To mógł być tylko Boży plan!

Monika Łącka

publikacja 13.02.2016 12:00

O dobru, które powraca, i fantazji potrzebnej do niszowych tematów z Joanną Adamik, ambasadorką ŚDM i dziennikarką Redakcji Programów Katolickich TVP Kraków, rozmawia Monika Łącka.

To mógł być tylko Boży plan! - Jestem opętana pragnieniem bycia potrzebną - mówi Joasia Adamik Monika Łącka /Foto Gość

Monika Łącka: Podobno masz zacięcie, żeby do reportaży wybierać tematy, które pokazują dobro?

Joanna Adamik: Zło ma wystarczająco mocną tubę medialną. Nie chcę go pokazywać. O wiele więcej wysiłku i fantazji potrzeba, by pokazać dobro w jego codzienności i prostocie. I nawet jeśli to dobro nie jest barwne, to zawsze jest nadzwyczajne i jest go o wiele więcej niż zła. Jestem tego pewna.

By promować dobro, podobno potrafisz nawet pieniądze spod ziemi wyciągać - bez nich trudno jest zrealizować reportaż.

Prawda jest taka, że od 5 lat nie dostajemy w telewizji pieniędzy na produkcję i, po ludzku patrząc, nasza Redakcja Programów Katolickich nie powinna istnieć. Zawzięłyśmy się jednak z Kasią Katarzyńską (operatorką telewizyjną i montażystką, z którą od lat tworzę duet) i z błogosławieństwem zmarłego w grudniu ub. roku ks. Andrzeja Baczyńskiego robimy swoje. W efekcie co tydzień mamy premiery - bez pieniędzy i budżetu.

Jak to możliwe?

Czasem ktoś nam je da, pomoże mniej lub więcej - nigdy jednak nie chodzimy i nie prosimy o nie. Ostatnio na przykład postanowiła nas wesprzeć pewna pani. Z głodu nigdy nie umarłyśmy, a - co ciekawe - czasem nawet dokładamy do produkcji z własnej kieszeni. Chciałyśmy bowiem pokazać ks. Andrzejowi, że praca jego życia nie poszła na marne - zwłaszcza ostatnio, gdy zmagał się z chorobą. Jasne, że czasem mamy chwile zwątpienia, gdy znowu pracujemy za darmo, ale robimy to, co kochamy. Realizujemy tematy, które czujemy, i które wracają do nas w zupełnie innej kategorii dobra i sympatii ludzkiej. Ważne jest też, że mamy dziennikarską niezależność i pracujemy zgodnie z sumieniem.

Ambasadorką Światowych Dni Młodzieży, czyli Bożego miłosierdzia, zostałaś w grudniu 2015 r. -To jakby konsekwencja tego, że w swojej pracy jesteś ambasadorką Pana Boga: mówisz o Nim ludziom, pokazujesz Jego działanie, dotykasz cudów...

Zaproszenie mnie do grona ambasadorów ŚDM było dla mnie całkowitym zaskoczeniem i niespodzianką. Do dziś nie wiem, czyj to był pomysł... W pierwszej chwili pomyślałam, że przecież kompletnie się nie nadaję do tej roli - nie jestem znana z pierwszych stron gazet i nie porywam tłumów, bo przecież jestem po drugiej stronie. Ja po prostu robię swoje, czyli tematy społeczne i religijne. Faktem jest, że udaje nam się zrobić i pokazać zjawiska niszowe, które w innych mediach nie mają przebicia. Z takimi tematami przychodzą do nas znajomi i zupełnie obcy ludzie. Podpowiadają, czym można się zainteresować, pokazują ludzi, którzy sami nigdy by się nie promowali. Jedno jest pewne - takich historii nigdy nie zabraknie. A czy dotykam cudów? Mocno wierzę, że cuda czyni Pan Bóg. I miłość. Mam na to dowody!

Promowanie dobra poukładało też nieco Twoje życie... Dobrem obdarowałaś dzieci, które bardzo go potrzebowały.

Największą radość w robieniu reportaży widziałam zawsze w tym, aby one pomagały - by komuś można było w ten sposób ulżyć, coś ułatwić, zwłaszcza najsłabszym i dzieciom. Później przez mój zawód zrodziła się moja druga pasja i miłość - bycie rodziną zastępczą. Robiłam bowiem reportaże na ten temat i idea bardzo trafiła do mojego serca. Choć tak naprawdę o tym, że będę mamą adopcyjną, postanowiłam wiele lat temu - bez względu na to, czy będę żoną i matką biologiczną.

I jesteś - aż trójki dzieci.

W dodatku sama je wychowuję, a jako pogotowie rodzinne mam jeszcze dwójkę podopiecznych. To mógł być tylko Boży plan. Ja tylko poświęciłam swoje życie jednemu - jestem opętana pragnieniem bycia potrzebną!

Wszystko zaczęło się układać, gdy trafiłaś do Redakcji Programów Katolickich?

Wcześniej, robiąc newsy i pracując po kilkanaście godzin na dobę, miałam małe pole manewru i dopiero gdy śp. ks. Andrzej - najlepszy szef na świecie - dał mi wolną rękę, zyskałam więcej życiowej przestrzeni. Wtedy rozszalały się moje marzenia o dzieciach - własnych i adoptowanych. W tym, że adoptowałam troje dzieci, widzę wielkie Boże miłosierdzie i prowadzenie. Będąc mamą, każdego dnia uczę się też kochać miłością bezinteresowną i miłosierną. Wdzięczna jestem również moim rodzicom, bez których nie byłabym ani dziennikarką, ani adopcyjną mamą.

O tym, jak Joasia Adamik rozumie Boże miłosierdzie i jak spełnia się w roli mamy adopcyjnej, można przeczytać w najnowszym "Gościu Krakowskim" (nr 07/2016).