Gangnam Style u Tronu Królowej

Ks. Mirosław Kulesa

publikacja 12.08.2013 15:12

Czas na ostatnią (w tym roku) porcję pielgrzymkowych impresji…

Gangnam Style u Tronu Królowej W tym miejscu w niewytłumaczalny sposób zmęczonym pielgrzymom nagle przybywa sił Ks. Mirosław Kulesa

Przedostatni dzień pielgrzymki pątnicy rozpoczęli od Eucharystii sprawowanej przez Biskupa Pielgrzyma Grzegorza Rysia. Cieszył się on ogromnie, że przyszło mu sprawować Mszę św. dla pielgrzymów akurat we wspomnienie św. Wawrzyńca męczennika. Tak zapewne czuła się bowiem większość pątników...

Trudno o lepsze samopoczucie, gdy człowiek ma świadomość, że własne nogi raczej go już nie lubią i gdy uczucie to jest odwzajemniane. Bp Ryś przypomniał jednak, że św. Wawrzyniec z radością szedł na mękę, a więc dla pielgrzymów powinien być doskonałym patronem kolejnego dnia wędrówki. Ci zaś wzięli sobie te słowa do serca i ruszyli... Niestety, nie wszyscy.

Ze wstydem muszę przyznać, że mimo szczerych chęci nie byłem w stanie dotrzymać tempa grupie. Gdy mój sposób chodzenia zauważył jeden z przewodników, z politowaniem w oczach i „troską” w głosie skonstatował, że wyglądam jak „obraz nędzy i rozpaczy Kościoła krakowskiego”. Ambitnie próbowałem jeszcze iść za grupą, ale gdy na półkilometrowym odcinku odstawili mnie na 200 metrów, postanowiłem posłuchać głosu rozsądku i po raz pierwszy w mojej długiej historii pielgrzymkowej, skorzystałem z dobrodziejstw karetki pomocy maltańskiej oraz samochodów obsługi technicznej. Bo „Duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe”…

Gangnam Style u Tronu Królowej   Pielgrzymka = braterstwo. Tu każdy każdemu chętnie pomaga Ks. Mirosław Kulesa Miało to jednak swoje dobre strony, bo dane mi było zaobserwować, a nawet czynnie uczestniczyć, w pracach Bazy. Wielu pielgrzymom wydaje się, że ci, którzy posługują na postojach, tak naprawdę nie pielgrzymują. Ot, zwiną postój, pojadą na następny i czekając na pielgrzymów przez dwie godziny leżą do góry brzuchem. Nic bardziej mylnego. Gdy kierowca zostawił mnie w środku lasu, rzucając krótkie: „Tutaj czekać”, po czym zniknął „jak sen jakiś złoty”, pomyślałem sobie: „No, cudownie”. Ale nie zdążyłem pomyśleć nic więcej, bo spośród drzew zaczęły się wyłaniać inne samochody. Najpierw ciężarówka z „toi-toi-ami”. „Fajnie” – pomyślałem, bo zawsze chciałem zobaczyć, jak się to rozkłada i jakkolwiek by to nie zabrzmiało, było to niezwykle pouczające doświadczenie. Stałem z otwartymi ustami, patrzyłem na tempo rozstawiania tych przybytków i pomyślałem, że gdyby którykolwiek z kierowców Formuły 1 miał okazję zobaczyć to, co ja – wyrzuciłby całą obsługę swojego pitstopu i zatrudnił naszego „Pana od toi-toi-ów”. Nie zdążyłem wyjść z szoku, gdy nagle polanka zaroiła się od pojazdów. Najpierw sklepik „u Kościelnego”, potem samochód z ciepłą wodą, samochód z zimną wodą, stoliki, ławeczki i ….. grill. Porządkowi od śmieci ustawili też w strategicznych miejscach polanki worki na śmieci (segregowane!).

Zaoferowałem pomoc…

– Parówki, kiełbasa, bułki – rzucił krótko ks. Sławek, dowodzący przygotowaniami, i dalsze instrukcje uznał za zbędne. Ledwo obłupiliśmy z folii jakieś 500 parówek i pokroiliśmy porównywalną ilość kiełbas rzucając je na grill, a już z lasu zaczęli wyłaniać się pierwsi pątnicy, a później kolejni, kolejni i kolejni i wnet polanka zaroiła się od ludzi. Godzinny postój upłynął na nieustannym uwijaniu się przy różnych posługach. Jak w ewangelicznej historii Marty i Marii. Jedni wybrali to, co najcenniejsze, bo duchowe, ale gdyby nie te „Marty” z Bazy dbające o sprawy materialne, ich wędrówka na pewno byłaby trudniejsza. Pielgrzymi poszli dalej, a Baza, chyba z przyzwyczajenia (bo następny przystanek miał być dopiero na noclegu), zwinęła postój w tempie błyskawicznym. Jedynym śladem po bytności pielgrzymów była wygnieciona trawa.

