Wawelska alchemia światła

Monika Łącka

publikacja 19.09.2015 23:51

Rozbłysły pioruny, zapłonął ogień, przemówiły nawet wawelskie głowy. Na królewskim dziedzińcu powiało grozą, gdy smok chciał zrównać zamek z ziemią.

Wawelska alchemia światła Mit o powstaniu państwa Wiślan i Słowian opowiedziany został za pomocą pełnego ekspresji tańca i muzyki. W rolę królowej Wiślan wcieliła się Dorota Segda Monika Łącka /Foto Gość

Ten spektakl poruszył wyobraźnię każdego widza i w niezwykły sposób wydobył z dobrze znanego - jak mogłoby się wydawać - Dziedzińca Arkadowego niesamowite piękno. Multimedialne widowisko "Wawel. Alchemia światła" przeniosło też w czasie i przestrzeni tych, którzy odważyli się wyruszyć w niezwykłą i pełną emocji podróż, która do samego końca trzymała wszystkich w niepokoju. Koniec okazał się jednak być zabawny i odprężający…

Zgodnie z pomysłem twórców widowiska, spektakl powstał, by w niespotykany dotąd w Polsce sposób przypomnieć wawelskie legendy, odtworzyć prastare obrzędy, a dzięki wykorzystaniu nowoczesnych technologii, m.in. visual art i 3D mapping, rzucić nowe światło na architekturę siedziby królów i zagospodarowanie jej przestrzeni. Plan udało się zrealizować nawet na 200 procent!

Na początku widowiska, za pomocą świateł, niespokojnej muzyki oraz pełnego ekspresji tańca, na scenie zaprezentowany został bowiem mit o powstaniu państwa Wiślan i Słowian. Później przyszedł czas na legendę o królu Kraku oraz zachwycającą, mappingową opowieść o budowie prastarego grodu warownego. Na nic jednak kunszt i pomysłowość budowniczych, bo już chwilę później z potężnej konstrukcji pozostała tylko sterta drewna trawionego przez szalejący ogień. Stało się to za sprawą groźnego smoka, który zionąc i wydając przerażające dźwięki próbował zniszczyć wszystko, co tylko spotkał na swej drodze. W końcu na przeciw wyszedł mu odważny rycerz i gdy wydawało się, że wszystko dobrze się skończy, nieoczekiwanie rozpoczęla się bratobójcza walka pomiędzy synami króla Kraka o władzę, królestwo i majątek. Kolejne sceny przyniosły widzom jeszcze więcej emocji - na ich oczach rozgrewała się wawelska legenda o alchemiku, opowiedziana za pomocą fuzji tańca, muzyki i efektów specjalnych.

Spokój nastał dopiero wtedy, gdy do życia obudziły się słynne wawelskie głowy i rozpoczęły między sobą fascynującą i dowcipną pogawędkę (przerwaną pojawieniem się Stańczyka) - o tym, kto z władców był rodowitym Polakiem, a kto Polakiem "z nabytku", co kto lubił jeść i dlaczego niektórzy nie znosili włoszczyzny, oraz o tym, jak przed wiekami wyglądało dworskie życie.

- Niesamowite widowisko! Warto było przyjść, by to zobaczyć. Domyślałam się, że spektakl będzie ciekawy, ale nie sądziłam, że może być zrealizowany z tak wielkim rozmachem - mówiła po spektaklu pani Katarzyna, która widowisko podziwiała wraz z mężem i dwojgiem dzieci.

Warto dodać, że "Wawel. Alchemia światła" to wspólny projekt Zamku Królewskiego na Wawelu oraz firmy Tauron, który powstał dzięki zaangażowaniu się w to dzieło całego sztabu artystów, aktorów, tancerzy, dźwiękowców, choreografów, charakteryzatorów oraz specjalistów od animacji i reżyserzy światła.

Scenariusz widowiska opracował Michał Zabłocki, a wawelskie głowy przemówiły głosami Anny Dymnej, Jerzego Stuhra (który nie omieszkał wspomnieć, że "ciemność widzi - widzi ciemność'), Grzegorza Turnaua i Jerzego Treli.

W trakcie spektaklu użyte zostały jedne z najjaśniejszych na świecie projektorów w technologii 3chip DLP, o łącznej mocy prawie 200 tys. lumenów. Obrazy zostały z kolei wyświetlone na ekranie o długości ok. 120 metrów i wysokości ok. 15 metrów, co dało ok. 1800 mkw. powierzchni.

Spektakle o podobnym rozmachu realizowane są m.in. na zamku w Osace, w Japonii.