Hospicjum domowe. O rozbijaniu dużej nadziei na małe „nadziejki” i bramie, przez którą każdy musi przejść, z lek. med. Ewą Wieteską z krakowskiego Hospicjum św. Łazarza rozmawia Monika Łącka
– Opieka hospicjum domowego jest dla mnie czymś wspaniałym w ciężkiej chorobie – mówi pani Wanda, jedna z pacjentek dr Ewy Wieteskiej
Monika Łącka /Foto Gość
Monika Łącka: Mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje. Łagodzi też ból, gdy czasem gra Pani pacjentom na gitarze?
Lek. med. Ewa Wieteska: Gram rzadko, bo w hospicjum stacjonarnym taka muzyka nie zawsze się sprawdza. Tam ważniejsze są rozmowa i bycie przy chorych. Większość pacjentów jest leżąca, z trudnymi objawami choroby, więc nie jest łatwo organizować koncerty. Częściej gram dla innych pracowników, żeby mogli razem pobyć i odpocząć. Jeśli jednak któryś z pacjentów hospicjum domowego powie mi, że bardzo lubi poezję śpiewaną, chętnie pójdę do niego z gitarą!
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.