W POGON(i) za życiem, czyli opowieść o pasji życia Piotra Pogona

Pokonał cztery różne nowotwory. Lekarze tylko kręcili głowami, ale on się nie poddał i postanowił zdobywać szczyty korony ziemi i startować w morderczych biegach Ironman.

Anna Dymna, której Piotr zawdzięcza wyjście na prostą z poważnych tarapatów w dość krytycznym momencie swego życia, powiedziała kiedyś o nim, że tego faceta można albo kochać, albo nienawidzić. Większość osób, które los stawia na drodze Piotra, darzy go jednak wielką sympatią i patrzy na niego z prawdziwym podziwem. Mając za sobą tak wiele trudnych, a nawet dramatycznych doświadczeń, już dawno mógłby przecież zaszyć się w czterech ścianach i płakać nad swoim losem. Piotr Pogon woli jednak nieustannie dawać z siebie wszystko, czerpać z życia, ile się da, targować się z Najlepszym Sponsorem Świata i robić rzeczy, które innych przyprawiłyby o zawrót głowy.

- Często zaskakuje mnie odbiór tej mojej działalności. Kiedyś na przykład jeden z onkologów wspominał mi, że trafił do niego młody 30-letni chłopak, u którego zdiagnozowano poważny nowotwór. Na wstępie powiedział, że zamierza wygrać z tą chorobą, bo słyszał o takim gościu z Krakowa, który nie ma płuca, ale biega maratony i na siedmiotysięczniki zabiega niewidomego kolegę. Skoro więc mnie się udaje takie pomysły realizować (bo o mnie właśnie mówił), to i on da radę. Mój lekarz skomentował to krótko - że jeśli kiedyś będę chciał porzucić aktywność, to mam sobie przypomnieć tę historię i wziąć się do roboty - uśmiecha się Piotr i dodaje, że lekarze widząc go żartują też, iż jest beznadziejnym przypadkiem i cudnie wadliwym egzemplarzem z onkologicznym ADHD. Trudno się z tym nie zgodzić.

Po raz pierwszy na raka zachorował będąc jeszcze w szkole średniej, a że onkologia na początku lat 80. XX w. dopiero raczkowała, to przy tak poważnej diagnozie, jaką wtedy dostał, zastosowano skrajnie ciężkie leczenie, które prawie go zabiło. Dawki chemii i naświetlania były bowiem takie, jakich dziś się już nie stosuje. Piotr przeszedł przez śmierć kliniczną i… wrócił do żywych, ale rak o nim nie zapomniał. Wrócił, gdy Piotr był młodym mężem i gdy wydawało się, że świat stoi przed nim otworem. To właśnie wtedy stracił płuco i miał już nie mieć siły, by wyjść po schodach na pierwsze piętro. Nie posłuchał lekarzy. Po wyjściu ze szpitala wsiadł na rower, a potem postanowił pokazać rakowi, kto tu rządzi i rzucił się w wir działalności dobroczynnej i sportowej. Można nawet powiedzieć, że wtedy rozpoczęła się Piotra Pogona pozytywnie szalona pogoń za życiem, a onkologiczne ADHD zaprowadziło go nawet na krańce świata i na dachy świata. Wraz z niewidomym przyjacielem, Łukaszem Żelechowskim zdobył trzy szczyty Korony Ziemi (m.in. Aconcaguę), a gdyby zliczyć wszystkie jego wspinaczki, to suma pokonanych górskich przewyższeń wynosi ok. 40 tys. metrów. Startując w biegach charytatywnych przebiegł z kolei 3,5 tys. kilometrów (doliczając do tego treningi przebiegł nawet 40 tys. km), a na najróżniejsze szczytne cele zebrał ok. 28 mln złotych. Inni fundraiserzy mogą się tylko od Piotra uczyć.

W POGON(i) za życiem, czyli opowieść o pasji życia Piotra Pogona   Rok 2008. Piotr w drodze na Kilimandżaro. Towarzyszy mu masajski chłopiec. Archiwum Piotra Pogona

- Jeśli człowiek ukończył Ironmana, to wie, że nie ma barier, których nie byłby w stanie przekroczyć. Od 18 sierpnia 2012 r. mogę to potwierdzić, bo przekroczyłem linię mety, mając za sobą pływanie (3,86 km), jazdę na rowerze (180,2 km) i bieg (42,195 km). Z tego, co wiem, wcześniej nie było przypadku, aby takim osiągnięciem mógł się pochwalić człowiek bez płuca. W Kalmarze zrobiłem to więc jako pierwszy na świecie - wzrusza się P. Pogon. Warto dodać, że był już wtedy po trzecim starciu z nowotworem - guzem, który wyrósł mu na czole.

