Wszyscy jesteśmy z nieba

Dominika Cicha

publikacja 07.05.2016 10:56

O miłosierdziu Boga w bibliotece UPJPII opowiadali m.in. Arturo Mari, Arkadio, ks. Michał Olszewski, Katarzyna Olubińska i Aleksandra Zapotoczny.

Wszyscy jesteśmy z nieba Arturo Mari opowiadał m.in. o tym, jak w Seulu towarzyszył Janowi Pawłowi II podczas odwiedzin w namiocie dla trędowatych Dominika Cicha /Foto Gość

Arturo Mari przez 50 lat fotografował 6 papieży i przez te pół wieku nie wziął ani jednego dnia urlopu. Towarzyszył Janowi Pawłowi II od godz. 6.30 do północy, spoglądając na niego przez wizjer aparatu. Dobrze wiedział, jak wygląda "chodzące miłosierdzie".

6 maja spotkał się z młodzieżą, która - w ramach przygotowań do Światowych Dni Młodzieży - wzięła udział w konferencji "Mającego nadzieję w Panu miłosierdzie ogarnie” (Ps 31,10) - Święty Jan Paweł II Apostoł Miłosierdzia, Spotkanie Młodych".

Fotograf opowiedział o kilku niezwykłych wydarzeniach, których był świadkiem, pracując u boku Jana Pawła II. Jednym z nich była pielgrzymka do Seulu, gdzie papież odwiedził prowizoryczny szpital - namiot dla trędowatych. - Nie wiem, czy widzieliście kiedyś osobę trędowatą, choćby na zdjęciu. Człowiek trędowaty nie ma całej dłoni, ale kikut bez palców. Podobnie z twarzą - wszystko jest zjedzone przez chorobę: nos, oczodoły, a z ust wylewa się ślina. Czuć przy tym okropny zapach rozkładającego się ciała. A ojciec święty jednego po drugim przytulał, głaskał, ocierał usta. W tym szpitalu było ponad 800 pacjentów i papież podszedł do każdego z nich. To jest pokora, to jest miłosierdzie. To był cały Jan Paweł II - przekonywał Arturo Mari.

Przytoczył także historię, która wydarzyła się w Kongo. Papież odwiedził tam szpital dla dzieci. - Ojciec święty podchodzi do chłopca, który jest bardzo chory. Muchy wchodzą mu do nosa, widać jego wielki brzuch. Chłopczyk nic nie mówi, bardzo cierpi. Papież unosi go i kołysze w ramionach, jak ojciec. W pewnym momencie dziecko zaczyna się uśmiechać i otwiera oczy. Dwa metry od papieża stoi płacząca kobieta - matka tego chłopca. Papież przytula ją i szepcze jej coś do ucha. Kobieta zaczyna się uśmiechać. Za chwilę dołącza do nich ojciec dziecka. Kobieta mówi: „Ja nie wyznaję twojej wiary, ale mówią mi i ja wierzę, że jesteś święty. Uczyń cud” - wspominał papieski fotograf.

Opowiedział również o niezwykłej odwadze Jana Pawła II, który dwa dni po zamordowaniu polskich franciszkanów odbył pielgrzymkę do Ameryki Łacińskiej. - Papież dobrze wiedział, że na tym terenie grasuje "Świetlisty Szlak". - W pewnej chwili poprosił o mały stolik i megafon. Zdjął swój czerwony płaszcz, wskoczył na stół i zaczął krzyczeć bez opamiętania: ”Jesteście zbrodniarzami! Zabijacie kobiety, dzieci i mężczyzn bez powodu! Jeśli macie na tyle odwagi, wyjdźcie i mówcie!”. Ten krzyk wydawał się bezsensowny, bo papież krzyczał w zarośla. Potem się okazało, że było tam ukrytych 400 żołnierzy przed papieżem i 800 za nim. Dziś ta grupa już nie istnieje i to jest efekt dialogu. To rezultat pokory i miłosierdzia Bożego - podsumował A. Mari.

Oprócz Jana Pawła II, "chodzącym miłosierdziem" był także Pier Giorgio Frassati, czyli jeden z największych wariatów narodzonych dla nieba, błogosławiony od "ciemnych typów".

