Cisza piorunochronu Krakowa

Ks. Ireneusz Okarmus


|

Gość Krakowski 35/2012

publikacja 30.08.2012 00:00

Rekolekcje na Srebrnej Górze. – Nie jesteśmy samotni, bo jesteśmy 
dla Boga. I choć jesteśmy sami w naszym pustelniczym domku, to ta samotność
ma nam pomóc jeszcze bardziej intensywnie doświadczać Boga – wyjaśnia o. Marek Szeliga, przeor kamedułów.


Nawet po śmierci nie leżymy w trumnach – mówi z uśmiechem jeden z braci. W podziemiach kościoła jest krypta, w której spoczywają eremici
 Nawet po śmierci nie leżymy w trumnach – mówi z uśmiechem jeden z braci. W podziemiach kościoła jest krypta, w której spoczywają eremici

ks. Ireneusz Okarmus


Kardynał Karol Wojtyła, będąc metropolitą krakowskim, powiedział kiedyś, że erem na Bielanach to piorunochron dla Krakowa, bowiem mnisi dniem i nocą zanoszą tam do Boga modlitwy, szczególnie w intencji zatwardziałych grzeszników. Kilka lat temu wydawało się, że to miejsce będzie musiało zostać zamknięte – mieszkało tam tylko kilku starszych mnichów, a mury pustelni wymagały kosztownego remontu.

Dziś pustelnia odżywa.
Kamedułów do Polski sprowadził w 1604 r. marszałek koronny Mikołaj Wolski. Na Srebrnej Górze pod Krakowem wybudował dla nich pierwszy na ziemiach polskich erem kamedulski. Choć później powstało jeszcze kilka innych (m.in. na Bielanach pod Warszawą), to obecnie w Polsce są czynne tylko dwa klasztory: na krakowskich Bielanach i w Bienieszewie pod Koninem.
Przy bramie wejściowej do klasztoru na Srebrnej Górze wisi tablica z napisem: „Pustelnia nasza stanowi przystań, dla tych, którzy zmęczeni bałaganem świata, przychodzili tu, aby znaleźć się w obliczu Boga, aby rozważyć swoją udrękę i niedoskonałość, aby z ciszy naszej, z naszego spokoju czerpać otuchę do walki z ziemskimi utrapieniami. Obyś zyskał ją i ty, zadumany przed historią – zabłąkany przechodniu”.


Cela uczy życia


„Kto pragnie żyć z samym Bogiem, musi się oderwać całkowicie i zdecydowanie od tego, co Nim nie jest” – czytamy w konstytucjach zakonu kamedułów.
– To Pan Bóg powołuje człowieka, który idąc za Jego wezwaniem, chce zostać kamedułą. To powołanie jest wielką tajemnicą – mówi o. Marek Szeliga, przeor kamedułów, i dodaje, że w chryzmat zakonu wpisana jest samotność. – Ale chodzi o taką samotność, która ma przybliżać do Boga. Dziś tyle mówi się o wartości wspólnoty, a samotność jest przedstawiana jako coś negatywnego. My jesteśmy samotni, bo jesteśmy dla Boga. Mieszkamy w naszych domkach pustelniczych, aby nasza samotność pozwalała jeszcze intensywniej doświadczać obecności Boga – wyjaśnia.
W eremie na Bielanach jest w tej chwili 13 domków pustelniczych. Dwa z nich są wolne, ponieważ na Srebrnej Górze mieszka 11 eremitów, wliczając jednego nowicjusza i jednego aspiranta, który zgłosił się niedawno. Oprócz samotności charakterystycznym rysem duchowości kamedulskiej są – uzupełniające się wzajemnie – modlitwa i asceza.
– Asceza jest wpisana w oczywisty sposób w nasze życie. Nie jemy w ogóle mięsa, oprócz ryb. Mamy dwa 14-dniowe posty – jeden przed Wielkanocą, a drugi przed Bożym Narodzeniem. W tym czasie nie jemy również nabiału. Ascezą jest również intensywny program dnia, w którym jest kilka godzin modlitwy, ale także ręczna praca fizyczna – opowiada przeor Szeliga.
Kameduli nie pracują duszpastersko. Nie głoszą kazań, rekolekcji. Ich życie owiane jest pewną tajemnicą, dlatego w społeczeństwie istnieje kilka fałszywych stereotypów. Trzeba jednak włożyć je między baśnie.
Nieprawdą jest na przykład, że kameduli śpią w trumnach i nie mówią do siebie ani słowa, a jedynie pozdrawiają się słynnym „Pamiętaj o śmierci”. – Oczywiście, że dla nas ważne jest milczenie i skupienie, ale to nie znaczy, że nie kontaktujemy się ze sobą wtedy, gdy jest taka konieczność – mówi z uśmiechem przeor. Dlatego przy wspólnym stole, zgodnie z regułą zakonną, zasiadają tylko 12 razy w roku. W pozostałe dni każdy zakonnik spożywa posiłek osobno, w swojej celi lub domku. Tak zalecają mistrzowie życia pustelniczego, którzy radzą: „Trwaj sam bracie w celi – ona nauczy cię więcej i pełniej, jak trzeba żyć”.
Mitem jest również, że kameduła zrywa całkowicie więzy z rodziną, a po wejściu na Srebrną Górę zatrzaskuje się za nim brama – na wieki wieków. W klasztorze jest rozmównica, gdzie może spotkać się z rodziną. Jest też możliwy kontakt korespondencyjny. Jest również tzw. 12 dni otwartych w roku, w które i kobiety mogą wejść do kościoła i na dziedziniec klasztoru. Prawdą jest jedynie to, że eremici nie maja urlopów i nie wyjeżdżają do rodziny w odwiedziny. Nawet gdy umrze ktoś bliski, to nie jadą na pogrzeb.


