Czas na Konstantynopol, czyli projektu "Rowerowe ŚDM" ciąg dalszy

Wyruszą 27 lipca z podkrakowskiego Bodzanowa, by po 13 dniach, pod wodzą ks. Marcina Napory, dotrzeć do stolicy wschodniego chrześcijaństwa.

Trasa łatwa nie będzie - gdy rowerowi pielgrzymi opuszczą Polskę, będą musieli pokonać wiele kilometrów, jadąc przez Słowację, Węgry, Rumunię i Bułgarię. Gra jest jednak warta świeczki, bo choć mówi się, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, czyli do najważniejszego miasta dla katolików, to dzisiejszy Stambuł, czyli dawne Bizancjum (nazwane później Konstantynopolem przez Konstantyna Wielkiego, który wybrał je na swoją siedzibę) - stolica cesarstwa rzymskiego, wschodniorzymskiego i łacińskiego, a w końcu stolica Imperium Osmańskiego - również jest pięknym miejscem, w którym można sięgnąć do źródeł i wzmocnić się duchowo.

- Jestem pewna, że i ta podróż będzie dla nas głębokim doświadczeniem. Dużo czytałam o Bizancjum, o którym wciąż za mało wiemy. Uwielbiam też sztukę bizantyjską, która jest naprawdę piękna, i podziwiam wizerunki Chrystusa z tamtego czasu. Czekam, by zobaczyć je na żywo - mówi Ania Wrześniak, która będzie jedną z dwóch kobiet jadących z bodzanowską ekipą do Stambułu.

Rok temu uczestniczyła w wyprawie do Rzymu i już wtedy miała okazję, by sprawdzić swoje siły. Dała radę, a teraz wiedząc, że podróż będzie jeszcze bardziej wymagająca, trenuje w każdej wolnej chwili, by dobrze przygotować się do takiego wysiłku. - Po dotarciu do Rzymu w pierwszym odruchu miałam dość, ale potem, gdy zmęczenie ustąpiło miejsca radości, że dzięki pracy własnych nóg dojechałam do Wiecznego Miasta, poczułam, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i że jeśli będzie kolejna rowerowa pielgrzymka, to chciałabym pojechać. Dziś, gdy do startu został nieco ponad miesiąc, skupiam się na budowaniu mocy w nogach, by podjazdy pod górę nie były problemem - opowiada Ania i dodaje, że sił będzie też na pewno dodawała intencja, która będzie wiozła.

W Rzymie rok temu był też Filip Jachimczak, który właśnie skończył szkołę średnią i jadąc do Stambułu, będzie polecał Panu Bogu swoją przyszłość, pytając, w którą iść stronę i prosząc o światło podczas dokonywania ważnych wyborów. - Gdy jedziemy 8 godzin dziennie, to w naturalny sposób najcięższe odcinki pokonuje się w milczeniu, na modlitwie. Ja wtedy proszę: "Panie Jezu, daj mi siłę, pozwól dojechać, być lepszą osobą". To pomaga przetrwać, bo modlitwa, rozmowa z Jezusem oddalają myśli o zmęczeniu i dają przestrzeń, by się do Niego zbliżyć - zwierza się Filip. Przyznaje też, że rowerowa pielgrzymka pomaga pracować nad charakterem, bo tak duży wysiłek wymaga walki ze sobą i samozaparcia, by nie odpuścić. - I w tym roku, oprócz prywatnej intencji, będę też wiózł w sercu prośbę o powrót do sprawności dla naszego kolegi Kacpra Sobasa, który rok temu uczestniczył w przygotowaniach do wyprawy do Rzymu, a chwilę przed startem uległ poważnemu wypadkowi. Na szczęście nie poddał się i dzięki ciężkiej rehabilitacji porusza się dziś na wózku inwalidzkim i robi kolejne postępy w walce o swoją sprawność. Na wózku gra nawet w koszykówkę. Chcemy więc go wspierać, nagłaśniając przy okazji zbiórkę na dalszą rehabilitację, którą prowadzi Fundacja "Moc Pomocy" - zaznacza F. Jachimczak.

Rowerowe pielgrzymki są pomysłem ks. Napory, wikariusza w parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Bodzanowie. Wszystko zaczęło się przed Światowymi Dniami Młodzieży w 2023 r., gdy pracował jeszcze w parafii w Czarnym Dunajcu, i gdy przekonał dwóch lektorów, by na spotkanie z Ojcem Świętym pojechali do Portugalii nie autokarem, ale na dwóch kółkach. Cel został osiągnięty. Gdy ten młody kapłan podhalańską parafię zamienił na podkrakowską, na dzień dobry zapowiedział, że chce kontynuować ideę rowerowych pielgrzymek, i że w wakacje 2024 r. planuje spotkać się z papieżem Franciszkiem. Do Wiecznego Miasta pojechało z nim wtedy 11 śmiałków - wspólnie w 10 dni pokonali ponad 1600 km i 16 tys. metrów przewyższeń, by 7 sierpnia dotrzeć na pl. św. Piotra i uścisnąć papieżowi Franciszkowi dłoń. On zaś, słuchając krótkiego raportu z drogi, powiedział z uznaniem: "Gratuluję!".

- To był morderczy wyścig z czasem, dlatego gdy o godz. 1 w nocy z 6 na 7 sierpnia dotarliśmy do Rzymu, nie było sił, by się cieszyć. Dopiero kiedy ochłonęliśmy, okazało się, iż z bólu, cierpienia i zmęczenia zrodziła się wielka radość, że się udało, a później ogłosiliśmy, że na tym nie koniec, bo na odwiedziny czeka Stambuł - uśmiecha się ks. Marcin. Mówi też, że taka wyprawa buduję piękną wspólnotę pomiędzy uczestnikami pielgrzymki, uczy otwartości na drugiego człowieka i dostrzegania jego potrzeb, bo ostatecznie chodzi o to, że albo do celu dojadą wszyscy, albo nikt. - O tym, czy i tym razem daliśmy radę, poinformujemy 10 sierpnia - zapowiada kapłan. Zaprasza również do współpracy wszystkich, którzy chcieliby w jakiś sposób wesprzeć wyprawę - zarówno finansowo, jak i pomagając zorganizować jakiś nocleg na trasie.


O wyprawie napiszemy też w numerze 26. "Gościa Krakowskiego" na 29 czerwca.

« 1 »