- Piotr był bardzo radosny, spontaniczny, zarażał wszystkich uśmiechem. Nie namawiał nikogo do uczestniczenia w codziennej Eucharystii, ale pokazywał, że w jego życiu to działa. Jego znajomi dopiero po śmierci Piotra zobaczyli, że żyli obok świętego - opowiadała Dorota z Towarzystwa Ciemnych Typów z Rybnika.

Takie towarzystwo Pier Giorgio i Marco Beltramo założyli w 1924 r. Była to grupa przyjaciół, która jeździła razem w góry, pomagała potrzebującym i cieszyła się życiem. Pier Giorgio starał się tu też zarażać swoich kolegów miłością do Pana Boga. 89 lat później stowarzyszenie powstało też w Polsce. Dziś należy do niego ponad 650 drabów i drabinek. Przyłączyć się do niego może każdy. Wystarczy zajrzeć na stronę: www.ciemnetypy.pl.

W konferencji udział wzięła także Aleksandra Zapotoczny, jedyna Polka, która współpracowała z Biurem Postulacji ds. Beatyfikacji i Kanonizacji Jana Pawła II. Jej zadaniem było gromadzenie dokumentacji niezbędnej do ogłoszenia Jana Pawła II błogosławionym i świętym. Jak powiedziała, po rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego do Watykanu zaczynały napływać setki listów zaadresowanych: "Jan Paweł II, Niebo".

- Ktoś prosił o dobrą żonę, ktoś o zdanie na studia, spłacenie pożyczki, powołanie. Ale po jakimś czasie zaczęły pojawiać się donosy o łaskach otrzymanych za sprawą Jana Pawła II - mówiła.

W listach nie brakowało historii o uzdrowieniach fizycznych czy nawróceniach. Jeden z nich pochodził od pani Izabeli, mamy Dawida, który chorował na raka nerki. Ten 11-letni chłopiec wiedział, że umiera i chciał się poddać. Ale jego rodzice postanowili, że zawiozą go do Rzymu. Przez całą drogę Dawid leżał w samochodzie na specjalnej desce, podłączony do rozmaitych rurek. W końcu jego tata wniósł go do watykańskich podziemi, gdzie spoczywało wówczas ciało Jana Pawła II. - Cała rodzina klęka przed grobem papieża, ale nie modli się już o cud. Powtarza: "Bądź wola Twoja". I dzieje się rzecz niesamowita. Dawid wstaje i na własnych nogach wychodzi z groty. Na placu św. Piotra biegnie, trzymając swoje spodenki, bo tak bardzo schudł, że spadały z niego ubrania. Po chwili prosi mamę, by dała mu kanapkę, a przecież od miesięcy nic nie jadł. Wraca do Polski w takim samym stanie, a ordynator nie może uwierzyć własnym oczom - opowiadała A. Zapotoczny. Niestety, rok później Dawid zmarł, ale jego rodzice pozostali wdzięczni Janowi Pawłowi II za to, że mogli spędzić z synem dodatkowy rok.

A. Zapotoczny zachęciła także, by pisać listy do polskiego papieża. Jak zapewniła, on żadnego nie pozostawia bez odpowiedzi.

Konferencja zakończyła się prelekcją Katarzyny Olubińskiej, dziennikarki "Dzień Dobry TVN", autorki bloga "Bóg w wielkim mieście".

- Na co dzień spotykam się z ludźmi, którzy są uważani za ludzi sukcesu, czyli mają wszystko: karierę, pieniądze, jeżdżą dobrymi samochodami. Wydaje się: superżycie. A jednak w tym życiu, w którym nie ma Boga, jest tylko pustka - przekonywała.

- My wszyscy jesteśmy z nieba. Mamy w sobie taką cząstkę, której nie zaspokoją ani miłość, ani kariera, ani dobre samochody, ani koleżanki, ani komplementy. To jest Pan Bóg i Jego miłość. I my jesteśmy zobowiązani, żeby tę cząstkę dalej nieść i się nią dzielić - dodała.

Spotkanie zorganizowali Uniwersytet Papieski Jana Pawła II i Komitet Organizacyjny ŚDM, a poprowadziła je Paulina Guzik.