Manifa na opak

Monika Łącka

Prawdziwej radości z tego, że jesteśmy kobietami, życzę paniom, które 7 marca na krakowskim Rynku krzyczały o "feminizmie dla zdrowia".

Manifa na opak

Słuchając ich corocznej Manify smutek mnie ogarnął i współczucie. Przyczyna jest prosta - na twarzach wielu z tych ok. 200 (jak podają służby porządkowe) kobiet trudno było dostrzec szczęście, a co za tym idzie spokój bijący z wnętrza - z serca po prostu, który potrafi rozpromienić oblicze jak najlepszy makijaż.

Zamiast tego widać było raczej zaciętość w walce o "wolność wyboru", czyli o rzeczy do znudzenia oklepane. O "prawo" do niczym nieograniczonej aborcji i antykoncepcji hormonalnej, a także do pigułki "dzień po", która pozbawia życia. Do tego walczące panie dodały jeszcze w tym roku żądanie ratyfikacji przez Polskę "konwencji antyprzemocowej". A z wątków pobocznych krzykliwe feministki prosiły też o "lekarzy a nie misjonarzy" (czytaj: takich, co aborcję ochoczo wykonają i pigułkę bez zbędnych pytań przepiszą) oraz o "zdrowie a nie zdrowaśki".

Czy naprawdę to jest to, czego prawdziwej kobiecie XXI wieku do głębi szczęścia potrzeba? I czy to jest rzeczywiście "feminizm dla zdrowia"? Jako, że czuję się kobietą z krwi i kości, śmiem twierdzić, że nie. Opasłe elaboraty medyczne powstały już przecież w ostatnich latach na temat szkodliwości (dla kobiecego zdrowia) pigułek antykoncepcyjnych.

Jednak jeśli któraś z pań nie chce logicznie myśleć, to nawet najmądrzejsi z mądrych lekarze (niekoniecznie katoliccy) do swoich racji jej nie przekonają. Tym bardziej nie zrozumie ona, że zabójstwo (dziecka, nienarodzonego i bezbronnego, a nie "płodu") jest zabójstwem - koniec i kropka.

Znam na szczęście mnóstwo kobiet - pięknych duchem i ciałem, które wiedzą, gdzie i u Kogo mogą szukać tego prawdziwego szczęścia, a co więcej, potrafią dzielić się tą wiedzą z innymi. A jeśli organizują jakieś manifestacje, to tylko takie, które pełne są pozytywnej energii (a nie złości i walki), śpiewu (a nie krzyku), wiary, nadziei i najważniejsze: uwielbienia. Boga - za to, że tak cudownie kobiety stworzył, że dał nam wrażliwość, mądrość i siłę, dzięki którym potrafimy rozwiązywać najtrudniejsze problemy; łaskę wiary, która potrafi góry przenosić; oraz serce pełne miłości, która pragnie być odwzajemniona. Te wszystkie cechy rodzą z kolei łagodność, bez której kobieta na uznanie w oczach mężczyzny liczyć raczej nie może. Bo żaden mężczyzna nie chce mieć przecież w domu wojowniczki, która wszystkich po kątach rozstawia i walczy o to, by mogła zabić swoje dziecko. W imię wolności dla swojego brzucha, rzecz jasna.

A gdzie takie mądre kobiety można znaleźć? Oryginalna pewnie nie będę, jeśli powiem, że na przykład w różnych grupach modlitewnych. W kwitnącej i rozsiewającej piękny zapach krakowskiej Macierzance pełnej młodych mam, albo w Dzielnych Niewiastach, które nie wahają się powiedzieć o sobie, że są kobietami na miarę współczesności, i jednocześnie z całych sił trzymających się Boga. Bo bez Niego ani rusz.

"Dzielna niewiasta - kobieta piękna. Piękna duchowo, wewnętrznie, osobowościowo. Wolna od niepotrzebnego obgadywania, osądzania, oczerniania innych. Cierpliwa, łagodna, wierna. Dobra, mądra, opanowana, w której kobieca delikatności i kruchość przeplatają się z wewnętrzną siłą i męstwem. To kobieta zasłuchana w Bogu, Nim zafascynowana, Jemu ufająca. To mój ideał" - mówiła mi kilka miesięcy temu Alicja Jewuła, współzałożycielka Dzielnych Niewiast, która tym swoim ideałem zaraziła już co najmniej kilkaset kobiet. Alicja i wszystkie inne DN (w Krakowie, Warszawie, Wrocławiu i innych miastach, z których przyjeżdżają na spotkania) siłę czerpią z adoracji Najświętszego Sakramentu, i ze zdrowasiek, którymi zdrowie (fizyczne i duchowe) można wyprosić.

Z okazji Dnia Kobiet paniom od Manify, które z zaciśniętą pięścią walczą o swoje prawa (w Krakowie i wielu innych miastach w kraju), ale też wszystkim innym kobietom i kobietkom - młodym, starszym i najstarszym, życzę odkrycia radości z tego, kim jesteśmy. Życzę wiary, która odkryć to pomoże i miłości, która uskrzydla i sprawia, że walka o hasła skandowane przez feministki od Manify staje się śmieszna i żenująca po prostu.

PS. By sprawiedliwości stało się zadość, dopowiem na koniec, że jest jedna rzecz, z którą trudno się nie zgodzić. Otóż 7 marca na Rynku, a 8 marca także w innych miastach, słychać też będzie wołanie o poszanowanie praw kobiet niepełnosprawnych oraz o to, by kobiety pracownice były przez swoich pracodawców szanowane, a nie wyzyskiwane. By nie musiały być "super wydajne, mobilne i wiecznie dyspozycyjne". By mogły godnie żyć.

I gdyby tylko o takie sprawy feministki walczyły - złego słowa bym nie powiedziała, bo to problemy coraz bardziej powszechne i zauważalne w różnych firmach i korporacjach. Problem w tym, że feministki do jednego worka wrzucają też mnóstwo innych rzeczy, na które zgody być nie może.