Nie sądziłam, że będę się uśmiechać

Gość Krakowski 13/2016

publikacja 24.03.2016 00:00

O nadziei na zmartwychwstanie z Ewą Bodek, kiedyś wolontariuszką i koordynatorką wolontariatu w Hospicjum św. Łazarza, a obecnie podopieczną hospicjum, rozmawia Monika Łącka.

 – Hospicjum to wypełnienie jednej z misji Kościoła. Tu jedni za drugich się modlą i pomagają sobie – mówi Ewa Bodek (po prawej na zdjęciu z 2011 roku) – Hospicjum to wypełnienie jednej z misji Kościoła. Tu jedni za drugich się modlą i pomagają sobie – mówi Ewa Bodek (po prawej na zdjęciu z 2011 roku)
Archiwum Hospicjum św. Łazarza

Monika Łącka: W hospicjum usłyszałam, że była Pani dla wolontariuszy aniołem.

Ewa Bodek: Przez pierwsze lata mojego posługiwania działało tylko hospicjum domowe. Mieliśmy 50 wolontariuszy, a zespół koordynujący ich pracę tworzyłyśmy ja i dwie pielęgniarki. Do tej opieki domowej, która jest bardzo odpowiedzialna i trudna, przygotowywałyśmy każdego nowego wolontariusza – na pierwszą wizytę nigdy nie szedł sam. Chodziło o to, by budować zaufanie pomiędzy proszącymi o pomoc a wolontariuszami. Często mówiłam: „Boisz się? To pomódl się do Anioła Stróża”. Nie było też wolontariusza, za którego bym się nie modliła, polecając go Bogu. Zresztą to wszystko było Bożym planem – Pan dał mi za męża wolontariusza, nie mieliśmy dzieci, a każdą wolną chwilę przeznaczaliśmy na hospicjum.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.