Jesteś Andrew. To znaczy: męski syn Boży

Monika Łącka

publikacja 18.04.2015 21:29

Jako młody chłopak Andrew Comiskey był czynnym homoseksualistą. Bóg upomniał się jednak o niego i przemienił jego życie.

Jesteś Andrew. To znaczy: męski syn Boży - Jezus przyciągnął mnie do siebie i rozwiązał moje problemy - przekonuje Andrew Comiskey Monika Łącka /Foto Gość

Dziś jest mężem kobiety, którą mocno kocha, i ojcem czworga dzieci. Kiedyś był też pastorem, jednak 4 lata temu przeszedł na katolicyzm. Od 30 lat prowadzi też wspólnotę i program "Strumienie Życia" pomagające ludziom mającym problem ze swoją tożsamością seksualną (nie tylko w sensie homoseksualizmu). Jak zapewnia, nawet nie przypuszczał, że tak potoczą się jego losy.

18 kwietnia w krakowskim w sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy Andrew podzielił się świadectwem swojego życia, nawrócenia i drogi prowadzącej do zawierzenia Bogu.

- Miałem problem ze swoją płcią. Ludzie patrzyli na mnie i mówili, że coś jest ze mną nie tak, że jestem inny. Bo byłem inny: pasywny, spokojny, nie taki, jak dwaj moi starsi bracia. Oni byli silni, nawet mnie bili za tę moją inność. Dodatkowo mój ojciec był człowiekiem niedostępnym. To wszystko spowodowało, że zostałem złamany duchowo. Ciągle czułem na sobie obwiniające spojrzenie mówiące, że jestem gorszy. Wierzyłem, że tak jest - opowiadał.

Dorastał w Kalifornii, gdzie nietrudno było mu znaleźć homoseksualnego partnera. W efekcie bardzo szybko wszedł w gejowskie towarzystwo i taki styl życia. - Tak dawałem siebie innym, bo była we mnie potrzeba miłości. Jednak tej miłości nie czułem. Byłem pełen erotyki, ale w sercu czułem pustkę. To nie była ta miłość, której szukałem. Gdy powiedziałem mamie, kim jestem, najpierw nic nie powiedziała, tylko w jej oczach zobaczyłem łzy. Potem jednak stwierdziła, że chciała dla mnie czegoś więcej. Zapytała mnie też o Jezusa, którym zaczynali żyć moi bracia - wspominał Andrew.

Pytanie mamy uruchomiło w Andrew lawinę kolejnych pytań. Bo skoro mama chciała dla niego "czegoś więcej", to czym to "więcej" mogłoby być? A. Comiskey obserwował również w tym czasie przemianę braci, którzy nawrócili się i nagle stali się dobrymi i łagodnymi mężczyznami. To Jezus ich zmieniał.

- I ja zaczynałem się na Niego otwierać, ale jeszcze długa droga była przede mną. W jednym z kościołów spotkałem pokornego pastora, który swoim życiem dawał świadectwo wiary w Boga. Zapraszał, bym włączył się w społeczność i zbliżył się do Boga. Zgodziłem się na to - mówił.

Pewnego razu podeszła do niego kobieta, która zapytała, czy wie, kim jest. - Myślałem, że chce powiedzieć, że jestem grzesznikiem, a ona powiedziała: "Jesteś Andrew. To znaczy: męski syn Boży". Ona nie zobaczyła we mnie mężczyzny połamanego, ale mężczyznę prawdziwego, który z Jezusem został wskrzeszony z martwych. Wtedy Bóg powoli zaczynał już zajmować się moim wstydem związanym z grzechami natury seksualnej. Problem był w tym, że grzeszyłem nadal, ale Bóg widział, że ranię siebie i innych. Mówił mi to, ale ja się jeszcze broniłem - opowiadał A. Comiskey.

Bał się, że jeśli zaufa Bogu i odda Mu swoje homoseksualne skłonności, to straci wolność. Pastor opowiedział mu jednak o grupie mężczyzn, których Bóg uzdrowił z podobnych problemów. Byli szczęśliwi. - I mnie Bóg zaczął uzdrawiać i wzywać do życia w czystości. Bo Bóg chce naszego uzdrowienia. Chce naprawić to, co jest w nas najgłębiej ukryte i poranione. Takim czymś były relacje z moim ojcem albo raczej brak relacji z nim. W kontakcie z nim zachowywałem się wciąż jak małe, poranione dziecko, on wywoływał we mnie ból emocjonalny. W końcu zacząłem próbować mu przebaczyć. Zobaczyłem też, jak bardzo jestem do niego podobny - wspominał Andrew.

To był trudny, ale oczyszczający proces. W efekcie Andrew odkrył, że znika jego pociąg do mężczyzn, a zaczynają podobać mu się kobiety. W końcu poznał swoją przyszłą żonę. I ona nie miała łatwej przeszłości. - Była kiedyś molestowana. Razem poczuliśmy jednak, że możemy pomóc sobie nawzajem. Że możemy się zbawić. Dlatego to Jezus stał się fundamentem naszego życia i naszą nadzieją. Pastor zachęcił nas też do pomagania innym i tak się stało. Pomagamy cały czas, a stworzone przeze mnie "Strumienie Życia" rozrosły się na cały świat. Istnieją już w ponad 50 krajach. To znaczy, że Bóg temu dziełu błogosławi - przekonywał Andrew, dodając, że odkąd przeszedł do Kościoła katolickiego, swój dom czuje też w polskim Kościele. Nie bez powodu. Ważną rolę w jego życiu i drodze do Boga odegrali bowiem św. Jan Paweł II i św. s. Faustyna.

- Polski Kościół jest w moim odczuciu darem dla Kościoła katolickiego na całym świecie. Jan Paweł II dał mi piękny obraz ludzkiej seksualności, a św. s. Faustyna opowiedziała o Bożym miłosierdziu, które jest potężniejsze od najtwardszych murów, w jakie ludzie okopują swoje serca. Wszystkie pękną, trzeba się tylko otworzyć na działanie Boga - zapewniał.

Po spotkaniu z Andrew świadectwem podzielił się również Jakub Tomczak, który przeszedł przez program "Strumieni Życia". Jak mówi, na drodze swojego uzdrowienia jest już od wielu lat. Jego problemem, a nawet centrum życia była kiedyś masturbacja, która była reakcją na poczucie odrzucenia. Bóg znalazł jednak drogę do jego serca - najpierw pootwierał wszystkie szczelnie zakryte problemy, a później je uleczył.

Zainteresowani mogli też dowiedzieć się więcej o "Strumieniach Życia", czyli wspólnocie, do której trafiają osoby poszukujące Jezusa i możliwości poradzenia sobie z różnymi problemami związanymi z seksualnością - zarówno z pociągiem do własnej płci, jak i z uzależnieniem od pornografii, masturbacji, czy takie, które przeżyły traumę molestowania.

Zobacz również:

Strumienie Życia dają wolność