O tym, iż chorzy potrzebują obecności kapłana, który niesie Jezusa i nadzieję, opowiada kapelan Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie i diecezjalny duszpasterz chorych.
Monika Łącka: Wielu księży pracujących np. w szkole kończy zajęcia o określonej godzinie i może odpocząć. Kapelan szpitala pracuje całą dobę?
Ks. Józef Habina: I dlatego w tym największym i najnowocześniejszym szpitalu w Polsce tę posługę pełni trzech kapłanów. Oprócz mnie (pracuję tutaj 3 lata) kapelanami są tu także ks. Adam Staszak ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy i o. Dawid Burza, augustianin. Z kolei na oddziałach, które pozostały na ul. Kopernika, kapelanem jest o. Krzysztof Duńczyk, również ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Dyżurami się dzielimy, ale najczęściej na oddziałach jesteśmy od rana do wieczora, robimy obchody odwiedzając wszystkie sale, a do rana dnia następnego jesteśmy pod telefonem, w gotowości, by przyjść na wezwanie. Obejście wszystkich oddziałów, pukając od sali do sali, by spędzić trochę czasu z każdym pacjentem, który tego potrzebuje, zajęłoby jednemu kapłanowi… trzy dni! Potrzeby są tutaj naprawdę duże, a przecież każdego odprawiamy w kaplicy dwie Msze św. (o godz. 6.10 i 15.00) i jesteśmy do dyspozycji każdego, kto chce porozmawiać lub przystąpić do spowiedzi.
To, o czym Ksiądz mówi, przeczy współczesnemu światu, który często podważa sens pracy kapelana.
Rzeczywistość szpitalna pokazuje, że chorzy bardzo potrzebują obecności kapelana. Co ważne, nasza posługa dotyczy zarówno pacjentów, jak i ich rodzin oraz pracowników szpitala. Oczywiście, nie wszyscy korzystają z naszej posługi, jednak każdego dnia obserwujemy, że do sakramentów przystępuje bardzo duża liczba chorych, i dużo osób przychodzi na Msze św. - zarówno w dni powszednie, jak i w niedzielę. Kaplica jest zawsze pełna. Warto też zauważyć, że nie wszyscy od razu chcą przyjmować sakramenty, dlatego czasem trzeba człowieka "oswoić", dać mu czas, zbudować zaufanie, przygotować, rozmawiać, przychodzić, pokazywać, że warto spotkać się z Bogiem. Są też osoby, które mówią, iż sakramentów nie przyjmują, ale proszą o rozmowę o życiu, o przemijaniu, szukają pociechy, nadziei.
Można więc powiedzieć, że pełniąc tę posługę realizuje tutaj Ksiądz swoje powołanie?
Tak, czuję się tutaj potrzebny. Ta posługa daje duże spełnienie, a spotkania z ludźmi są dla cenne, bezpośrednie, głębokie, bo płaszczyzna, na której się spotykamy, jest bardzo wrażliwa, związana z cierpieniem, z sytuacjami granicznymi. Doświadczam też dużo dobra i życzliwości ze strony pacjentów i pracowników szpitala, a po tych trzech latach nie mam wątpliwości, że sytuacja cierpienia i choroby zmienia człowieka, często „in plus”, i że dla chorych ważny jest sam fakt bycia z nimi i dla nich. Dużo jest także sytuacji, które na zawsze zostają w sercu. Zdarza się bowiem, że ktoś w ostatnim momencie prosi o przyjście księdza, albo nie prosi, tylko się o to modli i nagle ja przychodzę. Okazuje się, że ten chory chciał moich odwiedzin, ale nie wiedział, jak o to poprosić, dlatego ze wzruszeniem mówi, że to Duch Święty musiał mnie tak poprowadzić, że przyszedłem. Wierzę więc, że jeśli ktoś bardzo pragnie, to może się tutaj spotkać się z księdzem, a poprzez naszą posługę - z Bogiem.