- Pomoc ubogim jest ważną częścią pracy misyjnej. Czasem trzeba kogoś najpierw nakarmić i ubrać, a potem mówić mu o Panu Bogu - mówiła s. Iwona Urbańska ze Zgromadzenia Sług Jezusa, która w niedzielę 25 sierpnia dzieliła się swoim świadectwem z wiernymi parafii NMP Królowej Polski w Miętustwie.
Jak przyznała, sytuacja większości dzieci w Boliwii jest bardzo trudna. - Wiele dzieci nie może się uczyć, bo rodziców nie stać na materiały szkolne oraz inne koszty związane z nauką. Sporo dzieci pracuje, zamiast chodzić do szkoły, albo jednocześnie uczą się i pomagają rodzicom w pracy. Ci, którzy się uczą, bardzo to cenią. W Boliwii chodzić do szkoły to zaszczyt i wyróżnienie! - opowiadała s. Iwona.
Zakonnica mówiła też, że najmłodsi w Boliwii, pomimo niełatwego życia, są radośni i szczęśliwi, spędzają dużo czasu z rówieśnikami. - Potrafią się bawić bez specjalnych zabawek, są bardzo wdzięczni za każdą pomoc. Boliwia jest jednym z najbiedniejszych krajów Ameryki Południowej. Dlatego pomoc ubogim jest ważną częścią pracy misyjnej. Czasem trzeba kogoś najpierw nakarmić, ubrać, a potem mówić mu o Panu Bogu. Ludzie ubodzy w Boliwii często znikąd nie mają ratunku, w wielu sytuacjach tylko od Boga oczekują pomocy. Jak im ktoś pomoże, to odbierają to jednoznacznie - że to właśnie Pan Bóg się o nich troszczy. To jest bardzo konkretna i skuteczna forma ewangelizacji - tłumaczyła s. Iwona.
Misjonarka opowiedziała, w jaki sposób można pomóc najmłodszym mieszkańcom Boliwii. - Adopcja serca polega na tym, że siostry w Polsce szukają ludzi, którzy chcieliby pomagać konkretnemu dziecku, wpłacając miesięcznie kwotę 15 dolarów. Za te ofiary kupujemy materiały szkolne, żywność, środki czystości, czasem ubrania czy leki. Jak komuś już lepiej się powodzi, kończymy adopcję serca, żeby inne dzieci też mogły skorzystać z takiego wsparcia. Dzięki tej pomocy wiele dzieci mogło ukończyć szkołę i miało zaspokojone swoje podstawowe potrzeby - zaznaczyła s. Iwona.
Zakonnica przekazała także wiele wzruszających historii ze swojej pracy na misjach w Boliwii. - W szkole, z którą współpracujemy, pojawił się kiedyś nowy uczeń, miał na imię Ariel. Widać było, że jest starszy od pozostałych dzieci. Jego nauczycielka powiedziała mi, że nie umie pisać tekstu dyktowanego, że może tylko przepisywać z tablicy. Okazało się, że 3 lata nie chodził do szkoły. Ariel nadrobił zaległości, bo był bardzo pracowity i zdeterminowany, choć na początku dużo wycierpiał od dzieci, które się z niego wyśmiewały: bo taki duży, a nie umie pisać. Zainteresowałam się tym, dlaczego nie chodził do szkoły. Okazało się, że jego tata zmarł. Został z mamą i młodszą siostrą. Mama nie dawała sobie rady sama z pracą w polu. Dlatego syn jej pomagał, by mogli się wszyscy utrzymać - opowiadała s. Iwona.
Przyznała też, skąd akurat u niej pojawiła się troska o najmłodszych mieszkańców Boliwii. - W czasie pierwszych Świąt Bożego Narodzenia, które spędzałam w Boliwii, po Pasterce podeszła do mnie kilkuletnia dziewczynka. Była zmartwiona i pokazywała mi rozbitą figurkę Dzieciątka Jezus. Starałam się ją pocieszyć. Zobaczyłam, że tylko głowa odpadła od figurki i łatwo będzie to naprawić. Jednak ona dalej była niepocieszona. W końcu jakoś dogadałyśmy się, że ona mi chce ją oddać. Jak przyjęłam tego rozbitego Pana Jezusa, to odeszła bardzo zadowolona. Mam ciągle tę figurkę, a ten prezent bożonarodzeniowy bardzo mnie zaintrygował. Pomyślałam sobie, że może Pan Jezus chce zwrócić moją uwagę na dzieci w Boliwii, może właśnie na takie rozbite, jak to Dzieciątko Jezus - mówiła ze wzruszeniem s. Iwona.
Siostra odniosła się też do sytuacji w Polsce. - To dobrze, że są nowe możliwości, że jest dobrobyt. Pamiętajmy jednak, żeby nie zostawiać Pana Boga, bo wydaje nam się, że jesteśmy samowystarczalni. Tymczasem przychodzą takie sytuacje, kiedy możemy się pogubić - dodała s. Urbańska. Zakonnica zwróciła się też z apelem do rodziców przed rozpoczynającym się rokiem szkolnym. - Nie bójcie się wymagać od dzieci, stawiać im granic. Gdy tego brakuje, potem okazuje się, że najmłodsi mają same prawa, a nie mają obowiązków. To nie jest dobre. Wierzę w waszą mądrość i rozsądek, że tak pokierujecie swoimi dziećmi, iż wyrosną na dobrych i kochających ludzi - mówiła s. Iwona.
Siostra Urbańska pochodzi z Ratułowa, miejscowość ta współtworzy parafię NMP Królowej Polski w Miętustwie. W Zgromadzeniu Sług Jezusa jest od 31 lat, z czego 15 lat pracuje w Boliwii. Pełniła też inne funkcje w swoim zgromadzeniu. Po powrocie z Polski czeka na nią w kraju Ameryki Południowej nowe zadanie. - Chcemy założyć internat. Mamy też propozycję pracy w szkole katolickiej, by prowadzić administrację i objąć patronat nad placówką, a w ten sposób będziemy mogły zaoferować naszą pomoc całej społeczności szkolnej - tłumaczy s. Iwona.
Wierni z parafii w Miętustwie mogli złożyć po każdej Mszy św. ofiary na pomoc w pracy misyjnej s. Iwony. Za jej wizytę i świadectwo przekazane góralom podziękował proboszcz ks. Janusz Rzepa.