Brawa dla Jezusa

Paulina Smoroń

publikacja 05.06.2015 06:44

Liczni wierni modlili się razem podczas Solnego Uwielbienia w Wieliczce. Wygłoszono również świadectwa.

Brawa dla Jezusa Nie zabrakło gorliwości w modlitwie Paulina Smoroń /Foto Gość

- Przyjmijcie to szczególne zaproszenie do tego, aby być dzisiaj z Nim. Używajcie dzisiaj rąk! Naprawdę można chwalić Pana, klaszcząc, podnosząc ręce! Cieszmy się, bo to jest radosny dzień! - wołał 4 czerwca wieczorem do obecnych na koncercie Radosław Kwiatek, prowadzący.

Tłumaczył też, że Bóg kocha każdego człowieka, mimo tego, co go spotyka, mimo jego grzechów i słabości.

Podczas tego spotkania zebrani mogli wysłuchać kilku niezwykłych świadectw. Jako pierwsza wygłosiła je Tania, 26-letnia Ukrainka, która w wieku 16 lat wpadła w problemy z alkoholem i papierosami. Wtedy jej mama zachorowała na nowotwór. W czasie swojej ostatniej modlitwy przy mamie obiecywała Panu Bogu, że zerwie z nałogami, jeśli tylko Ten ją wyleczy. Tak się jednak nie stało. Po jej śmierci Tania została sama z ojcem, który nadużywał alkoholu. Od tamtego momentu zaczęła szukać Boga w swoim życiu, bo zrozumiała, że tylko On może jej pomóc. Kiedy miała 19 lat, spotkała żywego Chrystusa na kursie Alpha. Kiedy miała 20 lat, zmarł jej tata, jednak - jak wspomniała - nie była to dla niej wielka tragedia, bo wiedziała, że jest z nią Bóg.

- Jezus dał mi mieszkanie i dał przyjaciół, ale najważniejsze, że mam tę rodzinę, której nigdy nikt mi nie odbierze - Trójcę Świętą. Nigdy nie będę sierotą, bo mam Ojca w niebie - opowiadała.

Tłumaczyła też zebranym, że jeżeli wydaje im się, iż są w sytuacji, z której ciężko wyjść, muszą pamiętać, że Jezus jest zawsze przy nich. On zawsze trzyma ich za rękę i nigdy nie zostawi.

Kolejną osobą, która podczas Solnego Uwielbienia wygłosiła świadectwo, był 44-letni Darek. Jak mówił, jest alkoholikiem, ale dzięki Jezusowi - trzeźwym. Zaczął pić, gdy miał 17 lat i wielokrotnie z powodu alkoholu tracił pracę. 15 lat temu zostawił swoją żonę z niemalże roczną córką dla innej kobiety.

- Wydawało mi się, że jestem szczęśliwy, ale to było kłamstwo, żeby usprawiedliwić swoje postępowanie - tłumaczył. - Żyłem w rozpuście, w kłamstwie, w obłudzie. Byłem człowiekiem z marginesu, niewidzącym dla siebie żadnego ratunku. Nie chodziłem do kościoła, a jeśli już zdarzyło mi się być na Eucharystii, to uciekałem z niej, patrząc z zazdrością na ludzi, którzy przyjmują Komunię.

W 2012 roku, za namową przyjaciółki, pojechał na rekolekcje - jak podkreślał - dla świętego spokoju. W pierwszy dzień Bóg powiedział do niego, że kocha go takiego, jakim jest, bezwarunkowo. - Uwierzyłem w te słowa, przyjąłem Pana Jezusa jako swojego Zbawiciela. Oddałem Mu swoje życie! - tłumaczył.

Mówił, że dzięki modlitwie wielu osób Jezus wyciągnął go z nałogu i pomógł żyć normalnie. Podkreślał, że dziś jest szczęśliwy, a jego życie jest pełne nadziei, co jest zasługą Boga. - Panie Jezu, kocham Ciebie, bo Ty zmieniłeś moje życie o 180 stopni! Jezu, ufam Tobie! Chwała Panu! - wołał.