Ten wyczyn powtórzył dwa lata później, w 2014 r. w Zurychu. - Po raz drugi Ironman był mój i po raz drugi zrobiłem coś, co wydawało się nierealne - cieszy się Piotr. W między czasie startował też w innych biegach, m.in. połówkowych Ironmanach i zawsze robił to dla kogoś. Na przykład w 2013 r. w Gdyni biegł dla 13-letniego Michałka, cierpiącego na dziecięce porażenie mózgowe. Chłopak nie potrafił samodzielnie siedzieć, chodzić ani mówić. - Komunikował się z innymi za pomocą zeszyciku i piktogramów. Dzięki pomocy sponsorów wybiegałem dla niego elektroniczny komunikator. Michał nauczył się klikać na tym sprzęcie i tworzyć zdania. Jako jedno z pierwszych zdań napisał: "Przekażcie moim kolegom, że jestem mądrym chłopcem". Gdy to usłyszałem od jego ojca, zacząłem ryczeć jak bóbr. Po raz kolejny przekonałem się, że mój wysiłek jest ważny dla innych - zamyśla się Piotr i choć z naszej rozmowy mogłaby pewnie powstać zapowiedź kolejnej książki o pomysłach Piotra Pogona na życie, to czasem ma się wrażenie, że te informacje trzeba z niego umiejętnie wyciągać, bo skromność to jego drugie imię. Zamiast mówić o sobie woli słuchać i dawać serdeczną uwagę tym, z którymi się spotyka. - Najpierw ty mów, co u ciebie, bo dawno się nie widzieliśmy, a dopiero potem ja będę opowiadał - mówi na dzień dobry. Podobne doświadczenie ma większość jego przyjaciół i znajomych. Ukochanie człowieka, człowieczeństwo, które w sobie pielęgnuje i chęć niesienia pomocy gdzie tylko się da, zaprowadziły go nawet do pogrążonej w wojnie Ukrainy, gdzie pojechał z konwojem humanitarnym. Od profesora pracującego na oddziale neurochirurgii w jednym ze szpitali, gdzie trafiają ranni w wyniku rosyjskich ataków, Piotr dostał coś, co mocno nim wstrząsnęło. To pudełko, w którym znajdują się kawałki metalu wyciągnięte z kilku mózgów pacjentów, ofiar wojny. - Zawieź to do swoich - powiedział mi profesor, a ja spełniam jego wolę i zabieram ten podarek na różne moje wystąpienia (Piotr jest też tzw. mówcą motywacyjnym - przyp. aut.). Na słuchaczach robi to przerażające wrażenie. Tyle w XXI wieku jest warte ludzkie życie. Apokalipsa i ocieranie się o piekło w jednym - zamyśla się Piotr. Wszystko to, co widział w Ukrainie, także podczas ataków rakietowych, i co usłyszał od spotkanych Ukraińców, nazywa krótko: trauma, ale i doświadczenie, które warte było tego, by jechać do piekła. Bo teraz może mówić innym o tym, czym w praktyce jest okrucieństwo wojny i czym jest nienawiść, która wojnę wywołuje.

Czy na to całe zło świata jest jakieś lekarstwo? Jest. To wiara, która Piotrowi pokazuje drogę i za którą idzie od zawsze. Boga nazywa często Wielkim Bacą, a siebie - Jego owieczką. - Bóg towarzyszy mi w niebywały sposób. Dotychczasowe choroby i problemy ze zdrowiem to również kolejne darowane istnienia. Śmieję się, że pewnie Jezus ze św. Piotrem, moim imiennikiem, mają niebieski joystick i dają Pogonowi następne życia. Ale za cenę bólu i cierpienia - żartuje Piotr i dodaje, że modlitwa i udział w Mszy św. są dla niego bardzo ważne, a ostatnio próbuje "zaprzyjaźnić" się z Różańcem, do którego dawniej nie miał cierpliwości. - Gdy trenuję, rozmawiam z Bogiem, czasem się z Nim kłócę, czasem pytam, dlaczego muszę tak cierpieć (czwarty nowotwór Piotr przeszedł w 2016 r., stracił wtedy tarczycę), ale potem ufnie proszę Go o pomoc, bo jest najlepszym Szefem - przyznaje P. Pogon, który w ubiegłym roku świadectwem swojej wiary dzielił się nawet podczas Kongresu Eucharystycznego Archidiecezji Krakowskiej.

W POGON(i) za życiem, czyli opowieść o pasji życia Piotra Pogona   - Duchowe siły ładuję, modląc się każdego dnia przed krzyżem mogilskim - wyznaje Piotr. Monika Łącka /Foto Gość

Warto również dodać, że niedawno Piotr został laureatem nagrody "Człowiek bez barier" roku 2024 (przyznanej mu w grudniu przez Fundację "Integracja") oraz nagrody Samorządu Województwa Małopolskiego dla Osób Działających na Rzecz Dobra Innych - Amicus Hominum 2024 (w kategorii "Ambasador zdrowia").


O dwóch najnowszych pomysłach Piotra, albo raczej o projektach, które chciałby zrealizować w najbliższych miesiącach, pisaliśmy w numerze 5. "Gościa Krakowskiego" (na 2 lutego). Historię Piotra można też poznać czytając książkę "W POGON(i) za życiem", którą można nabyć wyłącznie poprzez stronę Fundacji Drabina, założonej przez Piotra, by pomagać innym. Na wszelkie sposoby. Szczegóły na drabina.org.pl. Książka jest cegiełką na jej dalszą działalność.

« 1 »