Bóg coś nam przez babcię mówi

Monika Łącka

|

Gość Krakowski 37/2017

publikacja 14.09.2017 00:00

Do dziewięćdziesiątki książki wręcz pochłaniała, a odkąd zaczęły się problemy ze wzrokiem, chętniej słucha poważnej muzyki lub śpiewu ptaków. Irena Weiner, najstarsza lekarka w Polsce, skończyła niedawno 105 lat, a energią mogłaby się podzielić z niejednym młodzieniaszkiem.

– Nie spodziewałam się, że doczekam takiego wieku – śmieje się pani Irena. Na zdjęciu z wnuczką Moniką Mazanek-Mościcką, która również jest lekarzem. Na fotografii archiwalnej widać Irenę Weiner z czasów jej młodości. – Nie spodziewałam się, że doczekam takiego wieku – śmieje się pani Irena. Na zdjęciu z wnuczką Moniką Mazanek-Mościcką, która również jest lekarzem. Na fotografii archiwalnej widać Irenę Weiner z czasów jej młodości.
Monika Łącka /Foto Gość

Dobrą formę pomaga jej zachować wrodzony optymizm, dzięki któremu pani Irena ze spokojem patrzy w przyszłość, a opowiadając o przeszłości, woli skupiać się nie na smutnych, lecz na pozytywnych zdarzeniach. Łatwego życia jednak nie miała – przeżyła dwie wojny i Syberię, gdzie spędziła 6 lat. Mając dobre serce i ogromną wrażliwość na drugiego człowieka, również tam leczyła i pomagała komu tylko mogła. – Największy sentyment miałam do Czeczenów. Gdy stamtąd wyjeżdżałam, kobiety ze wsi płakały z żalu – wspomina I. Weiner. Już po powrocie do Polski, gdy osiadła w Krakowie, chciała jakoś się do nich odezwać. Listu jednak nigdy nie wysłała, bo bała się, że gdy komuniści dowiedzą się, iż miejscowi mają „kontakty” w Polsce, będą mieć przez nią problemy.

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.