Krakowskie seminarium otworzyło drzwi

Paulina Biegaj

publikacja 24.04.2013 12:49

Każdy mógł spędzić dzień w seminarium. Taka okazja nie zdarza się często.

Krakowskie seminarium otworzyło drzwi Wieczorem wystąpił klerycki zespół Metafizyka Paulina Biegaj

Jak smakuje życie w seminarium? – Jak w drugim domu i w rodzinie – mówi bez wahania kleryk z pierwszego roku. Nie każdy przyzwyczaja się od razu. Jemu pomógł wcześniejszy dwudniowy zjazd. Wyższe Seminarium Duchowne w Krakowie można też poznać podczas drzwi otwartych. Większość jego tegorocznych uczestników stanowili młodzi chłopcy.

Co powie Bóg

Najpierw mogli poczuć, jak to jest być klerykiem i modlić się razem na wspólnej Mszy św. – To serce WSD. Bez tego miejsca seminarium by nie było. Tu zaczynamy dzień i tu go kończymy – mówi o kaplicy jeden z kleryków. Rozpoczynają tu dzień wcześnie, bo o 5.30. Po pobudce – jak mówią klerycy – czekają na to, co powie do nich Bóg. Po rozmyślaniu nad słowem Bożym jest Eucharystia.

W kaplicy można pomodlić się zawsze. Są nawet dwie, na wypadek, gdyby jedna była akurat zajęta. W ławkach widać nie tylko modlitewniki – jest „Dzienniczek" siostry Faustyny, w innej ławce „Lectio divina”. Klerycy nie rozstają się też ze śpiewnikiem liturgicznym Siedleckiego.

Po modlitwie śniadanie w ogromnej sali refektarza. Ogromnej, bo w jednym czasie zbiera się w niej niemal 150 kandydatów na księży (na obiad siostry muszą ulepić 2 tys. pierogów). W refektarzu kleryk pokazuje krzyż z figurą Jezusa bez rąk. Uratowaną, bo wyłowioną z rzeki. Odtąd przypomina klerykom, że to oni mają być rękami Chrystusa.

Praca i odpoczynek

Obowiązki w seminarium to nie tylko poznawanie filozofii i pisanie pierwszych kazań. Jest też – jak żartują klerycy – „mycie powierzchni poziomych” i koszenie trawy. Goście mogli się o tym przekonać także w sobotę. Nad wszystkim czuwa wyznaczony gospodarz – to jedna z funkcji w „seminaryjnym państwie”. Podział ról obowiązuje od ceremoniarza do kserującego.

Musi być też odpoczynek. Zawsze po obiedzie dwie godziny spaceru albo drobnych zakupów. – Klerycy grają też w piłkę, ping-ponga, wspinają się na ściance, ćwiczą na siłowni, wychodzą do teatru i filharmonii – opowiada kl. Paweł.

Dobrym miejscem na wytchnienie jest ogród. „Kastel” – jak określają go klerycy. Nie ma tu wstępu nikt oprócz nich. Znajdują się tam stacje Drogi Światła, których budowę zainicjował bp Grzegorz Ryś. W seminaryjnym korytarzu są też stacje drogi krzyżowej, gdzie chętnie modlił się Karol Wojtyła.

Chłopcy na spotkaniu z klerykiem Pawłem w jednym z pokoi pytają o wakacje i możliwość grania cięższej muzyki. Wakacje są, hip-hopu i metalu raczej nie. Ale nie trzeba porzucać swoich pasji i instrumentów muzycznych. Klerycy nie tylko mają je przy sobie, ale grają. Ich zespół Metafizyka wystąpił na koniec dnia i naprawdę rozruszał publiczność.

Poszukiwania

A koniec dnia w seminarium to kolacja, po niej osobiste spotkanie z Bogiem i Apel Jasnogórski w kaplicy. Po nim cisza. O 22.00 gasną światła. Naprawdę trzeba iść spać – podkreślają klerycy – żeby następnego dnia nie spóźnić się na modlitwę.

– Tym, czego się tutaj uczymy, jest punktualność – mówi kl. Paweł. Podkreśla, że żaden dzień w seminarium nie jest stratą, nawet jeśli ktoś później odejdzie. Jak mówi ks. Kamil Kaczor z duszpasterstwa powołaniowego diecezji bielsko-żywieckiej, czas w seminarium takiemu komuś też jest potrzebny. Do tego, aby mógł się przekonać, że to nie jego droga.

Księża i klerycy radzili jednak podczas dnia otwartego, by nie zrażać się na początku. – Nie bójcie się! – wołał ks. Mateusz. – W dniu otwartym chodzi też o „odmitologizowanie tego, czym jest seminarium” – wyjaśniał ks. prof. dr hab. Roman Pindel, rektor seminarium. Czas w nim – jak mówił – jest po to, aby młody człowiek zobaczył, kim jest. – Jeżeli odkryje w sobie powołanie, będzie wiedział, że jest tu w stanie wytrzymać – przekonuje ks. rektor.

Każdy kleryk ma ojca duchownego, który pomaga mu w rozeznawaniu swojego powołania. Ks. Kamil zachęca do włączania się także w duszpasterstwo powołaniowe. – Żeby zobaczyć, jak wygląda życie księdza, co jest w nim najtrudniejszego i przekonać się, czy to ta droga, którą chce się pójść – mówi.

– Seminarium zrobiło dzisiaj na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Oswoiłem się bardziej z tym miejscem i zobaczyłem, że można tutaj normalnie żyć – mówi Mariusz, który przyszedł na dzień otwarty. Chętni mogli także zobaczyć mecz księży i kleryków, a także budynek seminarium przy ul. Piłsudskiego.