Gangnam Style u Tronu Królowej   Jeszcze tylko kawałek, jeszcze tylko kilka kroków... Ks. Mirosław Kulesa

Ostatni nocleg zaplanowany został w Poczesnej, tuż przed Częstochową. W związku z tym był to dłuuuuugi nocleg, bo pielgrzymi mogli pospać, o rozpusto, do godziny 9! Pątnicy zebrali się więc o godzinie 10 w plebańskim ogrodzie, by uczestniczyć w nabożeństwie pokutnym, zwanym „Przeprośną Górką” (wszak przed obliczem Maryi nie wypada stawać, gdy się jest pokłóconym z braćmi i siostrami). To tu następują przeprosiny za nadepnięcie na odciski (niekiedy w dosłownym tego słowa znaczeniu), za narzekania, za brak pokutnej postawy. Tutaj też powstają wianki i krzyżyki. Pątniczki, które pierwszy raz idą w pielgrzymce, robią wianek, a pątnicy krzyżyk, który przy wejściu na Jasną Górę składają przy figurze Maryi, żeby za rok znów tu wrócić z pielgrzymką.

Gdy już wianki są uwite a ludzie pojednani, można ruszać w drogę. W ostatnim dniu nie liczy się kilometrów do postoju, tylko do Jasnej Góry. Minuty na postojach nie uciekają, a dłużą się niemiłosiernie. Każdy chce być jak najszybciej w Częstochowie. Grupa, której miałem okazję przewodzić, wykazywała szczególny zapał ku temu. Doświadczyli tego pielgrzymi ze wspólnoty skawińskiej, którzy przez kilka kilometrów szli przed nami.

Gangnam Style u Tronu Królowej   Biskupi witają pielgrzymów u stóp Matki Ks. Mirosław Kulesa Samo wejście do Częstochowy, na Aleje Najświętszej Marii Panny,  to już było czyste szaleństwo i uczucie nie do opisania. Tutaj chyba nawet sam Wańkowicz nie byłby w stanie opisać tego, co się dzieje z pielgrzymami, gdy widzą wieżę jasnogórskiego klasztoru. A Pan Bóg wynagrodził nam trud wędrówki pięknym widokiem, gdy zza ciemnych chmur promienie słońca padały wprost na wieżę. Tuż przed samym wejściem naszej grupy, gdy jeszcze byliśmy na Alejach, pod murami klasztoru ktoś odpalił race, które zasnuły błonia dymem i każdy mógł się przez chwilę poczuć jak Kmicic, tuż przed wysadzeniem kolumbryny. U stóp klasztoru przywitali nas ks. kard. Stanisław Dziwisz, ks. abp Wacław Depo, biskupi krakowscy Jan Szkodoń i Jan Zając oraz schowany nieco w cieniu arcybiskup emeryt Stanisław Nowak.

A później jeszcze był wspólny pokłon na jasnogórskich błoniach i wędrówka w ciszy i skupieniu przed obraz Czarnej Madonny. I ta krótka chwila, gdy po siedmiu dniach wędrówki zrzuca się z ramion, przed Matką, wszystkie troski i kłopoty.

Jeszcze chwila oddechu i Eucharystia na Wałach, której przewodniczył metropolita krakowski wraz z biskupami pomocniczymi. Zmęczenie, jaszcze kilka godzin temu widoczne na twarzach, gdzieś zniknęło. Teraz widać już było tylko spokój i radość.

Po Apelu Jasnogórskim błonia powoli opustoszały... Została tylko Wspólnota V, czyli Myślenice, Gdów, Niepołomice i Mszana Dolna. Im było jeszcze mało. Oni musieli jeszcze odtańczyć swoje. I gdy miasto powoli kładło się do snu, niestrudzeni pątnicy tańczyli i śpiewali piosenki, zarówno te religijne, jak i świeckie. Słychać więc było „Jestem rybakiem Pana” i taniec belgijski, „Gdyby wiara twa...” i Gangam Style. I tak aż do 21.55. Jeszcze tylko kilka słów ks. Łukasza Michalczewskiego, głównego przewodnika Wspólnoty V, i o 21.59 wszyscy porządkowi, ile pary w płucach, „odgwizdali” zakończenie pielgrzymki, a o 22 ks. przewodnik udzielił ostatniego w tym roku pielgrzymkowego błogosławieństwa (na drogę powrotną).

Ps. Pozwolę sobie jeszcze na małą prywatę. Chciałbym bardzo serdecznie przeprosić moich pielgrzymów i ks. Łukasza za wszelkie niedociągnięcia. Za to, że nie starczyło mi sił, by być przewodnikiem „pełną gębą” i byłem takim „półprzewodnikiem”. Obiecuję, że we wrześniu kupię nowe, wygodne buty i rozpocznę przygotowanie kondycyjne, żeby za rok stanąć na wysokości zadania. Dziękuję wszystkim, których na tej pielgrzymce spotkałem. Szczególnie ciepło myślę o gospodarzach, którzy nas przyjmowali pod dach i o nieocenionej Służbie Maltańskiej (ze szczególnym uwzględnieniem siostry Marzenki, która zaczynała i kończyła dzień patrząc na moje stopy). Dziękuję też redakcji Gościa Niedzielnego (tej krakowskiej i tej katowickiej) – Wasze intencje też zostały przedstawione Matce Bożej. I nade wszystko dziękuję tym, którzy poświęcali swój czas, aby czytać moje relacje. Do zobaczenia za rok, na XXXIV PPK na Jasną Górę!.