To się dzieje naprawdę - dzięki wspaniałym darczyńcom dziś i jutro szlachetna pomoc dotrze do ponad 17 tys. rodzin!
Jeszcze tydzień temu atmosfera w krakowskim Stowarzyszeniu "Wiosna", które jest organizatorem Szlachetnej Paczki, była bardzo napięta i nerwowa - do wielkiego finału tegorocznej edycji tej największej akcji charytatywnej w Polsce zostało przecież zaledwie kilka dni, a ponad 2,5 tys. rodzin nie miało jeszcze wtedy swojego darczyńcy.
- Bardzo się baliśmy, patrząc na liczby, bo brakowało darczyńców, a za każdą liczbą rodzin, które wciąż czekały, stoi przecież konkrety człowiek i jego historia. Baliśmy się, że 13 grudnia przyjdzie nam zadzwonić do tych rodzin i powiedzieć, że się nie udało. Na szczęście od kilu dni widzieliśmy, że sytuacja zmienia się drastycznie - na plus! - i darczyńców zaczęło przybywać, a rodzin, które czekały na pomoc - ubywać. O weekendzie cudów myśleliśmy więc z nadzieją. Aż w końcu wczoraj pojawiło się zero - opowiada Agnieszka Grzechnik, dyrektor Szlachetnej Paczki, i dodaje, że dziś wszyscy w "Wiośnie" czują ogromną ulgę, że to wszystko piękne, co weekend cudów ze sobą niesie, już po raz 24. stanie się rzeczywistością. - Czujemy też radość i euforię, że 17 020 rodzin w całej Polsce dostanie pomoc, bo my na to pracujemy cały rok i dziś, mimo zmęczenia, czujemy szczęście, jest wzruszenie, są emocje, łzy radości - nie kryje Agnieszka Grzechnik.
Magia weekendu cudów
I rzeczywiście, od samego rana w sobotę 14 września w magazynach Paczki ta euforia wręcz unosiła się w powietrzu i unosić się będzie jeszcze jutro, czyli przez całą niedzielę. Bo co chwilę przyjeżdżali darczyńcy ze swoimi paczkami, zostawiali je, a wolontariusze przejmowali wszystkie pięknie zapakowane pudła, kartony, i podarunki mające wszelkie możliwe kształty, lekkie, ciężkie i tak bardzo ciężkie, że trudno unieść je jednej osobie. Co chwilę też z magazynów wyjeżdżały zapakowane po brzegi samochody, by dotrzeć z nimi do rodzin czekających na swoją gwiazdkę z nieba. - A ja, widząc to wszystko, czuję dziś przede wszystkim spokój, który wynika… właśnie z tej radosnej euforii, że udało się znaleźć wszystkich darczyńców - uśmiecha się Natalia Daniło z ekipy Szlachetnej Paczki. - To spokój serca wynikający z faktu, iż pan Janusz otrzyma kuchenkę gazową, a pani Janina lodówkę i nie będzie musiała trzymać żywności na parapecie. Kiedyś, gdy sama byłam wolontariuszką, odwiedziłam pewną panią, która powiedziała, że wystarczy, jeśli dostanie ryż, kilo mąki. Potem jednak okazało się, że ma kołdrę, która nie była ciepłą kołdrą, tylko pledem, a jej kurtką zimową był stary, gruby, wełniany sweter sprzed 20 lat, na który ubierała letnią kurtkę. Z takimi historiami się spotykamy - zamyśla się Natalia.
