Miłość, która zmartwychwstała

Paulina Smoroń

publikacja 29.04.2017 21:46

W parafii św. Jadwigi Królowej w Krakowie zaprezentowany został musical opowiadający historię bł. s. Julii Rodzińskiej, męczennicy II wojny światowej.

Miłość, która zmartwychwstała S. Julia (leży pośrodku) podczas pobytu w niemieckim obozie w Stutthofie świadomie poszła do baraku, gdzie leżeli chorzy na tyfus, żeby z nimi być i towarzyszyć z modlitwą Paulina Smoroń /Foto Gość

To wyjątkowe widowisko i zarazem wspaniałe duchowe przeżycie, zatytułowane "Miłość zmartwychwstała", rozpoczęło się od sceny pogrzebu nawojowskiego organisty Michała Rodzińskiego. Osierocił on czworo dzieci, a wśród nich małą Stanisławę. To właśnie jej losy śledzili widzowie i razem z nią przeżywali ból po stracie rodziców oraz kolejne życiowe wybory. Wędrowali z nią od klasztoru sióstr dominikanek, aż po niemiecki obóz w Stutthofie, w którym zmarła. Siostra Rodzińska była jedną ze 108 męczenników II wojny światowej.

- Świadomie poszła do baraku, gdzie leżeli chorzy na tyfus, żeby z nimi być i towarzyszyć z modlitwą, bo przecież nie było szans na zdobycie lekarstw - opowiadała s. Benedykta Karolina Baumann OP, dominikanka i autorka libretta. - Później ci ludzie świadczyli o tym, że była to niezwykła kobieta, a kiedy tuż przed wyzwoleniem zmarła, ktoś nakrył jej ciało kawałkiem obozowej szmaty, co wtedy było aktem największego szacunku - dodała.

Choć po ludzku opowieść kończy się tragicznie, to z perspektywy wiary ta historia wcale się nie kończy. - To, co najważniejsze, trwa wiecznie i czeka na nas po drugiej stronie. Właśnie dlatego mówimy o miłości, która zmartwychwstała - wyjaśniła s. Baumann.

Opowieść o s. Rodzińskiej, odważnej i pełnej zrozumienia dla cierpiących, wzbudziła zachwyt. Skromną scenografię dopełniły przejmujące słowa wypowiadane przez aktorów i przebijające się przez nie przesłanie, że Boża miłość nigdy nie umiera. Nieustannie wręcz powtarzano młodej zakonnicy, że dobro wciąż trzeba pomnażać, a ze swojego życia należy uczynić dar dla innych.

Trudno więc się dziwić, że 27 kwietnia krakowska publiczność za spektakl dziękowała owacjami na stojąco. Na widowni obecny był nawet bratanek błogosławionej, prof. Stanisław Rodziński, znany krakowski malarz.

- Bardzo podoba mi się ten musical. Historia s. Julii jest wzruszająca, a te głębokie słowa, które tu dziś usłyszałam, trafiły prosto w moje serce - mówiła Aleksandra, która na spektakl przyjechała z Orzesza.

Sztukę wyreżyserował Sylwester Różycki, natomiast muzykę, która zachwyciła publiczność, skomponował Przemysław Piechocki. W role aktorów wcielili się z kolei członkowie Chóru Kolegiackiego pod Opieką św. Cecylii w Środzie Wielkopolskiej i Chóru Parafii Świętej Jadwigi Królowej we Wrześni. Odtwórczynią głównej roli była Weronika Szkudlarek, której przepiękny śpiew niewątpliwie poruszył każdego.

Do tej pory spektakl zobaczyła już publiczność we Wrześni, Środzie Wielkopolskiej, Miłosławiu, Inowrocławiu, Rzeszowie i Tarnobrzegu. Jak potwierdza s. Benedykta, za każdym razem postać błogosławionej wzrusza widzów i napełnia ich nadzieją, że miłość zmartwychwstała.

Z Krakowa artyści ze swoim musicalem ruszają w dalszą trasę. Już w niedzielę wystąpią przed publicznością w Nowym Sączu, a następnie w Warszawie, Łodzi i Piotrkowie Trybunalskim.