Trzy stopnie – trzy minuty

Miłosz Kluba

|

Gość Krakowski 05/2014

publikacja 30.01.2014 00:15

Do punktu informacyjnego w Urzędzie Miasta można dotrzeć stosunkowo łatwo. Znacznie trudniej jest ze sklepami. Sprawdziłem na własnej skórze.

 Dopiero jadąc na wózku, dostrzegłem różnicę między brukiem a gładkim asfaltem Dopiero jadąc na wózku, dostrzegłem różnicę między brukiem a gładkim asfaltem
Bartłomiej Wnuk

Eksperyment zaproponowała firma Akson, dystrybutor sprzętu ortopedycznego i rehabilitacyjnego, która udostępniła dziennikarzom tzw. wózki aktywne (przeznaczone do samodzielnej jazdy, w czasie której przeszkody pokonuje się, balansując ciałem i podnosząc przednie koła wózka). W akcji, która odbyła się w 5 miastach Polski, wzięło udział w sumie 24 dziennikarzy. – Zwrócili oni uwagę przede wszystkim na bariery architektoniczne: brak podjazdów, kostkę brukową, krawężniki, schody – wylicza Karolina Hamer, niepełnosprawna pływaczka (16 razy stawała na podium mistrzostw świata i Europy), która udzielała dziennikarzom wstępnych porad. – Uczestnicy akcji podkreślali jednak wielką życzliwość osób chętnych do udzielenia pomocy. Jak prezentuje się Kraków widziany z perspektywy osoby jadącej na wózku inwalidzkim?

Jazda pod wiatr

Na pierwsze wrażenie samo miasto nie miało wielkiego wpływu. Przede wszystkim – mogę zabrać ze sobą tylko tyle, ile uda mi się ułożyć na kolanach (tak, żebym jeszcze mógł się poruszać). Po drugie – strasznie marzną mi nogi (pracuje górna część ciała, a więc zupełnie inaczej niż na co dzień). A po trzecie – marsz pod wiatr to bułka z masłem wobec przejazdu wózkiem w tych samych warunkach. A pogoda tego dnia nas nie rozpieszczała. Zapewne część obserwacji to efekt braku doświadczenia, ale tuż po wyruszeniu z Małego Rynku pojawiły się kolejne wnioski. Podłoże. Zwykle nie zwracamy uwagi na to, po czym chodzimy. Może poza kawałkiem Rynku wokół kościoła Mariackiego, wyłożonym białymi kamieniami, które zimą robią się ekstremalnie śliskie i które każdy, kto choć raz tam „lądował”, omija szerokim łukiem. Jadąc na wózku, czułem każdą kostkę bruku i każdą nierówność, musiałem omijać każdą dziurę, cieszyłem się z każdego „gładkiego” kawałka – z asfaltu albo po prostu większych płytek. Problemem okazało się także nachylenie części Rynku. Ciągłe znoszenie w prawo i droga zygzakiem, coraz dłuższa.

Na uczelnię i do urzędu

Najtrudniejszy był wjazd na pierwszy krawężnik. Po kilku próbach się udało i z kolejnymi szło już łatwiej. Okrążenie Śródmieścia – częściowo płytą Rynku Głównego, trochę dochodzącymi do niego ulicami, a po części także Plantami – nie stanowiło większego problemu. W jednym tylko momencie, omijając sterczące na wszystkie strony płyty chodnikowe, musiałem zjechać na ulicę. Poza tym poszło dobrze. Z próbami wjazdu do konkretnych budynków było już różnie. Niektóre mile zaskakiwały, jak np. Wydział Polonistyki UJ. Co prawda, położony jest on przy wyłożonej wyjątkowo niewygodnym brukiem ul. Gołębiej, a do środka prowadzą ciężkie drzwi, ale tuż obok nich znajduje się dzwonek (wyraźnie oznaczony i umieszczony na wysokości wózka), pozwalający poprosić o pomoc. Byłem tam wiele razy, ale – przyznaję – wcześniej go nie zauważyłem. Dobrze wypada także Urząd Miasta przy pl. Wszystkich Świętych. Kładka ułatwiająca wjazd na krawężnik nie jest może zbyt estetyczna, ale działa. Drzwi pomógł otworzyć ktoś wychodzący akurat z Magistratu, a w środku to już prawdziwy luksus. Na trasie dojazdu do działu informacji, czyli punktu strategicznego dla każdego interesanta, nie ma progów, a drzwi otwierają się automatycznie. Duży plus! W centrum zdecydowanie najtrudniej znaleźć możliwy do pokonania na wózku wjazd do sklepu. Zwykle dostępu do nich bronią schody, wysokie progi i wąskie drzwi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.