Oszukani są solidarni

Monika Łącka

publikacja 15.01.2015 14:51

Wiosną ub. roku mówili, że aby raz na zawsze wygrać tę sprawę, muszą do końca być razem. I tak się stało.

Oszukani są solidarni Poszkodowani klienci Leoparda przez wiele lat walczyli o uzyskanie prawa do własności lokali przy ul. Wierzbowej (dziś Dworskiej) Monika Łącka /Foto Gość

Wszyscy, którzy zostali oszukani przez nieuczciwego dewelopera - spółkę Leopard S.A., także na ostatniej prostej zdołali się bowiem porozumieć. Po wygranej przed Sądem Najwyższym i zgodzie krakowskiego Sądu Rejonowego na przeniesienie praw własności do mieszkań z osiedla Wierzbowa na klientów Leoparda w ramach zwykłego postępowania upadłościowego, problem pozostał jeden.

Poszkodowanych zostało bowiem ponad 180 osób, a to oznaczało konieczność znalezienia rozwiązania, które wszyscy zaakceptują i zechcą zrezygnować z hipotek, którymi obciążone są niewykończone mieszkania. A na wykończenie mieszkań, których część od 2006 r. jest w stanie surowym i niszczeje (budynki ucierpiały w czasie powodzi w 2007 i 2010 r.), a część, do których klienci Leoparda dostali klucze jest wykończona prowizorycznie, wciąż potrzeba ok. 7 mln. zł.

Sprawa nie jest łatwa, zwłaszcza w największym z czterech budynków, gdzie w zasadzie nie ma nic, nawet okien i balustrad przy schodach, więc jego użytkowanie zagraża bezpieczeństwu. W pozostałych budynkach, do których nabywcy wprowadzili się mimo trwających spraw sądowych, takie udogodnienia, a nawet media i winda w szybie (na razie nieruchoma) już są.

Niedawno zapadła jednak jednogłośna decyzja, że budynki wykończą ich właściciele. Ci, którzy nie zdarzyli wpłacić Leopardowi ostatnich rat, pieniądze wpłacają na konto założonej niedawno wspólnoty mieszkaniowej. Na razie na jej koncie jest ok. 900 tys. zł, a powinno być 2,5 mln, co i tak będzie mniej niż połową koniecznego budżetu. Na myślenie o tym, co dalej, jest jednak jeszcze czas.

Tym, co dodaje klientom Leoparda optymizmu, są nie tylko wygrane sprawy w sądzie, ale także aktualne wciąż pozwolenie na budowę, które oznacza, że mimo wielu trudności można ją kontynuować. Póki co, trzeba znaleźć wykonawcę wszystkich prac.

- Ważnym dla poszkodowanych momentem zwrotnym w sprawie jest też to, iż syndyk zakończył (za wyjątkiem kilku umów) wydawanie im mieszkań. Teraz trwają przygotowania do rozpoczęcia prac budowlanych - mówi mec. Michał Jaworski z kancelarii Jaworski Malina Spółka Partnerska, reprezentujący oszukanych. Jak dodaje, doszło również do sytuacji wyjątkowej w skali całego kraju: - Poszkodowani przez nieuczciwego dewelopera przez długi czas byli na pozycji bez wyjścia. Obecnie sami stają się deweloperem - doszli do końca sprawy i muszą kontynuować budowę, by kiedyś mogli wprowadzić się do mieszkań.

- Gdy tylko wszystko będzie zmierzało w dobrym kierunku, zaprosimy wszystkich, którzy nam pomagali, także media, które od początku nas wspierały, na grilla. Tu, przed blokami, gdzie będzie już ładnie i zielono, bo na razie ten teren przypomina plac wiecznie niedokończonej budowy - mówi Tomasz Kalinowski, jeden z poszkodowanych przez Leoparda.

- Nasze marzenia prysły, gdy Leopard upadł, teraz powoli podnoszą się ze zgliszcz. Media często mówią, że "jesteśmy biedni, bo musimy spłacać kredyty", ale nie w tym jest problem. Kredyty na mieszkania braliśmy świadomie, ale musimy je spłacać za coś, co jest wirtualną rzeczywistością - mówi Tomasz Kalinowski ze stowarzyszenia "Wierzbowa" i dodaje, że na razie wraz z żoną i dzieckiem mieszka u rodziców, a marzeniem na dziś jest to, by na Wierzbową mogli wprowadzić się gdy syn będzie jeszcze mały.

Przypomnijmy. Początki dramatu oszukanych sięgają 2006 r., gdy nieświadomi kłopotów finansowych spółki deweloperskiej Leopard S.A. klienci zaczęli wpłacać pieniądze na poczet budujących się dla nich mieszkań. Firma Leopard S.A. działała od 1997 r., miała opinię jednej z najbardziej wiarygodnych spółek deweloperskich w Małopolsce. Nikt nie wiedział, że prowadzi transakcje, które były na granicy prawa. Prezesi firmy sprzedawali m.in. grunty własnej spółce, kupowali je od niej, nabywali wybudowane już mieszkania.

Gdy spółka podjęła się budowy osiedla przy ul. Wierzbowej, na którym miały powstać cztery bloki (180 mieszkań), sukces znów wydawał się być pewny. Niestety, zarząd firmy (Jacek P. i Grzegorz A. - obaj w 2012 r. trafili do aresztu, dziś przebywają już na wolności i przed sądem odpowiadają z wolnej stopy) poprzez emisję obligacji zaciągnął kredyt na realizację kolejnych inwestycji (w wysokości ponad 60 mln zł, oprocentowany na 25 proc. w skali roku) u amerykańskiej firmy Manchester Securities Corporation (MSC), będącej częścią nowojorskiego zamkniętego funduszu inwestycyjnego Elliott. Poręczeniem pożyczki stały się hipoteki mieszkań przy ulicy Wierzbowej i alei Kijowskiej (tam budowa rozpoczęła się nieco wcześniej). Większość klientów podpisała wtedy (na żądanie dewelopera) klauzulę, na mocy której nie mogli dokonywać wpisu roszczeń w księdze wieczystej nieruchomości.

Klienci mieszkania mieli dostać w 2008 r. Gdy tak się nie stało (a deweloper zażądał dopłat), zaczęli jednoczyć siły, założyli Stowarzyszenie Poszkodowanych przez Deweloperów "Wierzbowa”", a pod koniec 2008 r. złożyli wspólny pozew w krakowskim Sądzie Okręgowym - żądali uznania nieważności hipotek. W czerwcu 2009 r. sprawę wygrali w I instancji, lecz w marcu 2011 r. Sąd Apelacyjny uchylił wyrok pierwszej instancji na korzyść „Leoparda”. Finalnie Sąd Najwyższy w 2012 roku utrzymał wyrok I instancji. W między czasie deweloper złożył w sądzie wniosek o ogłoszenie upadłości. W maju 2009 r. stało się to faktem dokonanym, a masę upadłościową (budynki z zamieszkanymi po części lokalami - mieszkania w największym z budynku były i nadal są w stanie surowym) przejął syndyk. Batalia o odzyskanie mieszkań trwała do wiosny 2014 r.