić działalność akademicką, gdy duchowni poświęcą się pracy duszpasterskiej.