Biskup na manowcach

Grażyna Starzak

publikacja 24.10.2014 00:00

Z ks. bp. Tadeuszem Pieronkiem o kształtowaniu charakteru i kontrowersyjnych wypowiedziach w dniu jego urodzin rozmawia Grażyna Starzak.

Biskup na manowcach O sobie mówić nie lubię - stwierdza bp Tadeusz Pieronek Henryk Przondziono

Grażyna Starzak: Dziś są Księdza urodziny. Czym poczęstuje swoich gości „najlepszy kucharz wśród biskupów”?

Bp Tadeusz Pieronek: Nie jestem najlepszy. To jest legenda, choć potrafię to i owo ugotować. Nawet upiec tort, choć sam nie jadam słodyczy. Tym razem jednak nie ja będę go piekł. A tak na marginesie powiem, że najbardziej smakują mi te potrawy, które jadłem w dzieciństwie. Pierogi, kasza gryczana, ziemniaki z kwaśnym mlekiem.

Zmarły trzy lata temu bp Albin Małysiak w filmie o sobie mówi: „piękne było moje życie, pracowite, ale piękne”. A jak swoje dotychczasowe, 80-letnie życie ocenia bp Tadeusz Pieronek?

Było - z całą pewnością - bardzo interesujące. Cieszę się, że dożyłem tych 80 lat mimo rozmaitych, trudnych doświadczeń. Bardzo ciężkim przeżyciem dla mnie i mojej rodziny była II wojna światowa, potem czasy stalinizmu, no i Polska Ludowa. Trzeba się było bardzo starać, że by przeżyć i coś osiągnąć w tych trudnych czasach. Patrząc z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć, że to wszystko było piękne, bo pozwoliło mi na zdobycie bezcennych doświadczeń.

Kto wywarł największy wpływ na to, jak potoczyło się życie Księdza Biskupa?

Na pewno matka i ojciec. Mama może więcej. Była to osoba bardzo spokojna, bardzo kochająca, cierpliwa, bardzo religijna. Ojciec zresztą też. Wielodzietna rodzina dała mi fantastyczny przykład, jak żyć. Tam uczyłem się cierpliwości, pokory, wyzbywania ambicji, bo trzeba było ustępować rodzeństwu. Czasem tak sobie myślę, że moja rodzina była jak górska rzeka, a my, dzieci, byliśmy kamieniami, które się obijały po dnie i z tych skał kłujących, ostrych, powstawały gładkie otoczaki.

A później, kto miał największy wpływ na kształtowanie się charakteru Księdza?

Na pewno nieżyjący już ks. Jan Wolny, mój wujek od strony mamy, darzony przez wiernych ogromnym szacunkiem proboszcz parafii św. Mikołaja w Chrzanowie. On był dla mnie wzorem, bo ja od dziecka marzyłem o tym, żeby być księdzem. Na plebanii u wuja spotykałem wielu wspaniałych ludzi. Bywał tam zaprzyjaźniony z wujem Karol Wojtyła. W 1957 r. do tej parafii trafił jako młody kleryk ks. Józef Tischner…

Z którym się przyjaźniliście.

Józek Tischner był moim kolegą. Trochę starszym ode mnie. Byliśmy w dobrych kontaktach. Przychodził do mnie jeszcze w Warszawie, gdy byłem sekretarzem Episkopatu. To świadczyło, że byliśmy sobie potrzebni. Ostatni raz widzieliśmy się w dzień moich imienin, osiem miesięcy przed jego śmiercią. Wtedy już nie mówił, tylko pisał. W ten sposób pogadaliśmy sobie. Niedługo po jego wyjściu, słyszę domofon. Ktoś dzwoni. Patrzę, a to brat Józka. Przyniósł mi - w prezencie imieninowym - jego książkę. Dedykacja była fantastyczna: „Księdzu Tadeuszowi Pieronkowi „biskupowi na manowcach” – „Ksiądz na manowcach”. Taki był tytuł tej książki Tischnera.

Według słownika języka polskiego „manowce” oznaczają „teren bez wyznaczonej drogi”, „bezdroża”, „wertepy”. Wydaje mi się, że Ksiądz Biskup idzie wyznaczoną przez siebie drogą.

Jeśli pyta pani o powołanie, to istotnie. Od dziecka chciałem być księdzem. Myślę, że Józek Tischner miał raczej na myśli to, że na tej mojej drodze jest sporo niespodziewanych zdarzeń, przeszkód, wertepów. 

Wracając do książki ks. prof. Tischnera, to pisze on we wstępie: "Najpierw czuję się człowiekiem, potem filozofem, a dopiero na trzecim miejscu księdzem". Ta jego wypowiedź wzbudziła protesty.

Jest może trochę prowokacyjna, ale zawiera głęboką prawdę. Nie można być dobrym księdzem, nie będąc dobrym człowiekiem.

