Najlepsza nagroda to uśmiech pielgrzyma

rg

publikacja 01.08.2016 16:38

Uczesnicy ŚDM opuszczają Kraków. Swoją posługę kończą także wolontariusze parafialni.

Najlepsza nagroda to uśmiech pielgrzyma Wolontariat podczas ŚDM to nie tylko praca, ale również szansa na zawarcie wielu międzynarodowych przyjaźni Renata Gadamska

Ostatnim dniem ich posługi była niedziela 31 lipca. Ci, którzy pracowali w parafii w Rzeszotarach k. Świątnik Górnych, do wieczora wydawali ostatnią ciepłą obiadokolację i suchy prowiant na poniedziałkową drogę do domów dla niemal 300 utrudzonych i przemokniętych pielgrzymów.

Przez cały tydzień przez ich parafię przewijali się Węgrzy, Rumuni, Hiszpanie, Portugalczycy, Francuzi, Słowacy.

Dominowali jednak Włosi. Dlatego, jak przyznają wolontariusze, była to dobra okazja, by nauczyć się choć kilku słów po włosku.

- Aqua, czyli woda, to było pierwsze słowo, jakie wypowiedzieli do nas po wyjściu z autokaru - wspominają wolontariusze.

Ostatnie godziny przed odjazdem pielgrzymów były czasem wspólnego tańca, gorączkowej wymiany adresów pocztowych i internetowych oraz numerów telefonów - słowem tego wszystkiego, na co wcześniej zabrakło czasu.

- Nie było łatwo, to prawda, zarwaliśmy nawet kilka nocy. Praca bywała nużąca, wymagająca. Wstawaliśmy bardzo wcześnie, nawet o 5 rano, kładliśmy się po północy, ale było warto. Czujemy ogromną satysfakcję! A najlepsza nagroda to uśmiech pielgrzyma. Gdybyśmy mogli cofnąć czas, zrobilibyśmy to wszystko jeszcze raz - mówią wolontariusze z Rzeszotar.

Na pożegnanie przygotowali swoim gościom własnoręcznie upieczone babeczki oraz niespodziankę muzyczną - Nauczyliśmy się w nocy jeszcze trzech piosenek, po włosku i hiszpańsku. Podsłuchaliśmy, co śpiewają Włosi, co się im podoba - mówili później.

W czasie ŚDM w pracy wolontariuszy parafialnych nie brakowało trudnych momentów. Obowiązki utrudniały lub uniemożliwiały udział w wydarzeniach centralnych i słuchanie papieskich przemówień. Sama pomoc pielgrzymom okazała się jednak doskonałą katechezą o miłosierdziu.

- Może nie za wiele mogliśmy posłuchać, ale zrobiliśmy, co było w naszej mocy, żeby pielgrzymi czuli się u nas jak najlepiej, jak w domu. Żeby byli zadbani, najedzeni, wysłuchani. Nie szczędziliśmy sił. To było miłosierdzie w praktyce. O to chyba właśnie chodzi - mówią wolontariusze.