– Zauroczyła mnie ich prosta duchowość i patriotyzm. Pomyślałem, że to mogłoby być dobre w Polsce, bo my w czasie pokoju nie umiemy być razem i czynić dobra. Współdziałamy tylko w czasie wojny – wspomina Andrzej Gut-Mostowy.
Rycerze Kolumba zawsze gotowi, by wyruszyć z pomocą.
Jan Głąbiński /Foto Gość
Podhalański parlamentarzysta poprzednich kadencji dobrze pamięta wizytę obecnego wielkiego rycerza Carla Andersona w Ludźmierzu. – Carl, kiedy zobaczył tłumy górali z polskimi i amerykańskimi flagami na uroczystościach odpustowych, z wielką radością i wzruszeniem powiedział nam, że „trzeba coś robić, bo tutaj musi się udać” – wspomina zakopiańczyk.
Łzy komandosa
– Przed laty poprosiliśmy też ludźmierskiego kustosza – zmarłego dwa lata temu ks. prał. Tadeusza Juchasa, by został naszym kapelanem. W grupie amerykańskich rycerzy goszczących w Ludźmierzu był Joseph Schulz, emerytowany komandos z Wietnamu. Ks. Tadeusz zaprosił nas wtedy na modlitwę przed figurą Królowej Podhala. Komandos płakał, a my wiedzieliśmy, że tu właśnie rozpoczniemy starania o pierwszą radę Rycerzy Kolumba w Polsce – opowiada A. Gut-Mostowy.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.