Kto słucha Opatrzności

Adam Sosnowski

publikacja 25.05.2015 12:51

- Bez wiary mój syn nie byłby w stanie tego wszystko znieść - mówi prof. Jan Duda, ojciec Andrzeja Dudy.

Kto słucha Opatrzności 21-letni Andrzej Duda ze swoimi młodszymi siostrami arch. rodzinne/WPIS

Adam Sosnowski: Rozmawiamy po I turze wyborów, którą wygrał Pana syn Andrzej Duda. Wyprzedził urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego, co wielu uznało za zaskakujące.

Prof. Jan Duda: Ja nie mogę powiedzieć, żebym był zaskoczony. Wygrana Andrzeja była dla mnie wielką radością, ale przecież on od początku startował w wyborach po to, by wygrać, nie po to, by się pokazać czy z jakichś innych powodów, insynuowanych przez media.

A propos insynuacji medialnych - jeszcze w powyborczy wieczór media, z telewizją publiczną na czele, zaczęły pleść narrację, według której Andrzej Duda jest kandydatem marionetkowym, sterowanym przez Jarosława Kaczyńskiego, przede wszystkim zaś o. Tadeusza Rydzyka.

Te ataki nie są niczym nowym, tylko teraz nastały z większą siłą. Andrzej jest politykiem samodzielnym, podobnie jak sam urząd prezydenta jest ze swej natury mocno niezależny. Z drugiej strony chciałbym jednak podkreślić, że cała nasza rodzina bardzo szanuje o. Tadeusza. Obserwujemy jego działania od 1992 r., czyli od kiedy uruchomiono Radio Maryja. Wtedy Andrzej mieszkał jeszcze z nami, a ta rozgłośnia słuchana jest u nas w domu bardzo często. Jadąc autem, słucham też innych stacji radiowych, ponieważ chcę mieć jak najszerszy wachlarz informacji i wiedzieć, co i jak mówią ci, z których poglądami się nie zgadzam. Z tego powodu miałem też nieraz spory ze znajomymi o to, jak wychowywać dzieci. Niektórzy chcieli wysyłać swoje pociechy do jak najlepszych szkół, ja nie uważam jednak tego za najważniejsze w procesie wychowawczym. Akurat u nas wszystkie dzieci, a jest ich trójka, miały to szczęście, że przeszły przez szkoły, w których spotkały bardzo dobrych i oddanych nauczycieli. Ale proszę sobie przypomnieć, jakie były komunistyczne szkoły, do których uczęszczało moje pokolenie. My od razu byliśmy wystawieni na działania wrogiej ideologii i w starciu z nią musieliśmy wiedzieć, jak się bronić. Gdy natomiast człowiek chowany jest jakby w jaju, chroniony jakąś skorupą, to gdy z tego jaja wyjdzie i zderzy się z fałszywymi ideologiami, nie będzie wiedział, jak te ataki odeprzeć.

Kto słucha Opatrzności   Rodzice Andrzeja Dudy podczas wernisażu wystawy obrazów bp. Jana Szkodonia w Muzeum Archidiecezjalnym w Krakowie Bogdan Gancarz /Foto Gość

To prawda, niemniej warunek jest jeden. Taki człowiek musi wynieść już z domu pewien zasób wartości moralnych, patriotycznych czy chrześcijańskich. Rola domu rodzinnego jest tu kolosalna. 

Oczywiście. Dlatego w wychowaniu Andrzeja i naszych dwóch córek wyznawaliśmy razem z żoną dwie bardzo ważne zasady. Po pierwsze - swoje dziecko trzeba szanować. To przecież jest człowiek, choć jeszcze mały. Od dzieci także można się bardzo wiele nauczyć, my z żoną od naszych wiele się nauczyliśmy. Po drugie - dziecko potrzebuje autorytetu. Jednak nie takiego, który go bezmyślnie ogranicza, ale takiego, który wskaże mu barierę dopuszczalnych zachowań. Trzeba to umiejętnie wyważyć, a wbrew pozorom, nie ma na to tak dużo czasu. Około 16. roku życia młodzież wchodzi już w dorosłe życie i wtedy trudno coś w wychowaniu zmienić. Pamiętam, że mój światopogląd oraz wyznawane zasady ukształtowały się właśnie w wieku około 16 lat. I trzymam się ich do dziś.

Z takiego wychowania wynika jedna cecha Andrzeja Dudy, która wyróżnia go na tle innych polityków - jest on człowiekiem, który potrafi słuchać innych, podczas gdy większość polityków lubi tylko mówić albo raczej gadać. 