Czas się zatrzymał


W kamedulskim klasztorze wszystko zdaje się toczyć w innym rytmie. Tutaj nie ma miejsca na pośpiech. Wspólnotowa modlitwa mnichów, odmawiana codziennie na głos w kościele, nie jest podobna do tej, którą znamy z naszych świątyń. Każde słowo modlitwy brewiarzowej czy różańcowej mnisi wypowiadają powoli, między słowami pozostawiając czas na oddech, jakby chcieli usłyszeć echo słów rozchodzące się w murach pustej świątyni. 
„W imię Ojca… i Syna… i Ducha… Świętego…. Amen”. Odwiedzając kamedułów, w południe po raz pierwszy uczestniczyłem w modlitwie brewiarzowej. Miałem wrażenie, jakbym znalazł się w innym świecie, gdzie czas się zatrzymał. Dla współczesnego człowieka, mającego codziennie do załatwienia setki spraw z zegarkiem w ręku i ciągle spóźnionego na umówione spotkania, kamedulski rytm życia i modlitwy może być szokiem. Dla nich zaś jest to „drogą prowadzącą do zjednoczenia z Bogiem”. A to jest celem każdego kameduły.
Z kamedulskiego eremu codziennie wznosi się do niebios wielogodzinna modlitwa mnichów.

Dzień się nią dla nich zaczyna i kończy. Gdy większość ludzi jeszcze śpi, oni wstają już o godz. 3.45, by odmówić brewiarzową godzinę czytań. Po niej idą do swoich pustelniczych domków, gdzie każdy z nich przez godzinę oddaje się czytaniu duchowemu. O godz. 5.30 znów gromadzą się w kościele na wspólnej modlitwie brewiarzowej, po której odprawiana jest Msza św. celebrowana przy ołtarzu w prezbiterium, bez śpiewu i jakiegokolwiek instrumentu muzycznego, ponieważ w konstytucjach kamedułów zapisano: „Zgodnie z naszą dawną tradycją rezygnujemy ze śpiewu liturgicznego. Podkreślamy w ten sposób granicę, jaka nas dzieli jeszcze od radości Jeruzalem niebieskiego”.
Po Mszy św. dalej trwa modlitewna obecność przed Bogiem: są modlitwy brewiarzowe (przedpołudniowe), Różaniec. O godz. 7.30 jest śniadanie (spożywane indywidualnie). Do południa jest czas przeznaczony na pracę fizyczną. W południe mnisi znów odmawiają w kościele modlitwę brewiarzową, „Anioł Pański”, Litanię Loretańską. O 12.30 jest obiad (indywidualny) i czas wolny do 14.30. O tej godzinie kameduli odmawiają wspólnie Różaniec i brewiarzową modlitwę popołudniową. Później znów jest czas na pracę fizyczną. Około 17.00 mnisi jedzą kolację, a później zostaje już tylko modlitwa wieczorna, przygotowująca do zakończenia dnia – o 17.30 odmawiają wspólnie w kościele nieszpory i „Anioł Pański”. Po tej modlitwie wracają do swoich cel zakonnych na godzinne czytanie duchowe. Dzień kończy brewiarzowa modlitwa o godz. 19.15. I tak każdego dnia.


Odpoczynek dla ducha


Kamedulskiego życia mogą posmakować ci mężczyźni, którzy chcą odprawić kilkudniowe indywidualne rekolekcje. Taka możliwość pojawiła się kilka lat temu, gdy dawny dom Wolskiego i klasztorną infirmerię wyremontowano ze środków unijnych. Urządzono w nich pokoje gościnne z łazienką. Chętnych na rekolekcje nie brakuje.
– Nie przyjmujemy grup, ale tylko osoby indywidualne. Tym, którzy tu przychodzą, proponujemy, aby włączali się we wszystkie modlitwy w kościele. Goście otrzymują nasze brewiarze i z nami się modlą. Natomiast w pracę fizyczną mogą się włączyć, ale nie stawiamy wymagań – opowiada przeor.
Przyjeżdżają tutaj nie tylko duchowni, ale także biznesmeni i urzędnicy. – To miejsce pozwoliło mi kiedyś stanąć na nogi po tragedii rodzinnej. Tutaj odzyskałem spokój ducha. W sumie byłem tu kilka razy – mówi jeden z tych, którzy w bielańskim eremie szukają bliższego kontaktu z Bogiem i wyciszenia. – U kamedułów byłem w tym roku po raz pierwszy. Po trudach intensywnej pracy duszpasterskiej, zamiast nad ciepłe morze, przyjechałem tutaj. Nie żałuję. Modlitwa i praca fizyczna pozwoliły mi inaczej spojrzeć na moje powołanie i codzienne obowiązki. Polecam każdemu taki odpoczynek dla ducha – wyznaje z kolei kapłan z kilkunastoletnim stażem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.