Pamięci ofiar z Dąbia

Bogdan Gancarz

publikacja 11.01.2015 13:10

Uczczono pamięć 79 osób zamordowanych 15 stycznia 1945 r. przez Niemców w krakowskiej dzielnicy Dąbie.

Pamięci ofiar z Dąbia Kwiaty na mogile pomordowanych złożył Zygmunt Hajduga. Był on świadkiem egzekucji, w której zginęła jego siostra Genowefa Bogdan Gancarz /Foto Gość

W niedzielę 11 stycznia złożono wieńce i zapalono znicze przed pomnikiem na cmentarzu Rakowickim, znajdującym się na zbiorowej mogile pomordowanych 70 lat temu.

Za ich dusze odprawiono również Mszę św. w kościele parafialnym pw. św. Stanisława BM na Dąbiu. Następnie odbył się Apel Poległych pod pomnikiem ku czci pomordowanych, znajdującym się niedaleko miejsca ich śmierci.

Ciała ofiar pacyfikacji Dąbia zostały uroczyście złożone na Rakowicach 9 lutego 1945 r.

- Przychodzimy tutaj, by pokłonić się pomordowanym i zapewnić, że nigdy nie zapomnimy o ich ofierze - powiedziała na cmentarzu Rakowickim Agnieszka Pasieka, radna krakowskiej II Dzielnicy Grzegórzki, w skład której wchodzi obecnie Dąbie. Rada Dzielnicy wraz z parafią św. Stanisława BM na Dąbiu, harcerzami i szkołami współorganizuje co roku uroczystości rocznicowe.

Przy mogile, przed którą wartę honorową zaciągnęli żołnierze, stanęły poczty sztandarowe VII Gimnazjum, Szczepu „Dąbie” Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej i Dąbskiego Klubu Sportowego. Kwiaty w imieniu rodzin pomordowanych złożył 84-letni Zygmunt Hajduga. Był świadkiem egzekucji, w której zginęła jego 18-letnia siostra Genowefa.

- Cudem ocalał zaś mój brat Jan. Ranny w głowę, udał zabitego i gdy Niemcy odjechali, wydostał się ze zwału trupów i uciekł - powiedział  Z. Hajduga.

- Miałem wówczas 14 lat. Pamiętam wszystkie szczegóły tego, co się wtedy stało. Mieszkaliśmy przy ul. Rzeczysko. Brata Jana aresztowali kilka dni wcześniej. Do nas przyszli 15 stycznia 1945 r. Zabrali mamę Marcjannę, brata Władysława i siostrę Genowefę. W grupie do rozstrzelania znalazła się siostra i brat Jan, przywieziony z więzienia na Montelupich. Rozstrzeliwali ich wraz z innymi przy wale wiślanym. Udało mi się zobaczyć to miejsce. Słychać było strzały, płacz i krzyki. Gdy Niemcy odjechali, pobiegłem tam. Przybiegła i moja mama. Znalazła ciało mojej siostry i trzymała je w objęciach. „Jej pani już nie pomoże. Niech pani ratuje syna” - powiedział do niej ks. proboszcz Jan Matyasik - wspominał Z. Hajduga.

Egzekucja na Dąbiu została dokonana zaledwie na trzy dni przed opuszczeniem Krakowa przez Niemców. 49 osób, które zostały następnie rozstrzelane, zabrano bezpośrednio z Dąbia, zaś 30 osób przywieziono na egzekucję z więzienia przy ul. Montelupich. Nie są znane motywy zbrodni. Prawdopodobnie chodziło o zastraszenie mieszkańców Dąbia, gdzie znajdowały się ważne obiekty militarne, w obliczu zbliżającej się ofensywy sowieckiej.