Najpierw ja, a potem mój wózek

Monika Łącka

|

Gość Krakowski 42/2017

publikacja 19.10.2017 00:00

– Jeśli Bóg coś nam daje, to tylko w obfitości – przekonuje Basia Turek, która z dwojgiem przyjaciół autostopem dotarła do Rzymu, by przekazać papieżowi... 10 tys. intencji z prośbą o modlitwę.

– Miłosierdzie Boże jest tajemnicą i czymś, bez czego trudno byłoby żyć – mówi Basia. Na zdjęciu z Dawidem Kostkowskim, jednym z jej aniołów, którzy m.in. pomagają poruszać się  po mieście. – Miłosierdzie Boże jest tajemnicą i czymś, bez czego trudno byłoby żyć – mówi Basia. Na zdjęciu z Dawidem Kostkowskim, jednym z jej aniołów, którzy m.in. pomagają poruszać się po mieście.
Monika Łącka

Pielgrzymka była o tyle niezwykła, że Basia jest niepełnosprawna (porusza się na wózku inwalidzkim) i wymaga pełnej opieki. – Do Watykanu dojechaliśmy w nieco ponad 48 godzin. To Jezus czuwał nad tą wyprawą. Sami nie dalibyśmy rady – nie ma wątpliwości dziewczyna, która czerpie z życia pełnymi garściami. Nie zawsze jednak było tak różowo...

Skok na głęboką wodę

Kiedyś Basia czuła się niczym księżniczka zamknięta w wieży – nie miała przyjaciół i bardzo rzadko bywała „w wielkim świecie”. Przełom nastąpił 7 lat temu, gdy była na II roku studiów i wyprowadziła się od rodziców. Wylądowała w akademiku, bo bardzo chciała się usamodzielnić, mimo że wielu osobom ten pomysł wydawał się irracjonalny. „Jak ty sobie, dziewczyno, poradzisz?!” – pytali. A Basia była pewna, że wycofać się już nie może. Nie była też sama, bo od jakiegoś czasu bliżej poznawała Boga.

Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.