Normalnie nikt tam nie wchodzi oprócz pracowników obsługujących zamkową "technikę", której jest tu sporo. Tym razem jednak prof. Andrzej Betlej, dyrektor Wawelu, zrobił wyjątek dla nielicznej grupy fotoreporterów i dziennikarzy. Byliśmy na wawelskim strychu!
Stereotypowy strych wyobrażamy sobie jako pomieszczenie ponure, brudne, pełne rozmaitych, nikomu niepotrzebnych gratów, zapaskudzone gołębim łajnem. Tymczasem po wejściu zaskoczenie. Po pierwsze - pomieszczenie, a właściwie pomieszczenia, bo jest ich kilka, to ogromne hale, wysokie na bez mała 20 m, właściwie prawie puste i ani ptasiego piórka, o innych "prezentach" nawet nie wspominając.
Ponieważ na Wawelu wszystko jest nadzwyczajne, więc strych także jest zabytkiem, z tym że zabytkiem techniki z początków XX wieku. Kiedy modernizowano Wawel po wyjściu Austriaków, zastanawiano się, co robić z dachem, który wymagał gruntownej przebudowy. Spośród kilku rozważanych koncepcji zwyciężyła nowatorska: więźba dachowa będzie ze stali. Głównie dlatego, że stalowa miała być lżejsza od drewnianej, którą składano z masywnych belek z ciężkiego drewna dębowego. Konstruktorzy obawiali się, że z czasem ciężar dachu napierający na mury uszkodzi ściany zamku. Stalową konstrukcję zaprojektowano leciutką. Teraz żaden nadzór budowlany nie zgodziłby się na takie przekroje przenoszących obciążenia statyczne (ciężar pokrycia, okresowo także śniegu i lodu) i dynamiczne (wiatr) profili elementów więźby.
Wykonawcę znaleziono niedaleko - krakowska fabryka Zieleniewskiego była wówczas jednym z najlepszych zakładów metalowych w Europie. Najlepsza firma, najważniejsza budowa, to i materiał musiał być najlepszy: szwedzka stal. Huta w Kirunie na dalekiej północy Szwecji wytopiła z najbogatszej rudy świata stal, którą następnie przewalcowano na profile i elementy, z których powstała konstrukcja. Nawet drut, którym dachówki przywiązywane były do poprzecznic, był z tej samej stali i kiedy firma Pawlikowski współcześnie wymieniała dachówki na nowe, bardzo niewiele drutów było uszkodzonych.
Czy jest możliwe, że będziemy zwiedzać te ogromne przestrzenie? Dyrektor Betlej mówi o tym ostrożnie, bo to bezpieczeństwo, przepisy przeciwpożarowe. Ale zacytujmy: - Na razie bardzo trudno jest myśleć o udostępnieniu strychu zwiedzającym. Warunki przeciwpożarowe oraz fakt, że znajduje się tu część infrastruktury technicznej, uniemożliwiają nam kreowanie wizji maksymalnie otwartego strychu. Choć nie wykluczamy, że od czasu do czasu, a może nawet regularnie będą odbywały się pokazy specjalne - powiedział 16 stycznia dyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu.
Tak więc miejmy nadzieję. W końcu niedawno wpuszczono nas do zamkowych piwnic, więc może i na królewskim strychu kiedyś znajdą się wszyscy chętni do zwiedzania?