Podczas Dnia Katechetycznego Archidiecezji Krakowskiej jego uczestnicy dowiedzieli się m.in. jakie manipulacje stosuje "Gazeta Wyborcza" publikując artykuły dotyczące katechezy.
Zarówno gdy się Księdza słucha, jak i gdy się czyta doktorat, trudno nie zauważyć, że swoją pracą wyprzedził Ksiądz to, co dziś dzieje się wokół katechezy. Doktorat powstawał kilka lat, ale kiedy podejmował Ksiądz ten temat nikt nie przypuszczał, co nas czeka w roku 2024.
Ktoś nawet zapytał mnie, skąd wiedziałem kiedy zacząć i skończyć pisanie, i kiedy się obronić oraz skąd wiedziałem, że trafię tym doktoratem w samo centrum ataku na katechezę. Odpowiadam - to ręka Bożej opatrzności. W ostatnich miesiącach byliśmy świadkami niebywałego ataku na nauczanie religii w szkole. 7 lat wcześniej, gdy rozpoczynałem pracę, ten atak nie był na tak wielką skalę, choć jednocześnie przez 30 lat media lewicowo-liberalne przedstawiały katechezę w krzywym zwierciadle, tak jakby chciały mozolną pracą przygotować Polaków do poparcia tej walki z katechezą.
Początkowo miał Ksiądz jednak wybrany zupełnie inny temat doktoratu?
To prawda, ale podczas jednych z pierwszych "Dialogów" w kolegiacie św. Anny (czyli spotkań nowego wówczas metropolity, abp. Marka Jędraszewskiego z mieszkańcami Krakowa) poruszony został właśnie temat katechezy. Metropolita już wtedy zauważył, że katecheza jest przedstawiana przez media w krzywdzący sposób. Padło także zdanie, które nie dawało mi później spokoju: że skoro z katechezą jest aż tak źle, to przecież media powinny dać jej spokój i pozwolić jej skonać. A skoro tego nie robią, to znaczy, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Zdecydowałem, że trzeba to sprawdzić, a mój promotor po dwóch dniach namysłu dał mi zielone światło. Nie przypuszczałem jednak, że zamiast opisać podejście do tematu lekcji religii różnych mediów (np. "Rzeczpospolitej", "Tygodnika Powszechnego"), skupię się tylko na "Gazecie Wyborczej" i że doktorat będzie liczył aż 600 stron.
Przed nami rozpoczęcie roku szkolnego i pierwszy tydzień w szkole. Czego, Księdza zdaniem, możemy spodziewać się w mediach w temacie katechezy?
Na pewno ataku na szkoły, które zapraszają uczniów i nauczycieli na Mszę św. rozpoczynającą rok szkolny. Chodzi o to, by jak największą liczbę rodziców przekonać, że tak być nie powinno. Pojawią się też teksty o "świeckiej szkole". A ja apeluję, by nie używać terminów, które nie istnieją w prawodawstwie. Szkoła jest publiczna lub prywatna, a hasło "świecka" to tylko trend, który się pojawił. Zarówno w szkole publicznej jak i prywatnej, nikt nie może nikomu utrudniać praktyk religijnych. Media lewicowo-liberalne chętnie też widziałyby na stanowiskach dyrektorów szkół ludzi "bezobjawowych", którzy w żaden sposób nie przyznają się do wiary albo takich, którzy w otwarty sposób stają do niej w kontrze. Bo dyrektor wierzący będzie "indoktrynował"… Co więcej, media najbardziej aktywne w temacie katechezy zdają się nie zauważać, że zmiany, które próbuje przeforsować minister edukacji dokonują się na bazie rozporządzeń. A przecież na początku lat 90. XX w. "Gazeta Wyborcza" sama pisała artykuły o tym, że rządzenie rozporządzeniami jest wyłamywaniem drabinki legislacyjnej. Teraz więc nikogo to nie razi?
Co więc powinny robić media będące po prawej stronie, także katolickie, by wyjść z mądrą kontrą do tego, co się dzieje po lewej stronie?
Uważam, że problem polega też na tym, że nie piszemy w mediach katolickich (i nie tylko) o pozytywnych akcjach, jakie robią katecheci. Przecież oni towarzyszą dzieciom na rożnych etapach ich życia. Wiem o tym z własnego doświadczenia, bo przez kilka lat byłem katechetą w jednej z krakowskich podstawówek i wiem, w jak wielu sytuacjach dzieci potrzebowały duchowego przewodnika. Z wieloma absolwentami do dziś mam kontakt, chociażby na Messengerze, choć od jakiegoś czasu jestem już dyrektorem Domu Polskiego w Rzymie. O tym, że i dzieci, i rodzice, doceniali to, robiłem, najlepiej świadczy fakt, iż w 2017 r. zostałem zgłoszony do plebiscytu na nauczyciela roku w kategorii nauczycieli klas I-III. Zająłem I miejsce wśród nauczycieli krakowskich, a II miejsce w całej Małopolsce.Takich dobrych katechetów jest więcej, dużo więcej, pokazujmy ich! A katecheza w szkole musi istnieć, bo na innych lekcjach dziecko nie dowie się, co jest dobrem, a co złem. Godzina wychowawcza też tego nie załatwi. W momencie, gdy ze wszystkich stron trwa przemyślana akcja mająca na celu obrzydzenie dzieciom katechezy, promujmy więc dobro i ukazujmy katechezę jako dobro. Katecheza pokazuje, niczym lustro, prawdę o Bogu i człowieku. Walka z nią trwa, bo ludzie nie chcą znać tej prawdy. Ta prawda ich uwiera.