ŚDM po godzinach...

publikacja 18.11.2015 22:20

W każdą trzecią środę miesiąca wolontariusze ŚDM dzielą się świadectwami w przytulnej podgórskiej kawiarni "Cafe Łąka".

ŚDM po godzinach... Patricię i Piotra połączyła miłość, której niestraszna była odległość 10 tys. km dzielących Polskę i Rio Monika Łącka /Foto Gość

Codziennie ciężko pracują w biurze Komitetu Organizacyjnego ŚDM, a pracę starają się pogodzić ze studiami - czasem nawet z nauką na dwóch kierunkach. Mimo to mówią, że czasu mają pod dostatkiem, dlatego niektórzy wolontariusze są też Młodymi Ambasadorami ŚDM. Odwiedzają różne parafie naszej diecezji (i nie tylko), by opowiadać wszystkim o Światowych Dniach Młodzieży, które zbliżają się wielkimi krokami, i zachęcają do otwarcia drzwi domów i serc dla pielgrzymów z całego świata.

Wolontariusze zgodnie przekonują też, że wspólna praca na rzecz wielkiego dobra tak ich zjednoczyła, że stali się jedną, wielką rodziną i wspólnotą, która lubi razem spędzać czas, bawić się i odpoczywać. Od października postanowili więc raz w miesiącu spotykać się "po godzinach", czyli w kawiarni, przy kubku gorącej kawy, herbaty lub czekolady i dobrym ciastku, by jeszcze lepiej się poznać i wymienić doświadczeniami oraz pomysłami. A w kawiarni, jak to w kawiarni - są też i inni goście, który może jeszcze o ŚDM nie słyszeli, a jeśli zobaczą pełnych zapału młodych ludzi i posłuchają ich historii, to może i ich serca zaśpiewają hymn "Błogosławieni miłosierni"?

- Gdy myślę o tym, co mi dały Światowe Dni Młodzieży, na których byłam w Madrycie, i gdy myślę o tym, co przeżywać będę w lipcu przyszłego roku, to aż się łezka w oku kręci - przekonuje Ola Antoszak, wolontariuszka i Młoda Ambasadorka ŚDM. Pochodzi z Tomaszowa Lubelskiego, a w Krakowie mieszka piąty rok, studiując biologię na Uniwersytecie Jagiellońskim i ogrodnictwo na Uniwersytecie Rolniczym. Do Madrytu na ŚDM pojechała jako wolontariuszka namówiona przez koleżankę i dziś zapewnia, że tak, jak chrześcijanie nie mogą nie mówić o Bogu, w którego wierzą, tak i ci, którzy byli na ŚDM, nie mogą o tym nie opowiadać. Bo to doświadczenie, które zmienia wnętrze człowieka (jeśli tylko pozwoli się w nim działać Panu Bogu), i chwile, których nigdy się nie zapomni.

ŚDM w Rio de Janeiro na pewno nie zapomną też Patricia i Piotr. Ona - bo z Rio pochodzi, ale teraz mieszka pod Wawelem i jako wolontariuszka długoterminowa pomaga w przygotowaniu ŚDM Kraków 2016. On - bo do Rio pojechał, by przeżyć bliskie spotkanie z Bogiem, papieżem i młodymi z całego świata. Okazało się, że spotkał też miłość swojego życia.

- W lipcu 2013 r. dowiedziałam się, że w mojej parafii gościć będzie grupa z Polski, o której nie wiedziałam zbyt wiele (oprócz tego, że to kraj Jana Pawła II), a proboszcz zaczął szukać osób mówiących po angielsku, które pomogą w tłumaczeniu katechez. Zawsze działałam w kościele, więc się zgłosiłam i już pierwszego dnia, podczas śniadania, zauważyłam, że Piotr jest jakiś inny niż reszta grupy... - opowiada Patricia.

Po powrocie do Polski Piotr postanowił nauczyć się portugalskiego, bo chciał podtrzymywać kontakt z dziewczyną, która i jemu wydała się "inna". Jego serce każdego dnia rwało się bowiem ku Brazylii. Ku zdumieniu Patricii, Piotr odwiedził ją już kilka miesięcy później, w listopadzie... - Zaczęłam się zastanawiać, jak to jest być z kimś, kto mieszka 10 tys. km ode mnie i czy to jest człowiek, na którego czekałam. Jakby w odpowiedzi na to, Piotr zaprosił mnie na Boże Narodzenie do Polski, do swojej rodziny. A później znów utrzymywaliśmy związek za pomocą Skype’a. W końcu czułam, że coś musi się wydarzyć - wspomina dziewczyna.

I rzeczywiście coś się wydarzyło. W styczniu tego roku Patricia miała zatrzymanie pracy serca i przez kilka dni była w śpiączce. Gdy się obudziła, Piotr był już przy jej łóżku. W szpitalu, gdzie przyjęła jego oświadczyny, spędziła w sumie 45 dni, ponieważ musiała mieć wszczepiony kardiowerter.

Od maja Patricia mieszka w Krakowie i wspólnie z Piotrem cały swój czas poświęcają na przygotowanie Światowych Dni Młodzieży. Nieustannie starają się też zbliżać do Boga i do siebie, bo już za 9 dni powiedzą sobie sakramentalne tak. Jednym głosem mówią też, że dla człowieka, który wierzy, nie ma rzeczy niemożliwych i cieszą się, że mogą dawać świadectwo tym, którzy być może nie mają nadziei na lepsze jutro.