Pamiętam te chwile z detalami

Miłosz Kluba

|

Gość Krakowski 38/2017

publikacja 03.11.2017 17:03

- To była najważniejsza oaza w moim życiu - mówi o rekolekcjach w Krzeszowie w 1979 roku abp nominat Grzegorz Ryś, który jutro obejmie archidiecezję łódzką.

Uczestnicy ćwiczeń duchowych w Krzeszowie. 15-letni Grzegorz stoi w najwyższym rzędzie, po prawej stronie wykonanego przez siebie znaku oazy Uczestnicy ćwiczeń duchowych w Krzeszowie. 15-letni Grzegorz stoi w najwyższym rzędzie, po prawej stronie wykonanego przez siebie znaku oazy
Archiwum prywatne

Patrząc na czarno-białe zdjęcie z II stopnia Oazy Nowego Życia, biskup Grzegorz Ryś wylicza kolejnych uczestników, którzy później zostali kapłanami. - A to jest najważniejszy ksiądz - mówi, wskazując postać nieżyjącego już ks. Janusza Nanowskiego, moderatora. Bp Ryś mówił o nim także, kiedy w sali Okna Papieskiego dziękował swoim współpracownikom z krakowskiej kurii. - On pierwszy powiedział, że będę księdzem. Z tym, że nie powiedział tego mnie - wspominał ze wzruszeniem nowy metropolita łódzki.

W 1979 roku przyszły biskup przeżywał II stopień oazy po raz pierwszy. Potem, jak wspomina, wracał na te rekolekcje już jako animator i ksiądz. - Tak mnie ten drugi stopień zauroczył. On jest streszczeniem kerygmatu - dziś bym tak powiedział, wtedy nawet nie używałem takich słów - mówi arcybiskup nominat. - To są piękne rekolekcje - podkreśla, przypominając, że motywami przewodnimi tego etapu formacji oazowej są Pascha (odczytywana w perspektywie Nowego Testamentu i zmartwychwstania) oraz liturgia. Tu znów wraca wspomnienie o ks. Nanowskim. - Miałem notatki ze szkoły liturgii, którą on prowadził na tych rekolekcjach. Muszę powiedzieć, że niewiele więcej się potem dowiedziałem w seminarium, gdy chodzi o rozumienie liturgii - przyznaje abp Ryś.

Pamiętam te chwile z detalami   Ci, którzy spotkali go na oazie, zapamiętali rysunkowy "podpis" Grzegorza Rysia. Powyżej "autograf" dla Czytelników GN arch. prywatne Rekolekcje w Krzeszowie zapamiętał także przez - jak sam mówi - intensywność i spontaniczność modlitwy, która łączyła oazową wspólnotę. Opowiada m.in. o tym, jak po powrocie z górskiej wycieczki poszli się krótko pomodlić. - Modlitwa, która tam wtedy wybuchła, trwała dobrze ponad godzinę. Nikt nie chciał wychodzić - opowiada. - Następnego dnia, a może dwa dni później, mieliśmy kolejną wycieczkę, i to „stanową” - dziewczyny poszły z siostrami, a my z ks. Januszem. Przegonił nas wtedy ostro. Byli sami chłopcy, to można było poszaleć, a on przecież chodził po górach wyśmienicie. Wróciliśmy późno po wyczerpującej trasie, a gdy weszliśmy do kościoła, było kolejne półtorej godziny - opowiada. Później dowiedział się od ks. Nanowskiego, że gdy uczestnicy wyjechali, moderator i animatorzy poszli się pomodlić pod grotę Matki Bożej (widoczna na zdjęciu wyżej). - Wszyscy się popłakali. To było tak mocne doświadczenie wiary - opowiada nowy biskup łódzki. - To jest prawie 40 lat, a ja te momenty pamiętam z detalami - podkreśla.

Nie chodzi tylko o doświadczenia duchowe. - Oaza była pewnym wydarzeniem całościowym - mówi biskup. Wspomina „pogodne wieczory”, na których młodzi uczyli się kulturalnej, bezalkoholowej zabawy i radości, oraz wieczory poważne, w czasie których mówiono m.in. o patriotyzmie. - Bardzo ważne są też relacje. 15 dni to jest dużo czasu, wystarczająco nawet, żeby się zakochać - uśmiecha się bp Ryś. Przypomina wyjścia w góry, mecz oaza kontra miejscowi, kuligi, narty (w czasie zimowych rekolekcji), a nawet wzniecony przez oazowiczów pożar. - Po kuligu koledzy powywieszali przemoczone koszule na piecu kaflowym, a jeden z nas wyjął wkładki z butów i położył na wkładzie elektrycznym do pieca. Gdzieś tak o 2.00 w nocy te wkładki się zapaliły, a od nich zajęły się te wszystkie koszule. Wietrzyliśmy ten osmolony pokój do rana - wspomina biskup.

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.