publikacja 26.09.2017 11:05
W poniedziałek wieczorem na Wiśle pod Wawelem odbyła się kolejna "Ewangelizacja na Barce", którą poprowadziła s. Teresa Pawlak ZSAPU.
S. Teresa Pawlak często odwoływała się do obrazu "Ecce Homo", namalowanego przez św. Brata Alberta Łukasz Kaczyński /Foto Gość
Albertynka podkreślała podczas spotkania, że każdy człowiek szuka miłości - wierzący czy niewierzący, bogaty czy biedny. - To przestrzeń, która łączy wszystkich - powiedziała. Następnie, opowiadając o obrazie "Ecce Homo" Brata Alberta, tłumaczyła, jak wielka jest miłość Boga do człowieka.
Wskazała na sznur, który opasa Chrystusa, i porównała go do wszystkich trudnych sytuacji, które wierzący może napotkać w życiu. - Często widzimy naszą przeszłość jak krwawiącą ranę. Ale zapominamy, że ta rana jest w sercu Pana Boga i że może trudność, która mnie krępuje i przez którą czuję się bezradny, sprawia, że dotąd od Boga nie uciekłem - stwierdziła.
Zakonnica przekonywała, że miłość Boga nigdy nie ustaje. - W tym obrazie chodzi o miłość. Nie uszanowaliśmy Boga, ale On nam pokazuje, że nawet w tej sytuacji nieuszanowania jest miłością i Kimś, kto kocha. Pytanie tylko, co ja robię z tą miłością - mówiła.
Dodała, że Bóg dał człowiekowi wolność, w której on często upada, ale jednocześnie Bóg nieustannie czeka, aż każdy wróci do Jego serca. - Bóg chce być z nami w naszych nieraz bardzo popapranych życiowych sytuacjach - czeka cierpliwie i z miłością, byśmy odkryli, że błoto naszych grzechów to nie jest naturalna przestrzeń życia. Chce nam pomóc dojść do miejsca, gdzie będziemy mogli się rozwijać - opowiadała.
S. Teresa poprosiła zebranych, by nie zapominali o tym, że Bóg wszelki trud i cierpienie ogarnia swoją miłością. Zwróciła uwagę na trzcinę, którą Chrystus trzyma w dłoni na obrazie Adama Chmielowskiego i przyznała, że ona najbardziej odnajduje się właśnie w niej.
- Nasze życie jest często słabe i kruche jak ta trzcina. Ale w dłoni Boga nabiera zupełnie innego kształtu - może mieć wartość berła, gdyż chwałą Boga jest człowiek żyjący prawdziwie. I tutaj rodzi się pytanie: w czyjej dłoni chcę, by było moje życie? Bo tylko w dłoni Chrystusa będzie ono na chwałę Boga - wyjaśniła. Przestrzegła też zgromadzonych, by na modlitwie kończącej spotkanie nie przyjmowali Jezusa jako Pana i Zbawiciela wyłącznie słowami.
- One muszą mieć przełożenie na naszą codzienność. Nie mogą być ważne jedynie wtedy, kiedy siedzę na barce i śpiewam religijne piosenki. Ale przede wszystkim wtedy, gdy wnerwi mnie mój sąsiad, gdy pojawi się choroba, gdy ktoś powie mi coś trudnego - tłumaczyła albertynka.