Ksiądz Biskup, podobnie jak ks. prof. Tischner, uchodzi za osobę, która zawsze mówi to, co myśli. Nie waha się krytykować własnego środowiska. Co na to inni kapłani? Ponosi Ksiądz jakieś konsekwencje?

Zawsze, gdy się wygłasza otwarcie niewygodne dla kogoś opinie, ponosi się konsekwencje. W czasach, gdy byłem sekretarzem Konferencji Episkopatu Polski, pełniąc de facto funkcję rzecznika, jeden z kolegów biskupów powiedział do mnie: „niszczysz Kościół”. Zapytałem go: „O co ci chodzi?”. „O twoje wypowiedzi”. „O które?” - pytam dalej. „O wszystkie”. Pomyślałem sobie wówczas: „A niech tam, żyj sobie z tą opinią o mnie, a ja będę robił swoje”.

To przykre?

Jeśli jest się przekonanym, że tak trzeba, nie. Może z początku boli, ale później już nie.

Można się przyzwyczaić?

Można i trzeba. Pamiętam, że kiedyś, gdy byłem rektorem Papieskiej Akademii Teologicznej, szukając jakiegoś dokumentu, przeglądałem dokładnie wszystkie szuflady dość przepastnego biurka. W jednej z nich odkryłem stos zaadresowanych do mnie, ale nie podpisanych listów. „Kaziu, pytam mojego ówczesnego sekretarz, co to jest?”. „Nic ważnego księże rektorze” - odpowiedział Kaziu. „Co z tym zrobić?” - zadałem kolejne pytanie. „Spalić!” - Kaziu na to.

I co Ksiądz zrobił?

To, co radził mój sekretarz. Spaliłem.

A propos palenia. Pełniąc funkcję sekretarza i rzecznika KEP skazał Ksiądz Biskup na stos ks. prof. Józefa Tischnera.

Ha, ha, ha. Istotnie. A było tak. Dzwoni do mnie redaktor z „Trybuny Ludu”, która była organem PZPR, z pytaniem, czy to prawda, że ks. Tischner będzie ukarany za swoje krytyczne wypowiedzi na temat Kościoła. Ja do niego: „panie redaktorze, jeśli zapewni mi pan, że to, co powiem, ukaże się w „Trybunie” w całości, to odpowiem na to pytanie. Przyrzeka pan? „Tak” - ów redaktor na to. No to ja mówię: „z Tischnerem jest kłopot, dlatego, że mówi różne rzeczy. Trzeba go zdyscyplinować. Na pewno stanie przed Trybunałem Świętej Inkwizycji i spalą go na stosie. Tylko jest jedna trudność. We Włoszech nie ma smoły”. Nie przypuszczałem, że cokolwiek ukaże się w „Trybunie” następnego dnia. Proszę sobie wyobrazić, że wydrukowano tę moją wypowiedź w całości.

W całości wydrukowano na łamach wielu gazet wypowiedź Księdza Biskupa na temat pedofilii wśród księży. Wywołała wiele nieprzychylnych komentarzy.

Chodzi pani pewnie o moją wypowiedź na ten temat w telewizji. Dziennikarka pytała, czy zgadzam się z sugestią, że podłożem abdykacji Benedykta XVI są pedofilskie afery z księżmi w roli głównej. Odpowiedziałem, że Benedykt XVI zmagał się z o wiele większymi problemami niż pedofilia w Kościele. Najważniejszy to dbanie o to, by ludzie żyli zgodnie z przykazaniami bożymi. To jest o wiele większe zadanie, niż ukrócenie sprawy pedofilskiej, która była na świecie, jest i będzie. Opaczne rozumienie wolności nie jest jedynie wadą niektórych księży, ale całego świata i wszystkich ludzi. Dwa lata temu, na konferencji, którą organizuję w Tomaszowicach, posłanka do Bundestagu powiedziała, że w Niemczech jest 100 tys. pedofilii. Wśród nich ułamek procenta to księża.

Na „okrągłe urodziny” pięć lat temu życzył sobie Ksiądz Biskup „świętego spokoju”. A dzisiaj, czego sobie życzy?

Tego samego. To jest bardzo ważne zawsze. Ten „święty spokój”. Nie polega on na tym, że człowiek siedzi w kapciach przed telewizorem i nic nie robi. Chodzi o to, żeby robić to, co się lubi, ale z większym dystansem, nie napotykając na przeszkody, które są niegodne czy niesłuszne. Tego sobie życzę, bo ja muszę coś robić. Jeżeli się poddam, to będzie degrengolada. Aktywność jest człowiekowi w każdym wieku potrzebna.

 

Przeczytaj także relację z uroczystości na Wawelu - Sto lat dla Jubilata!