Na cmentarzu parafialnym w podkrakowskich Liszkach z honorami wojskowymi pochowano dziś kpt. Wacława Szaconia "Czarnego" (1926-2025), w czasie II wojny światowej żołnierza Narodowej Organizacji Wojskowej i Armii Krajowej, od 1945 r. zaś partyzanta podziemia niepodległościowego, więźnia politycznego PRL, świadka historii.
Kapitan "Czarny" zmarł w Liszkach 17 stycznia w wieku prawie 99 lat. Żegnano go tłumnie. Prócz najbliżej rodziny, w tym żony Stefanii z d. Rospond, niegdyś więźniarki politycznej PRL, w 1953 r. skazanej w tzw. procesie Kurii Krakowskiej na 7 lat więzienia, oraz jej dzieci i wnuków przyjechali także przyjaciele i znajomi, przedstawiciele Wojska Polskiego, wojewody małopolskiego, Instytutu Pamięci Narodowej, członkowie organizacji kombatanckich i grup rekonstrukcyjnych. Wśród obecnych był m.in. Marek Franczak, syn Józefa Franczaka "Lalusia", ostatniego partyzanta antykomunistycznego, który zginął w 1963 r., osaczony przez komunistyczną bezpiekę. Kapitan Szacoń był przyjacielem i towarzyszem walki tego żołnierza.
Przy trumnie złożono wieniec od prezydenta Andrzeja Dudy, który w 2020 r. dekorował osobiście w Warszawie W. Szaconia krzyżem komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Przedstawiciele Stowarzyszenia "Hubalczycy 1939-1940" przekazali rodzinie zmarłego odznakę Hubalczycy, którą pośmiertnie uhonorowali weterana.
Złożenie trumny do grobu poprzedziły modlitwy w kościele parafialnym pw. św. Mikołaja. Odmówiono Różaniec oraz odprawiono Mszę św., którą koncelebrowali ks. Paweł Gałuszka, proboszcz lisiecki, oraz ks. Władysław Palmowski, emerytowany proboszcz z pobliskiej Morawicy, niegdyś duszpasterz nowohuckiej Solidarności, opiekun duchowy środowisk kombatanckich.
Odczytano list, jaki do rodziny zmarłego i uczestników uroczystości pogrzebowej skierował abp Marek Jędraszewski. "Pragnę pożegnać z wami śp. Wacława. Przesłanie nadziei łączę z wdzięcznością dobremu Bogu za wszystkie dary, którymi obdarzył zmarłego Wacława, zwłaszcza za łaskę wiary i ukochania Ojczyzny" - napisał m.in. metropolita krakowski.
Swojego parafianina wspominał proboszcz. - W pewien pierwszy piątek miesiąca byłem w tym gościnnym domu, by pan Wacław mógł przyjąć Jezusa Chrystusa. I tak bywało już w każdy pierwszy piątek. Życzliwy dom, w którym zawsze miało się poczucie bycia oczekiwanym, gdzie zawsze doświadczało się przyjęcia pełnego serdeczności; dom, który tworzyły nie tylko mury, ale przede wszystkim osoby, które tam zamieszkiwały. Pierwszą lekcją, jaką otrzymałem w tym domu od śp. Wacława i jego małżonki Stefanii, była lekcja patriotyzmu. Po przyjęciu Komunii św. - pamiętam dobrze ten pierwszy piątek - powiedział mi, że dla niego ojczyzna jest jak matka. On dla tej ojczyzny wiele wycierpiał i tutaj wraz ze swoją żoną dali piękne świadectwo życia, nie tylko małżeńskiego, nie tylko rodzinnego, ale i życia, gdzie takie wartości, jak Bóg, honor, ojczyzna, stały na pierwszym miejscu - wspomniał ks. Gałuszka.
Na cmentarzu po odmówieniu modlitw odśpiewano "Marsz zaporczyków" ze słowami: "Pomylił się Stalin, pomylił się wróg. /Zawiodła się ruska hołota. /Za Sybir, za Katyń, za Wilno, za Lwów. Zapłaci Zapory piechota". Kapitan "Czarny" służył bowiem po wojnie m.in. w oddziale podziemia niepodległościowego mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory".
Trumnę z ciałem weterana złożono do grobu rodzinnego przy trzasku salwy honorowej, oddanej przez żołnierzy Wojska Polskiego. - Był człowiekiem, który całe swoje życie poświęcił służbie Polsce, walcząc za nią zbrojnie, a potem siedząc w komunistycznym więzieniu, skazany początkowo czterokrotnie na karę śmierci. Gdy w czasach PRL pamięć o walkach jego pokolenia usiłowano zepchnąć w niepamięć, on tej pamięci uporczywie służył, przyczyniając się m.in. swoimi rękoma do odnowienia krypty marszałka Józefa Piłsudskiego pod wawelską Wieżą Srebrnych Dzwonów, za co był represjonowany przez komunistyczną bezpiekę. Pułkownik Józef Herzog, legionista, który narażając się na represje ze strony ówczesnych władz, starał się o przywrócenie niszczejącej krypcie godnego wyglądu, nazwał W. Szaconia "człowiekiem o »cudownych« rękach". Dodał: "(...) przyznać muszę, że bez niego kto wie, czy dałbym był radę wykonać to, co w krypcie zostało zrobione". Już w wolnej Polsce pan Wacław oddał się, jako świadek historii, pracy wśród młodzieży, by pamięć i wiedzę o tym, co przeżył, przekazać kolejnym pokoleniom - mówi znający niegdyś bardzo dobrze "Czarnego" Jarosław Szarek, historyk, dyrektor Muzeum Armii Krajowej w Krakowie, były prezes Instytutu Pamięci Narodowej.
Wspomina go również Małgorzata Janiec, prezes Obszaru Południowego Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" w Krakowie, którego honorowym prezesem był kpt. "Czarny". - Był człowiekiem szlachetnym, ciepłym, rodzinnym, cichym i skromnym. Mimo sędziwego wieku miał doskonałą pamięć; był zawsze chętny do pomocy oraz do opowiadania młodzieży o tym, jak walczył o wolną Polskę, także dla nich. Bardzo kochał Lubelszczyznę, swoją ziemię rodzinną - mówi.
Czytaj także:
Sylwetkę kpt. Wacława Szaconia przedstawiamy obszerniej w 4. numerze "Gościa Krakowskiego" na niedzielę 26 stycznia.
Na pogrzeb kpt. "Czarnego" przyjechała m.in. wraz z mężem Jerzym Wanda Bukowska z Krakowa. Bogdan Gancarz /Foto Gość