Ona taka była. Dobra

mk

publikacja 18.02.2017 13:05

Helenę Kmieć, młodą wolontariuszkę, która zginęła podczas wyjazdu misyjnego, wspominają przyjaciele i znajomi.

Ona taka była. Dobra Wśród licznych pasji Heleny była także muzyka - śpiewu uczyła się w szkole muzycznej w Gliwicach, a swój talent wykorzystywała między innymi na pielgrzymkach arch. parafii św. Barbary w Libiążu

- Helenka była wyjątkową, niezwykłą i boską kobietą - zapewnia Ewa Kamińska, która Helenę poznała na Salwatoriańskim Forum Młodych w Dobroszycach. Jak wspomina, ważny był dla niej drugi człowiek - nie tylko potrafiła z każdym porozmawiać, ale też "podejmując codzienne działania zastanawiała się, co może dać drugiemu".

Być może dlatego "Helenkę lubili wszyscy", jak stwierdza Justyna Paciorek. - Na samym Facebook'u miałyśmy 55 wspólnych znajomych. I od żadnej z tych 55 osób nie usłyszałam, złego słowa na jej temat - że kogoś zdenerwowała, uraziła czy że ktoś jej nie lubi! To nie jest tak, że mówię to, bo jej nie ma. Ona taka była. Dobra - podkreśla.

- Wielka pokora, uśmiech na twarzy, młodzieńczy entuzjazm, chęć pomocy w najdrobniejszych sprawach - to wszystko promieniowało z Helenki z wielką mocą! - tak opisuje swoje spotkanie z młodą misjonarką Dobrochna Martenka, która poznała ją kilka lat temu, kiedy wraz z grupą młodzieży Helena przyjechała do Poznania. - Miała wtedy zaledwie 19 lat, a tak pięknie świadczyła o Miłości - mówi D. Martenka.

Ci, którzy poznali Helenę, często wspominają jej liczne talenty, którymi wyróżniała się już w przedszkolu. - Kiedy my dopiero uczyliśmy się pisać i czytać, Helenka jako jedyna z nas już to potrafiła. Do dziś wspominam jak nasza grupa przedszkolaków prosiła Helenkę, by po obiedzie poczytała nam bajkę. Nigdy nie odmawiała, a my z radością siadaliśmy w kołku, by w skupieniu i z wielkim podziwem wsłuchać się w to, co nam czytała - opowiada Katarzyna Ślusarczyk, która wspólnie z Heleną chodziła do libiąskiego przedszkola nr 4.

Później spotykały się m.in. na pieszych pielgrzymkach. - Swoją postawą dawała nam wszystkim niezwykłe świadectwo głębokiej wiary i miłości do Boga. Zawstydzała niejednego z nas znajomością Pisma Świetego i oddaniem w modlitwie - mówi K. Ślusarczyk. - Teraz w zwykłej codzienności, w chwilach słabości i zwątpienia, przywołuję takie wspomnienia, by tak jak Helenka potrafić znaleźć zawsze czas dla Pana Boga.

By tak jak Helenka odważnie iść przez życie i głosić Słowo Boże. Głęboko wierzę, że teraz Helenka czuwa nad nami tam, u Pana, w Królestwie Niebieskim i kiedyś wszyscy ponownie się spotkamy - dodaje.

Wśród licznych pasji Heleny była także muzyka - śpiewu uczyła się w szkole muzycznej w Gliwicach, a swój talent wykorzystywała między innymi na pielgrzymkach. Tam poznała ją Magdalena Kania. Kilka lat później spotkały się ponownie - w prowadzonym przez księży salwatorianów Wolontariacie Misyjnym Salvator.

- Uwielbiałam z nią śpiewać. Najbardziej w naszej kaplicy wolontariatu w Trzebini. Często dostawałam od niej sms: "Cześć Madzia! Co robisz? Może wpadniesz do Trzebini? Pośpiewamy...:)". I przyjeżdżałam. To były piękne chwile. Tylko my dwie i On - wspomina dzisiaj M. Kania. Dodaje, że „z Helenką to nigdy nie był zwykły śpiew. To była prawdziwa modlitwa!”.

- Miałyśmy jeszcze nagrać płytę misyjną. Miała też zaśpiewać Ave Maria na moim ślubie, chociaż nie zdążyłam jej o to poprosić. Ufam, że teraz będzie w tym wszystkim obecna jeszcze bardziej i wyprosi nam wiele łask. Bo jestem pewna, że Helenka jest w niebie! - zapewnia Madgalena.