publikacja 16.06.2016 00:00
O powrocie do wiary, spotkaniu miłosiernego Jezusa i cudach, jakie działy się na planie filmu „Bóg w Krakowie”, opowiada krakowski reżyser Dariusz Regucki.
– Wierzyć to dla mnie nie zwątpić w to, że Bóg mnie kocha – mówi reżyser.
Monika Łącka /Foto Gość
Monika Łącka: W filmie „Bóg w Krakowie” przekonujesz widzów, że chcąc dotknąć serca mistycznego Krakowa i poczuć jego ducha, warto zacząć od wizyty na wawelskim wzgórzu. Często tu bywasz?
Dariusz Regucki: Kiedyś bywałem częściej. Zawsze jednak, gdy ktoś do mnie przyjeżdża, przyprowadzam go na Wawel, a szczególnym miejscem jest dla mnie katedra. To przecież w niej miały miejsce ważne dla naszej ojczyzny wydarzenia. Przed laty mocno wstrząsnął mną też przejmujący moment, gdy Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Polski w 2002 r. zastygł wręcz na modlitwie przed Konfesją św. Stanisława. Minuty płynęły, a on tak trwał na rozmowie z Bogiem. Pokazał nam wtedy inny wymiar tego miejsca – tu naprawdę można wejść w intymną relację z Bogiem. Dlatego warto przychodzić do katedry, próbować uchwycić cząstkę mistycyzmu i choć na chwilę zastygnąć na modlitwie. Zwłaszcza w trudnych, życiowych sytuacjach, gdy człowiek instynktownie szuka omodlonych przez niezliczoną liczbę ludzi miejsc, w których można powiedzieć: „Panie Boże, ja już nie mogę, pomagaj mi”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.