Spłacam swój dług

Monika Łącka

|

Gość Krakowski 04/2018

publikacja 25.01.2018 00:00

Siedem lat temu pan Jerzy Kozek poważnie zachorował. Zdrowie odzyskał pół roku później, w niezwykłych okolicznościach. – Stał się cud – mówi jego żona Regina.

▲	– Bóg od zawsze mocno nas dotyka, a my, będąc od prawie 40 lat w Domowym Kościele, staramy się dobrze Mu służyć – zapewniają Regina i Jerzy. ▲ – Bóg od zawsze mocno nas dotyka, a my, będąc od prawie 40 lat w Domowym Kościele, staramy się dobrze Mu służyć – zapewniają Regina i Jerzy.
Monika Łącka /Foto Gość

Zaczęło się niewinnie – wiosną 2011 r. tryskający do tej pory energią pan Jerzy nagle zaczął źle się czuć i tracić siły. Gdy wkrótce nie mógł już poruszać rękami, a problemem stało się utrzymanie głowy w pionie, sprawa stała się bardzo poważna. Trafił do szpitala, ale lekarze tylko bezradnie rozłożyli ręce i nie potrafili powiedzieć, co się dzieje. W końcu córka, widząc, że ojciec nie jest w stanie nawet się ogolić, zdecydowała, że zawiezie go na zabiegi rehabilitacyjne, by ktoś wymyślił, jak mu pomóc. Dobrze zrobiła, bo to właśnie tam padło podejrzenie, że być może jest to miastenia – autoimmunologiczna choroba atakująca i niszcząca mięśnie. Objawy się zgadzały: panu Jerzemu powieki same opadały, poruszanie stało się prawdziwym wyzwaniem, a głowę trzeba było podtrzymywać, żeby mógł jeść.

Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.