Darczyńcy o wielkich sercach
Wśród darczyńców wypełniających magazyn medialny na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie, w którym w sobotę goszczeni byli także dziennikarze wszelkich redakcji, byli też studenci Wydziału Aktorstwa Uniwersytetu Andrzeja Frycza Modrzewskiego w Krakowie. Pod opieką swojej wykładowczyni, aktorki teatru im. Słowackiego w Krakowie Lidii Bogaczówny, przygotowali paczkę dla pani Krystyny i jej syna. - Paczkę robił cały nasz wydział, każdy coś dorzucał od siebie, włączyli się w to nawet nasi rodzice - opowiadają studenci: Laura, Julia, Jonatan, Zuzia i Magda, którzy cieszą się - i tą radość rozsiewają wręcz wokoło siebie - że już po raz drugi udało im się w to wielkie dzieło wciągnąć tak wiele osób. Bo ludzi dobrej woli jest więcej, niż się nam wydaje. - W ostatnich tygodniach poszłam do sklepu, gdzie chciałam znaleźć większość „fantów” potrzebnych do paczki. Powiedziałam sprzedawcy, że szukam kurtki dla pana o wzroście 1,7 m, dla pani o wzroście 1,52 i jeszcze sporo innych rzeczy. Sprzedawca zapytał: ale jak oni wyglądają? Odpowiedziałam, że nie wiem, to do Szlachetnej Paczki. Na to on zapytał, czego jeszcze szukam do tej paczki, a po chwili przyszła kierowniczka sklepu i zdecydowała, że wszystko, także pościel, poduszki, kołdry, ręczniki mam mieć policzone o 20 proc. taniej. Ucieszona mówię im, że pójdę jeszcze do innego sklepu dokupić kilka rzeczy, których tu akurat nie ma, a odpowiedź sprzedawcy maksymalnie mnie wzruszyła. Usłyszałam, że mam już nigdzie nie iść, tylko wrócić do nich w poniedziałek i będzie wszystko, co trzeba. Wróciłam, pytam, ile płacę, i co słyszę? Że nic, bo to wkład tego sklepu w naszą Paczkę - opowiada Lidia Bogaczówna, która jest też ambasadorką Szlachetnej Paczki. Podobna sytuacja spotkała panią Lidię w sklepie papierniczym, gdzie poszła kupić taśmy, papiery do pakowania, nożyczki, taśmy. - Widzę, że pani coś oblicza i oblicza, aż w końcu słyszę, że skoro to jest do Szlachetnej, to nic nie płacę. Bo na Paczkę się nie płaci. Byłam też na urodzinach przyjaciół i podeszła tam do mnie koleżanka, o której wiem, że nie ma wiele. Ukradkiem podała mi coś złożonego w małą kostkę. To było 100 zł. Powiedziała, że mam to wziąć na rzecz Paczki, bo ona potrzebuje tej świadomości, że daje coś dobrego dla innych - wzrusza się pani Lidia.
Dobro mnoży się przez dzielenie
W magazynie medialnym pojawili się też Joasia i Maciej, którzy Paczkę robili kolejny już raz. A tak naprawdę robili w tym roku nawet trzy paczki - jedną z ramienia szkoły, w której pracuje Asia (i jest tam koordynatorką wolontariatu), drugą ze Stowarzyszeniem Młodych Przedsiębiorców JCI Kraków, gdzie działa Maciej, a trzecią - z fundacją Vegvisir. - Efekt jest taki, że w ostatnich tygodniach zamieniliśmy nasze mieszkanie w labirynt, bo tyle było tych wszystkich kartonów, że trzeba się było przez nie przeciskać - śmieją się Asia i Maciej. Opowiadają, że samemu nie da się zrobić Paczki, ale gdy się skrzyknie różne społeczności, i gdy każdy da na ten cel tyle, ile będzie mógł, to można zdziałać naprawdę wiele. - Chcemy, by każdy dostał szansę na godne święta i wierzymy, że dobro mnoży się przez dzielenie, dlatego warto zmieniać świat na lepszy - przekonuje Maciek, a wolontariusz Paczki Konrad Jóźwik dodaje, że pomagając innym, robimy pożyczkę na wieczne oddanie. Co oznaczają te słowa? Że dobro wraca i może się zdarzyć, że kiedyś ktoś pomoże nam, bo nie wiemy, co wymyśli przewrotny los. I oby ten los nigdy nie powiedział, że dostaliśmy wiele, ale nie umieliśmy się dzielić, więc teraz zostaje nam odebrane to, co wydawało się dane nam na zawsze…
Magazyn medialny był miejscem, gdzie darczyńcy, wolontariusze i goście mogli wspólnie celebrować sukces akcji. Robili sobie pamiątkowe zdjęcia, pili pyszną kawę, częstowali się smakołykami i dekorowali świąteczne pierniczki.
Jeśli więc ktoś jeszcze ma wątpliwości, czy warto włączyć się w tę akcję, odpowiedź jest tylko jedna: warto. Bo radość z dawania jest nie do opisania - unosiła się dziś w każdym paczkowym magazynie.