Zaprosiliśmy Ją na wesele

ks. Ireneusz Okarmus

|

Gość Krakowski 19/2017

publikacja 01.08.2017 14:27

- Gdy patrzę na moje życie z perspektywy lat, wiem, że doznałam cudownego uzdrowienia duszy. To Maryja wyprosiła mi tę łaskę - wspomina Marta.

Zaprosiliśmy Ją na wesele Dla pątników nie liczą się deszcz ani inne trudy drogi, tylko to, że spotkają się z Matką Łukasz Kaczyński /Foto Gość

Marka poznała na ostatnim roku studiów. Był duszą towarzystwa - inteligentny, przystojny, elokwentny, wrażliwy. Od razu pojawiło się między nimi gorące uczucie. Marek też od pierwszych chwil zakochał się w Marcie. Po kilku miesiącach postanowili, że zamieszkają razem. - Nie myśleliśmy o ślubie ani o tym, że to grzech. Oboje byliśmy na takim etapie życia duchowego, że nie przejmowaliśmy się przykazaniami, choć pochodziliśmy z bardzo religijnych rodzin - wspomina Marek. Zaraz po studiach oboje znaleźli dobrze płatną pracę. Marta rozpoczęła też studia doktoranckie. Wkrótce okazało, że jest w ciąży.

- Nasi rodzice chcieli, byśmy wzięli ślub, który nas nie interesował. W końcu zdecydowaliśmy się na ślub cywilny, po którym trafiłam do szpitala. Synek urodził się w 6. miesiącu ciąży. Choć lekarze zapewniali, że wszystko będzie dobrze, zmarł po dwóch dniach - opowiada Marta. Powrót ze szpitala do domu był początkiem czegoś, co teraz nazywa czasem próby, który okazał się łaską. - Mój stan psychiczny w pierwszych tygodniach po śmierci dziecka był fatalny. Nie pracowałam, byłam pod opieką psychologa. Jednocześnie w stosunku do Marka bardzo się zmieniłam. Obwiniałam go za to, co się stało. Byłam nieznośna w domu, a czułość i namiętność gdzieś odeszły - wspomina.

Marek też szukał porady u psychologa. Mijały jednak miesiące, a w zachowaniu Marty nic się nie zmieniło. Koledzy i koleżanki z pracy Marka widzieli, że w jego małżeństwie źle się dzieje. Wtedy poznał Iwonę. - Nie szukałem romansu, ale zrozumienia. Dobrze nam się rozmawiało. Gdy inne koleżanki radziły mi, że powinienem się rozstać z Martą, ona jedyna pytała, czy jeszcze ją kocham. Emanowała spokojem i ciepłem. Przypominała żonę z czasów, gdy się poznaliśmy. Któregoś dnia powiedziała, że choć darzy mnie uczuciem, nie chce budować szczęścia na czyimś nieszczęściu. Wróciłem do domu przygnębiony, a Marta czekała na mnie, aby powiedzieć, że wie, że ją zdradzam. Na nic były zapewnienia, że to nie jest prawda. Powiedziała, że wnosi sprawę o rozwód. Nie chciałem tego - wspomina Marek.

Sprawa rozwodowa przeciągała się, a Marta była coraz bardziej wściekła na Marka, że nie zgadza się na rozwód. W tym czasie siostra poprosiła ją, aby była chrzestną jej dziecka, ale Marta początkowo nie chciała, bo wiedziała, że przy tej okazji musi „zaliczyć” spowiedź, u której nie była już kilka lat. I właśnie to, co miało być formalnością, okazało się łaską, bo Bóg postawił na jej drodze mądrego kapłana. - Spowiednik wskazał mi, że przyczynami nieudanego związku są pycha, egoizm i brak przebaczenia. A ja nie miałam zamiaru przebaczyć Markowi. „Za pokutę” miałam tego dnia uczestniczyć w Mszy oraz przed obrazem Matki Bożej odmówić Różaniec w intencji Marka. Nie umiałam się modlić, bo nie robiłam tego od dawna - nie kryje Marta. Różaniec był dla niej męką, a gdy wychodziła z kościoła po Mszy, prześladowała ją jedna myśl: dlaczego Marek nie chce rozwodu? - Zadzwoniłam, by o to zapytać. Odpowiedział krótko: „Ponieważ cię kocham”. Na drugi dzień jeszcze raz poszłam do konfesjonału, do tego samego kapłana - wspomina. Tym razem odbyła długą rozmowę, a ksiądz poradził jej modlić się codziennie na różańcu i zaproponował, by na kolejną rozmowę przyszła razem z Markiem.

Zjawili się po kilku dniach, jak obcy sobie ludzie. Kapłan wziął ich do kościoła i - ku ich zdziwieniu - zaczął głośno z nimi odmawiać Różaniec, by Bóg oświecił ich, co mają robić. - Podczas modlitwy nagle coś mnie opuściło. Patrzyłam na Marka inaczej niż jeszcze pół godziny wcześniej. Wycofałam sprawę rozwodową, a za namową księdza zaczęliśmy planować ślub kościelny - mówi Marta. Na datę ślubu wybrali 26 sierpnia i postanowili, że do tego dnia nie będą mieszkać razem. Wtedy kapłan zasugerował, że skoro ślub będzie w święto Matki Bożej, to może ostatnim etapem ich duchowego przygotowania mogłaby być piesza pielgrzymka na Jasną Górę. - Powiedział: „Pójdziecie do Matki jako narzeczeni, którzy chcą Ją zaprosić na wesele”. To, co wydarzyło się podczas pielgrzymki, jest naszym największym darem, na którym zbudowaliśmy szczęśliwe małżeństwo. I co roku idziemy w pielgrzymce, by za to dziękować - dodaje wzruszony Marek.

XXXVII Piesza Pielgrzymka Krakowska wyruszy 6 sierpnia. Szczegółowe informacje na: www.pielgrzymkakrakowska.diecezja.pl.

Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.