Mali pacjenci Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu nie mają wątpliwości, że Ojciec Święty jest już w niebie.
To miejsce, w którym wiara najmłodszych promieniuje na dorosłych, Franciszek odwiedził 9 lat temu, podczas Światowych Dni Młodzieży Kraków 2016. Stało się tak w dużej mierze dzięki dzieciom z oddziału hematologii, bo gdy w 2014 r. pracująca w kapelanii szpitala s. Bożena Leszczyńska OCV wybierała się do Rzymu, rozmawiała o tym z nimi i powiedziała, że wiele, wiele tal temu szpital odwiedził Jan Paweł II. - Akurat czekaliśmy na relikwie św. Jana Pawła, które szpital otrzymał w czerwcu 2014 r. - przypomina s. Bożena. Dzieci nie zastanawiały się ani chwili, tylko powiedziały, że też bardzo by chciały, aby do nich przyjechał obecny papież, czyli Franciszek.
Mówiły, że wizyta takiego gościa byłaby dla nich ogromną radością, zaszczytem, ale też i umocnieniem w chorobie. - Sprawa wydawała się wówczas mało realna - to był dopiero pierwszy rok pontyfikatu Franciszka. Pomyślałam jednak, że możemy się o to modlić i poprosić papieża o błogosławieństwo dla szpitala - wspomina s. Bożena.
12-letni Miłosz z oddziału hematologii narysował nawet dla papieża piękny rysunek - kościół Mariacki oraz krakowską parę, a pod prośbą ozdobioną przez najmłodszych serduszkami podpisały się zarówno dzieci, jak i ich rodzice oraz pracownicy szpitala. Oficjalny list podpisali też dyrektor szpitala i ks. Lucjan Szczepaniak SCJ, kapelan placówki. W liście przypomnieli m.in., że w 1991 r. św. Jan Paweł II, pielgrzymując do Polski, pierwsze kroki po przylocie do ojczyzny skierował nie gdzie indziej, ale właśnie do Prokocimia, który nazwał „szczególnym sanktuarium ludzkiego cierpienia”. Z krótkiego listu papież mógł się też dowiedzieć, że w tym szpitalu, jako jedynym w Polsce, istnieje kaplica całodobowej adoracji Najświętszego Sakramentu i że znajduje się w niej koronowany obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Ojciec Święty został także zapewniony, że codziennie w jego intencji w Prokocimiu odmawiany jest Różaniec.
Kilka dni przed s. Bożeną do Wiecznego Miasta udała się poważnie chora Justyna, z którą siostra zaprzyjaźniła się w szpitalu w Prokocimiu. - Choć mieszkałyśmy w dwóch różnych miejscach w Rzymie, to "przypadkowo" spotkałyśmy się przy grobie św. Jana Pawła II, na Mszy św. o godz. 7 rano - wspomina s. Bożena, która pomyślała, że to właśnie Justyna powinna zanieść papieżowi tę niezwykłą przesyłkę. Tak też się stało, a kilka tygodni później do USDK przyszła odpowiedź z Watykanu i błogosławieństwo od papieża dla dzieci, ich opiekunów i całego personelu, które dziś wisi na ścianie przy szpitalnej kaplicy. - Po raz kolejny przekonaliśmy się, że modlitwa dzieci ma naprawdę dużą moc - uśmiecha się s. Bożena.
Jakiś czas później papież dostał jeszcze oficjalne zaproszenie do szpitala w Prokocimiu i zaczęło się pełne nadziei oczekiwanie, czy niemożliwe stanie się możliwe. A gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Franciszek przyjedzie do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego, s. Bożena poprosiła dzieci, by coś dla niego zrobiły. Coś, czyli prezent, który weźmie on ze sobą do Watykanu i który sprawi mu dużo radości. - Wiadomo było, że nie wszystkie dzieci będą mogły spotkać się z Ojcem Świętym, ale wszystkie mogą dać mu cząstkę swojego serca. Poprosiłam więc, byśmy razem, wspólnymi siłami, stworzyli księgę wdzięczności i radości, pełną dziecięcych listów (zostały przetłumaczone na język włoski) i rysunków. Listy pisali też rodzice małych pacjentów - opowiada s. B. Leszczyńska. Nie spodziewała się, że prac dostanie tyle, iż powstanie nie tylko jedna księga (papież dostał ją 29 lipca 2016 r.), ale będzie też można zacząć tworzyć drugą, która do Watykanu została przekazana nieco później.
