Miała w sobie coś ze św. Teresy

Monika Łącka

publikacja 16.01.2015 15:41

- Kościół krakowski żegna dziś osobę wielkiej wiary, która pozostała wierna Słowu Wcielonemu - mówił kard. Stanisław Dziwisz, który 16 stycznia przewodniczył uroczystościom pogrzebowym śp. Danuty Michałowskiej.

Miała w sobie coś ze św. Teresy - Danuta Michałowska swoim talentem i wielkim duchem wpisała się w pamięć kilku pokoleń - mówił kard. Stanisław Dziwisz Monika Łącka /Foto Gość

- Danuta Michałowska swoim talentem i wielkim duchem na stałe wpisała się w pamięć naszego miasta, naszego pokolenia, a nawet kilku pokoleń. Była człowiekiem wielkiej kultury słowa i wielkiej wiary. Zawsze, mimo trudności życiowych, których nie oszczędził jej los, stała po stronie najwyższych wartości duchowych. Miała w sobie coś ze św. Teresy z Avili, która na drogach mistycznych szukała Boga, odkrywając Go w swoim sercu - opowiadał o zmarłej metropolita krakowski.

Jak przypomniał, D. Michałowska poznała młodego Karola Wojtyłę w Teatrze Rapsodycznym już w 1940 r., w czasie II wojny światowej.

- Połączył ich Teatr Jednego Aktora, który w czasie ciemnej nocy okupacji hitlerowskiej budził nadzieję w sercach ludzi. Połączyło ich zamiłowanie do poezji. Ta przyjaźń, zrodzona wokół wartości i fascynacji słowem, trwała w czasie, gdy Karol Wojtyła szedł drogą powołania kapłańskiego, gdy został biskupem w Krakowie, a potem Piotrem naszych czasów. Przyjaźń przetrwała do ostatnich dni - wspominał kard. Dziwisz.

W Teatrze Jednego Aktora D. Michałowska zrealizowała wiele tekstów młodego Wojtyły i jako jedna z pierwszych recytowała "Tryptyk rzymski".

A jak D. Michałowską wspominają ci, którzy zetknęli się z nią na artystycznych ścieżkach?

- Jej teatr był formą artystyczną katechezy, rozprawy o kondycji ludzkiej, zawierał najważniejsze pytanie o to, w co uwikłany jest człowiek w swoim istnieniu: w wojnę, fanatyzm, pragnienie i dążenie do miłości, absolutu - mówi Olgierd Łukaszewicz, aktor, prezes Związku Artystów Scen Polskich. - Była bardzo życzliwa studentom, ale nigdy nie była za bardzo otwarta. Zachowywała pewien dystans do nich, ale też do swoich sądów, opinii, które potrafiła szybko w sobie zmieniać i przetrawiać. Tę jej życzliwość, mądrość i opiekuńczość najbardziej poczuliśmy w przełomowym momencie, w marcu 1968 r., podczas politycznego przełomu w Polsce. Ostrzegała, byśmy się nie wikłali w politykę, ale dostrzegała też naszą dojrzałość.

- Cudownie rozmawiało się z panią Michałowską! Należałam do osób, które ją odwiedzały w ostatnim okresie jej życia. Związała się bowiem z krakowskim Centrum Kultury Duchowej oo. Karmelitów. Na spotkaniach bywała tam co miesiąc - wspomina z kolei Bogusława Stanowska-Cichoń, reżyser. - Zapamiętałam ją jako osobą pogodną, uśmiechniętą, z dużym poczuciem humoru, otwartą, serdeczną. Bardzo lubiła, gdy się do niej przychodziło. Opowiadała nie o sobie, ale o młodym Karolu Wojtyle, o Teatrze Rapsodycznym. Chętnie przebywała w towarzystwie, dzieliła się swoją wiedzą, przemyśleniami.

Drobna nić przyjaźni, jaka była między nimi, także poprzez Centrum Duchowości, była być może dla pani Danuty pomocą w coraz trudniejszym etapie jej życia. - Miała problemy z poruszaniem się, dlatego przyjeżdżaliśmy po nią autem - opowiada B. Stanowska-Cichoń. Jej zdaniem, D. Michałowska, jako wielka artystka, osoba, która była przez wiele lat pedagogiem, wiodła również bardzo głębokie życie duchowe. - Jak powiedział podczas Mszy św. kard. Stanisław Dziwisz, można porównać ją ze św. Teresą. Obie były Kolumbami swojej epoki. Pani Michałowska była niepowtarzalną osobą, kobietą, która potrafiła wiele zrobić dzięki wielkiej inteligencji, duchowości, mądrości, wrażliwości i talentowi organizacyjnemu. Z jednej strony była wspaniałą artystką, aktorką, a z drugiej - osobą głęboko rozmodloną, która na końcu swojego życia związała się na nowo z duchowością karmelitańską. Najistotniejsze było dla niej głoszenie wartości ewangelicznych. Była również wykonawczynią tekstów św. Teresy Wielkiej. Z tymi spektaklami występowała w najtrudniejszych, komunistycznych czasach i podczas stanu wojennego - dodaje.

W czasie uroczystości na cmentarzu Salwatorskim odczytano też list kondolencyjny nadesłany przez abp. Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, a także przekazano wyrazy współczucia od abp. Marka Jędraszewskiego, metropolity łódzkiego. Chwilę przed złożeniem ciała do grobu zgromadzeni usłyszeli głos samej Danuty Michałowskiej, recytującej fragment "Beniowskiego" Juliusza Słowackiego.

Jak mówił w homilii podczas Mszy św. o. Jarosław Naliwajko SJ, być może dziś i teraz, gdy Kraków żegna wielką artystkę, śp. Danuta Michałowska jest już w niebie i wraz ze św. Karolem Wojtyłą kończy pracę nad ich pierwszym wspólnym spektaklem z 1941 r.?

Przeczytaj także: Zmarła mistrzyni słowa