Misja "Tanzania"

Dzięki Polskiej Fundacji dla Afryki, pięć lekarek z krakowskiego Szpitala im. Żeromskiego spędziło w Kiabakari dwa tygodnie, ratując życie dzieci i dorosłych.

Podczas pobytu w Tanzanii zachodniej lekarki pracowały w przychodni Blessed Pier Giorgio Frassati, znajdującej się niedaleko Jeziora Wiktorii. Od 2 do 15 listopada nie tylko leczyły, ale też edukowały personel i pacjentów. Dziś opowiadają o tym, co przeżyły.

Najbardziej zapadł im w serce chłopczyk, który dopiero co przyszedł na świat, i który na pewno by nie przeżył, gdyby akurat nie było tam polskich lekarek. - Rano, gdy przyszłyśmy do przychodni, zastałyśmy kobietę, która kilka godzin wcześniej urodziła bliźniaki. Zgłosiła się z powodu krwawienia. Problem był też z jednym z dzieci. Dziewczynka była zdrowa, ale chłopiec był zimny, bez krążenia, ważył 1300 g. Bardzo trudno było wkłuć się do jego żył, gdy zaczęłyśmy go ratować. A jednak udało się i podałyśmy mu płyny oraz - w związku z podejrzeniem ogólnego zakażenia - antybiotyki. Ożył! Później nie dał rady ssać, ale na szczęście miałyśmy mleko przywiezione z Polski. Zaczął jeść - wzrusza się Lidia Stopyra, specjalistka chorób zakaźnych i pediatrii, która z ramienia Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie oraz Polskiej Fundacji dla Afryki uczestniczyła już w misjach medycznych na Madagaskarze, w 2018 i 2019 r. - Dzieci w takim stanie, w jakim był ten chłopiec, tutaj umierają, bo ich stan jest uznawany za beznadziejny. Miejscowy personel medyczny był w szoku, że takie dziecko można uratować - dodaje L. Stopyra.

Przekonuje też, że takie misje medyczne mają ogromny sens. Jak mówi, tu, w Polsce, nie wyobrażamy sobie nawet, jaka tam panuje bieda. - Największym problemem są choroby zakaźne. To one są wiodącą przyczyną zgonów w Afryce, szczególnie wśród dzieci. Wiedzieliśmy także o potrzebie opieki nad kobietami w okresie ciąży, porodu i połogu. Śmiertelność przy porodach jest olbrzymia. Badane kobiety miały za sobą osiem, dziesięć porodów, ale dwoje czy troje dzieci zmarło krótko po porodzie. W większości dałoby się te dzieci uratować. Opieka medyczna w Tanzanii jest na bardzo niskim poziomie. Felczerzy uczyli się od nas rozpoznawać choroby, których wcześniej nie potrafili diagnozować. Nie mieli także dostępu do diagnostyki obrazowej. Dlatego trzeba tam jeździć, trzeba pomagać! - nie ma wątpliwości L. Stopyra.

Edyta Cywa, internistka ze Szpitala im. Żeromskiego, mówi z kolei, że podczas misji zwróciła uwagę na trudności w dostępie do badań i lekarza wśród miejscowych ludzi. - Diagnostyka była bardzo słaba. Mieliśmy dostępne jedynie najbardziej podstawowe badania jak morfologia, mocz, HIV. Brakowało sprzętu i odczynników, dlatego bardzo przydało się USG, kupione przez Polską Fundację dla Afryki. Miejscowy personel to zaledwie dwóch felczerów z niskim doświadczeniem. Spodziewaliśmy się głównie przypadków nagłych, ostrych, a okazało się, że przychodzą do nas przewlekle chorzy z bólami, którzy nie widzieli lekarza od lat - opowiada.

W misji uczestniczyły też Agnieszka Juranek (pediatra), Katarzyna Moskała (ginekolog) i Karolina Wójcikowska, położna.


Więcej o tej wyprawie medycznej napiszemy w jednym z najbliższych numerów "Gościa Krakowskiego".

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..