W końcu nadszedł ten upragniony dzień, gdy biały pielgrzym wszedł do hallu prokocimskiego szpitala. Tam spotkał się z 50 chorymi dziećmi (z oddziałów: onkologii i hematologii, kardiologii, chirurgii, ortopedii) i z ich opiekunami. Zapewnił, że podczas jego wizyty w Krakowie nie mogło zabraknąć tego miejsca. - Chciałbym zatrzymać się trochę przy każdym chorym dziecku, przy jego łóżku, przytulić je jedno po drugim, posłuchać choćby przez chwilę każdego z was i razem milczeć w obliczu pytań, na które nie ma natychmiastowej odpowiedzi. I modlić się... - mówił Ojciec Święty, dodając: - Ewangelia wielokrotnie pokazuje nam Jezusa, który spotyka się z chorymi, przyjmuje ich, a także chętnie wychodzi, aby ich znaleźć. Zawsze ich dostrzega, patrzy na nich tak, jak matka patrzy na syna, który jest chory, i odczuwa budzące się w niej współczucie. Jakże bardzo chciałbym, abyśmy jako chrześcijanie byli zdolni do stawania u boku chorych tak, jak Jezus - z milczeniem, z przytuleniem, z modlitwą - podkreślał Franciszek.
Po spotkaniu w hallu szpitala Ojciec Święty poszedł na SOR, gdzie odwiedził najciężej chore dzieci. Wstąpił również na chwilę modlitwy do kaplicy Matki Bożej Nieustającej Pomocy i modlił się w ciszy, adorując Najświętszy Sakrament. I właśnie tam, przy kaplicy, papież dostał księgę wdzięczności - gdy zobaczył w niej swoje portrety namalowane przez dzieci, serdecznie się roześmiał. - Później, gdy papież już pojechał, poprosiłam Maryję, by pożyczyła mi kwiaty, które podarował jej papież i z nimi ruszyłam na oddziały, bo leżały tam dzieci, które z różnych powodów nie mogły się z nim spotkać. A skoro tak bardzo tego pragnęły, to każde z nich mogło choć przez chwilę potrzymać papieskie kwiaty. Otrzymały też wtedy pamiątkowe różańce. Rozmawialiśmy o tej wizycie, dziękowaliśmy za nią Bogu i modliliśmy się w intencjach papieża - wspomina s. Bożena Leszczyńska.
Co ciekawe, dziś, 9 lat później, część z dzieci, które wtedy były świadkami odwiedzin Franciszka, jest już dorosła Byli pacjenci czasem przyjeżdżają do szpitala, by trochę powspominać. Są wzruszeni, gdy widzą kopię księgi wdzięczności i odnajdują w niej swój rysunek lub list. - Ojciec Święty też był wtedy bardzo wzruszony, to było widać na jego twarzy. Nic dziwnego. Kiedyś, w wywiadzie, powiedział przecież, że gdyby dane mu było uczynić jeden cud, to chciałby uzdrowić wszystkie chore dzieci, bo ich cierpienie jest dla niego tajemnicą nie do wyjaśnienia - zamyśla się s. Bożena. Mówi również, że od tamtego pamiętnego dnia 2016 r. każdego roku dzieci, a czasem także ich rodzice, rysują krzyżyki, przy których zapisane jest imię chorego dziecka. Te krzyżyki są potem wysyłane w świat, a za dzieci modlą najróżniejsze osoby. Część dzieci na pytanie, gdzie ma być wysłany ich krzyżyk, mówi, że do Rzymu, do papieża właśnie. - Gdy w ostatnich miesiącach stan zdrowia papieża pogorszył się, gdy cierpiał, dzieci od razu wiedziały, że trzeba się za niego modlić. Taką codzienną modlitwę za papieża zainicjował ks. Lucjan Szczepaniak SCJ. Od razu rozpoczęliśmy też gorąca modlitwę, kiedy przyszła wiadomość, że papież zmarł. Dla dzieci i ich bliskich to było ważne doświadczenie, że mogli ofiarować cząstkę swego cierpienia w intencji papieża. Mijają kolejne dni, a my się nadal modlimy, choć dla dzieci jest oczywiste, że Franciszek jest już w niebie, u Boga. Modlimy się więc już także za jego wstawiennictwem. A o tym, jak nas odwiedził, będę zaś na pewno opowiadała kolejnym pokoleniom dzieci - zapewnia s. Bożena.