Andrzej wychował się w specyficznych warunkach, bo od małego był otoczony towarzystwem dorosłych. Przez 10 lat mieszkaliśmy w hotelu asystenckim, w pokoiku o powierzchni 9 mkw., w którym na dodatek nieustannie przebywali u nas goście. On się bawił, a my toczyliśmy dyskusje na fundamentalne tematy. Na przykład: dlaczego Kościół jest tak srogi w zasadach, a tak pobłażliwy dla grzeszników? Ten wątek bardzo często przewijał się w rozmowach.

Ciekawe, do jakich wniosków Państwo w nich doszli?

Że to jest najlepsza filozofia. Należy pilnować zasad, ale nie wolno nikogo ścinać za to, że ich nie przestrzega. Posłużę się metaforą techniczną. W dziedzinie automatyki, którą zajmuję się naukowo, jest pojęcie stabilizacji. Polega ono na tym, że ktoś musi zdefiniować wartość zadaną. Natomiast regulator trzyma się tej wartości, ale nigdy nie utrzymuje jej w 100 proc., są wahania. Gdyby jednak tej wartości zadanej nie było, to regulator w ogóle błądziłby, nie wiadomo, gdzie. W życiu jest tak samo. Wszystkie zasady Kościoła, do którego mam wielkie zaufanie, są właśnie takimi wartościami zadanymi. Gdy ludzie ich nie mają, bardzo łatwo się łamią i poddają, kiedy w ich życiu wydarzy się coś nieprzyjemnego, czego się nie spodziewali albo czego w danym momencie nie chcieli. Tymczasem to może być przecież błogosławieństwo.

Jest to bardzo dojrzała postawa, pełna pokory i ufności w Opatrzność; wiara, że wszystko, co mi się w życiu przydarza, ma jakiś sens. Takie nastawienie daje też ogromną siłę i spokój wewnętrzny. 

Tak jest, dokładnie tak. Jako człowiek wierzący wiem, że każde zdarzenie, które na mnie spada, ma sens. Dane jest mi po to, abym je wygrał. Każda sytuacja jest wyzwaniem. Dopiero jako człowiek dorosły dowiedziałem się, że już starożytni Rzymianie mieli takie podejście: "kto losu słucha, tego los prowadzi, kto z losem walczy, tego los wlecze". Teraz wystarczy zamienić los na Opatrzność i mamy perspektywę chrześcijańską.

Kto słucha Opatrzności   Całość rozmowy z prof. Janem Dudą można przeczytać w najnowszym numerze miesięcznika "WPIS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka" (e-wpis.pl). Więcej informacji: www.bialykruk.pl mat. wydawcy

Rozumiem, że tę właśnie zasadę udało się także wszczepić dzieciom.

Udało się. Nasze dzieci od samego początku to słyszały, ale i widziały w praktyce. Mówiliśmy: "Zdarzyło ci się coś? To wygraj to! Nie rób z tego dramatu, tylko spróbuj wygrać. Dostałeś dwóję, to musisz się bardziej zmobilizować. Gdybyś nie dostawał czasem dwój, to może byś się rozleniwił".

I z tą zasadą Pana syn doszedł aż do nominacji prezydenckiej, która przecież też nie była przezeń zaplanowana, tylko poniekąd spadła właśnie jak wydarzenie, które należało przyjąć. 

Oczywiście, bo jak można sobie zaplanować, że zostanie się prezydentem? Jasne, że trzeba mieć ambicję, aby osiągnąć trudne cele. Ale to Pan Bóg pokazuje, gdzie kto ma iść, bo to On rozdaje talenty. A moim zdaniem, mój syn jest bardzo utalentowany. W związku z tym, gdy ktoś przychodzi i proponuje taki urząd, to nie ma się prawa odmówić. To nie jest kwestia tego, czy ktoś chce czy nie; każdy ma obowiązek pomnażać swoje talenty. One są dawane za darmo, to żadna zasługa mieć talent do czegoś. A wracając do kwestii wychowania dzieci, tu też tak do tego podchodziliśmy. Dziecku pomaga się w jego ukształtowaniu, wspiera się w tym, co dobre, a karci, gdy robi źle. Ale też podstawą jest, aby dziecku wytłumaczyć, dlaczego musiało zostać skarcone. Karcenie z miłości jest obowiązkiem zapisanym w Biblii. Wiele dobrego można się także nauczyć z lektur patriotycznych, które dzisiaj wycinane są z kanonu.